Polska Agencja Prasowa: W jednym z czerwcowych wywiadów podkreślił pan, że im szybciej zakończą się w kadrze relacje koleżeńskie siatkarzy ze Stephane'em Antigą, tym lepiej dla reprezentacji. Z pana obserwacji treningów podczas zgrupowania w Bełchatowie wynika, że można już mówić o dystansie na linii szkoleniowiec-zawodnicy? Marcin Możdżonek: - Myślę, że on narasta i moim zdaniem to dobrze. Stephane jest już naszym trenerem i niech tak zostanie. Mamy bardzo ważne rzeczy do zrobienia, do osiągnięcia i wszystko zmierza w dobrym kierunku. Antiga wypracował sobie przez ostatnie dwa i pół miesiąca autorytet wśród zawodników z reprezentacji? - On miał już go zanim został trenerem. Ale czy ma go jako szkoleniowiec? - Na wypracowanie sobie takiego autorytetu będzie musiał ciężko zapracować, tak jak i my robimy to na treningach. Póki co wszyscy - i mam nadzieję, że tak pozostanie jak najdłużej - ufają mu i wierzą w drogę, którą obrał. W niedzielę rozpoczyna się zgrupowanie we francuskiej miejscowości Capbreton, gdzie zawodnikom mogą towarzyszyć rodziny. Cieszy taka perspektywa? - Bardzo. Tak naprawdę do tej pory - gdy był na to czas - zawsze mogliśmy na zgrupowaniach liczyć na spotkania z bliskimi. Nie jest to nowością, tyle że po raz pierwszy dotyczy to wyjazdu zagranicznego. Trenerzy nie robili z tym kłopotu, ale też wyznaczali pewne granice. I tak będzie też tym razem. Nie ma obaw, że obecność rodzin będzie dekoncentrować i utrudniać skupienie podczas treningów? - W żadnym wypadku. Teraz można sobie na to pozwolić. Będziemy pracować nad siłą i kondycją, ale będzie trochę mniej samej siatkówki. Dlatego jest to dobry czas na integrację z bliskimi. Trzecia edycja treningów dla dzieci pomaga rozładować stres przed rozpoczynającymi się za niewiele ponad miesiąc mistrzostwami świata? - W jakimś stopniu jest to odskocznia od tego, co się dzieje wokół reprezentacji i siatkówki w Polsce. Z każdym dniem presja i ciśnienie narastają. Dlatego można to traktować jako odskocznię. Pan, uchodzący raczej za opanowanego i analizującego wszystko na chłodno, też odczuwa tę presję? - Odczuwam, ale nie jest to ogromny stres, nawet nie jest to niepokój. To jest dla mnie sytuacja jak najbardziej normalna. Nikt nigdy mi nie gwarantował miejsca w reprezentacji, zawsze musiałem o nie walczyć. Ostatnimi laty udawało mi się to z dobrym skutkiem i mam nadzieję, że teraz będzie podobnie. To, że impreza odbędzie się w Polsce sprawia, że turniej ma dla pana dodatkowy smaczek? - Oczywiście. To ogromne wydarzenie sportowe. Jesteśmy dumni, że będziemy je organizować, my jako Polska. Dlatego też teraz wszystko staramy się podporządkować przygotowaniom do tej imprezy, aby wypaść w niej jak najlepiej. Czy ze względu właśnie na przygotowania do mundialu któryś z kolegów z reprezentacji odmówił panu pomocy przy tegorocznych treningach z dziećmi? - Tak. Niestety miałem z tego powodu bardzo małe pole do manewru. Mnie samemu też nie było łatwo. Na zajęcia z dziećmi w Gdańsku trener Antiga zwolnił mnie, ale zaraz po ich zakończeniu musiałem wsiąść w samochód i wrócić do Bełchatowa na popołudniowy trening kadry. To już trzecia edycja pana treningów dla najmłodszych. Można żartobliwie powiedzieć, że nabył pan już spore doświadczenie pedagogiczne. - Na pewno w przyszłości mi się to przyda. Z każdym rokiem oraz z każdym treningiem czuję się coraz swobodniej. I chyba coraz lepiej mi to wychodzi. Dzieci nie wybiegają z płaczem z sali, więc nie jest źle. Zauważył pan, aby wpłynęły one jakoś na pana? - Na pewno. Zwiększył mi się poziom tolerancji i cierpliwości. Zrobiłem się jednak też bardziej stanowczy, bo jako trener muszę wymagać. Same zalety? - Mówmy o zaletach, a wady przemilczmy. Tegoroczne zajęcia zmieniły się w porównaniu z tymi sprzed 12 miesięcy? - Zmieniają się szczegóły, układ ćwiczeń, ale idea ta sama. Siatkówka jest taką grą, w której trzeba trenować poprzez wielokrotne powtarzanie tego samego, bardzo żmudne. Tu nic nowego nie wymyślimy, po prostu żeby dobrze grać w siatkówkę, trzeba ciężko trenować i ciągle powtarzać to samo. Rozmawiała Agnieszka Niedziałek