Na ten finał czekaliśmy 48 lat. Po tym, jak w Montrealu nasi siatkarze sięgnęli po złoty medal igrzysk olimpijskich, tym razem przed taką szansą stanęło niezwykłe pokolenie. Ostatnich kilkanaście lat to prawdziwy boom na siatkówkę w Polsce. Mnóstwo sukcesów na koncie naszych zawodników, ale wciąż brakowało olimpijskiego medalu. W końcu Biało-Czerwoni przełamali niemoc. W półfinale pokonali USA i w walce o złoto zmierzyli się z gospodarzami - Francuzami. Polski siatkarz musiał dać upust emocjom. Mówi, do czego doszło po finale Piotr Nowakowski musiał wychodzić z hali. Nie wytrzymywał na finale W South Arena kibice zgotowali piekło. Polacy przegrali 0:3. - Były duże nerwy. Momentami nawet wychodziłem z hali. Nie mogłem patrzeć. Nie mogłem też nic poradzić, bo nie mogłem wejść na boisko. Było to silniejsze ode mnie, dlatego musiałem trochę ochłonąć. Teraz emocje opadają. Jest trochę smutku. Myślę jednak, że z jakiś czas wszyscy będziemy się cieszyć - mówił Nowakowski. Tego dnia nie było mocnych na Francuzów. Grali doskonale w każdym elemencie. On wiele razy musiał rywalizować z urazami. W finale olimpijskim patrzył na to, jak bardzo na boisku cierpiał Marcin Janusz. Niemal każde zagranie powodowało u niego grymas bólu na twarzy. - Marcin strasznie cierpiał. Doskonale go jednak rozumiem. W takim meczu trzeba o wszystkim zapomnieć i wszystko zepchnąć na dalszy plan. Musiał się nafaszerować czym tylko mógł. Zagryźć zęby i grać. Taki mecz może się już nie powtórzyć. Mamy teraz kolejny cel. Za cztery lata można powalczyć o cenniejszy medal. Liczę na to, że w Los Angeles będzie jeszcze fajniej - zakończył. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport