Ma pan w kadrze zająć miejsce Mariusza Wlazłego. Zmienia pan zatem pozycję z przyjmującego na atakującego. Oswoił się pan już z nowymi zadaniami? Bartosz Kurek: - Jeszcze nie rozegraliśmy żadnego meczu. Nawet nie wiem, czy wyjdę w szóstce na pierwsze spotkania z Rosją. Koncentruję się przede wszystkim na tym, by jak najaktywniej spędzać czas na treningach. To właśnie na nich mogę popróbować wielu nowych dla mnie rzeczy. Na więcej nie mam wpływu, bo nie ja decyduję o tym, jak będzie wyglądać reprezentacja w trakcie tak długiego sezonu. Myślę, że trenerzy dobiorą takich zawodników, którzy na daną chwilę będą w najlepszej dyspozycji i będą gwarantować wysoki poziom sportowy. Pan się zatem nie nastawia na grę w wyjściowym składzie? - Wydaje mi się, że żaden z zawodników tak nie myśli. Z tego co widzę, jesteśmy wszyscy bardzo mocno zaangażowani, skoncentrowani i zmotywowani, by podnosić swoje umiejętności. Na razie tylko spokojną i sumienną pracą możemy sprawić, by w najbliższym czasie prezentować się dobrze na boisku. Dużo różni się pozycja atakującego od przyjmującego? - Wydaje mi się, że tak. Zawodnik na boisku pełni kompletnie inne role. Z czysto technicznych aspektów, ale i mentalnych. Dobrym atakującym nie zostaje się w tydzień. Na pewno, by pomóc tej reprezentacji, będę potrzebować dużo treningu, pomocy od kolegów i trenerów, ale jakbym nie wierzył, że będę w stanie osiągnąć wysoki poziom, to nie podjąłbym się tego wyzwania. Mówi pan, że te dwie pozycje różnią się mentalnie. Co to znaczy? - Po prostu w przyjęciu dominuje precyzja, zawodnik musi skoncentrować się na tym, by jak najdokładniej wykonać ten element. Nie potrzeba tyle agresji w grze. Z drugiej strony atakujący wie, że prawdopodobnie te najtrudniejsze piłki będą wędrować do niego i musi być na to przygotowany i odporny na to, że parę razy w trakcie spotkania może zostać zatrzymany blokiem. Każda rola ma na pewno także dodatkowe obciążenia i aspekty, do których należy inaczej mentalnie podchodzić. Mam nadzieję, że będę w tym roku w kadrze na tyle długo, że będę mógł nabrać doświadczenia w różnych sytuacjach. Ten sezon kadry jest wyjątkowo długi. Przygotowania zaczęły się w maju, a ostatni turniej - mistrzostwa Europy - rozegracie w połowie października. Fizycznie to spore obciążenie, a psychicznie? - Gdyby sezon kadry nie był tak długi, to po prostu szybciej zaczęlibyśmy przygotowania w klubie, więc prawie na jedno by wyszło. Pracę na boisku trzeba wykonać - czy to w reprezentacji, czy w klubie. Dla mnie nie ma różnicy. Inna jest za to motywacja. Gdy występuje się z orzełkiem na piersi, to pojawia się duma i chęć jak najlepszego reprezentowania własnego kraju. A klub to miejsce, gdzie zarabiamy pieniądze i musimy być profesjonalistami na co dzień, bo za to nam płacą. Nawiązał pan do gry w klubie. Wraca pan do Polski i w przyszłym sezonie będzie występować w barwach mistrza kraju Asseco Resovii Rzeszów. To była trudna decyzja? - Nie rozważam tego w ten sposób. Została podjęta i już nie myślę o rozterkach, jakie były. Mam nadzieję, że w Rzeszowie uda nam się stworzyć taką atmosferę, że każdy z nas będzie dumny i zadowolony z tego, iż gra w Asseco. Ostatnie dwa lata spędził pan we Włoszech. Każdy siatkarz marzy o tym, by kiedyś zagrać w tamtejszej lidze. Pan będzie to dobrze wspominać? - Tak, zdecydowanie tak. Dużo się nauczyłem, zobaczyłem wiele ciekawych rzeczy, poznałem sporo znakomitych zawodników, świetnych trenerów. Miałem okazję grać w jednym z najlepszych klubów w Europie. Mieć za partnerów jednych z najlepszych siatkarzy na świecie. Nikt i nigdy mi tego nie zabierze. Udało nam się coś wygrać, ale i przegrać. Dostałem przez te dwa lata pełen obraz Włoch. Nie wykluczam, że tam jeszcze wrócę. Mostów za sobą nie spaliłem. Pożegnaliśmy się w klubie bardzo sympatycznie i mam nadzieję, że będą mnie tam pozytywnie wspominać. W Lidze Światowej zmierzycie się z mistrzami olimpijskimi Rosjanami, nieobliczalnym Iranem i USA. Mocna grupa, prawda? - Myślę, że ze wszystkich drużyn najważniejszą dla nas powinna być ta czwarta, czyli Polska. Na tym powinniśmy się skoncentrować. Przez to, że kadra straciła pewne punkty, mówię tu o zawodnikach, którzy postanowili zawiesić kariery reprezentacyjne, doznała osłabienia - nie bójmy się o tym głośno mówić. Dlatego właśnie teraz musimy patrzeć na siebie. Znaleźć swój styl i postarać się o to, byśmy byli w stanie rywalizować z najlepszymi. Final Six rozgrywane będzie w Rio de Janeiro. W tej samej hali, gdzie za rok odbędzie się walka o olimpijskie medale. Ważne, by tam pojechać w tym roku i poznać obiekt? - Z tego powodu, co pani wymieniła, to nie. To nie ma wielkiego znaczenia. Najważniejsze jest to, by cały czas bić się z czołówką. Grać pod dużą presją z najlepszymi drużynami. To gwarantuje podnoszenie umiejętności. Z tego względu powinniśmy dążyć do tego, by zagrać w Final Six. Rozmawiała: Marta Pietrewicz