W pierwszej serii meczów w Lidze Narodów reprezentacja Polski wygrała z Włochami i Serbią, musiała jednak uznać wyższość Słowenii. Spotkanie z wicemistrzami Europy zakończyło się porażką 1-3. Dziś drużyna Vitala Heynena rozpoczyna drugą turę gier - jej pierwszym przeciwnikiem będzie Australia. Początek spotkania o godz. 18, transmisja w Polsacie Sport. Damian Gołąb, Interia: Za nami trzy pierwsze mecze polskich siatkarzy w Lidze Narodów. Czy powiedziały nam o kadrze coś ważnego? Ryszard Bosek, mistrz olimpijski z 1976 r., były selekcjoner polskiej kadry: Nam, kibicom, na pewno niedużo - tylko tyle, że kadra jest szeroka. Przede wszystkim dały zawodnikom możliwość gry na arenie międzynarodowej. Myślę jednak, że siatkarze są jeszcze w dość ciężkim cyklu treningowym, a każdy znosi to inaczej. Niektórym gra się łatwiej, inni nie mogą pokazać tego, co potrafią. My, kibice, cieszymy się, że kadra gra. Ale jaka jest jej wartość? Tego jeszcze nie wiemy. Większość siatkarzy zaliczyła dopiero po jednym meczu, ale kilku zdążyło się wyróżnić. Na przykład Mateusz Bieniek pokazał się z dobrej strony, zwłaszcza na zagrywce, o wyczynie Wilfredo Leona w polu serwisowym nie wspominając. - Jeśli trener nie ma jeszcze pewności co do pełnego składu na igrzyska, to raczej wątpliwości dotyczą dwóch, trzech zawodników. Na razie daje pograć wszystkim, ale w drugiej części turnieju raczej zobaczymy już skład, który pojedzie na olimpiadę i będzie się ogrywać. Trener musi dać zawodnikom szansę, by pokazali się z dobrej strony. Dokładnie wie, że jedni mogą być w lepszej formie, drudzy w gorszej. Dwie niewiadome, o których pan wspomina, to pozycja czwartego przyjmującego i...? Gdzie jeszcze widzi pan znak zapytania? - Chodzi o taktyczne zestawienie drużyny. Pomysł, który niedawno się pojawił, że Damian Wojtaszek może pojechać do Tokio jako drugi libero, to ciekawa teoria. Jeśli trener ustali, że będzie grać 8 czy 9 zawodnikami, to najważniejsi nie są ci, którzy są najlepsi - bo szóstkę trener ma już w głowie - ale tacy, którzy w trudnych momentach mogą zastąpić siatkarzy z szóstki. Opcję z Wojtaszkiem też warto więc wziąć pod uwagę. Tym bardziej, że choć nasi skrzydłowi poprawili się w przyjęciu, fenomenami nie są. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! I w pierwszych meczach Ligi Narodów było to widać, pod tym względem cierpiał zwłaszcza Michał Kubiak. Drugim zawodnikiem z dużymi problemami, choć akurat nie w przyjęciu, a w ataku, był Bartosz Bednorz. - Skoro Bednorz, który jest zawodnikiem dobrze atakującym, nie może dać sobie rady na siatce, to znaczy, że gdzieś jest feler. Jeśli chodzi o naszego kapitana, myślę, że po prostu miał dość długą przerwę i musiał odpocząć. Jego umiejętności wszyscy znamy. By nie krytykować go za mecz ze Słowenią, powiedzmy, że pokazał bardzo mało. Ale to doświadczony zawodnik, trener na pewno ma to poukładane tak, by był w najwyższej formie za ponad miesiąc. Ważny jest system, którym posługuje się Heynen. Trener jest mało przewidywalny, tylko on wie, co się będzie działo. Nie wiem, czy te jego "momenty" to przebłysk geniuszu, czy tak mu po prostu wychodzi. Ale na pewno nie jest konwencjonalny w swoich działaniach i ustawianiu zespołu. Dzięki temu to jeszcze bardziej nas wszystkich ciekawi. Spodziewał się pan, że pierwsze mecze Polaków tak będą wyglądać? Że Heynen nie będzie robił zmian nawet wtedy, gdy było widać, że część zawodników wyraźnie męczy się na boisku? - Jeśli chodzi o spotkanie ze Słowenią, postąpiłbym inaczej niż on. Zrobiłbym wszystko, by wygrać ten mecz, by kadra nie nabawiła się kompleksów. Gdyby Heynen dołożył dwóch graczy, którzy w ogóle nie byli wpisani na mecz, można to było wygrać. Ale generalnie, jeśli przyjął zasadę, by w pierwszej części Ligi Narodów pograć wszystkimi, a później zgrywać zespół na olimpiadę, to jest to rozsądna decyzja. Trener ma taką liczbę zawodników na wyrównanym poziomie, że o ostatecznym wyborze pewnie zdecyduje ich przydatność do zespołu, mentalność. Wyszkolenie każdego z nich już zna, ale chce sprawdzić, co zrobi zawodnik, który się męczy - tak jak Bednorz w ataku. To jest ważne. Mecze Ligi Narodów mają być więc głównie sprawdzianem tego, jak siatkarze radzą sobie w trudnych sytuacjach? - Tak: czy zawodnik wpada w popłoch, czy zachowuje spokój. Sfera mentalna w drużynie jest bardzo ważna - od niej zależy, czy nadajesz się do tworzenia grupy, czy potrafisz się podporządkować. Na turniejach takie rzeczy są ważne, tym bardziej na olimpiadzie. Tam wszyscy też są zamknięci w bańce, jak w Lidze Narodów. A w siatkówce jest tak, że jeśli gra się o najwyższe cele, turniej zaczyna się dzień po otwarciu, a kończy dzień przed zamknięciem igrzysk. Trzeba wytrzymać mentalnie. Można założyć, że trójka przyjmujących: Leon, Kubiak i Aleksander Śliwka - może być pewna wyjazdu do Tokio. Kto dla pana jest faworytem do roli przyjmującego numer cztery? - Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony Kamilem Semeniukiem. Zrobił bardzo duży postęp. Oczywiście trzeba pamiętać, że to olimpiada, ale on wygląda na takiego, który nerwów ma mało. A jeżeli ma, to potrafi je znieść. Przy tej sile naszego ataku potrzebna jest zwiększona uwaga na przyjęcie zagrywki. Momentami mamy z tym kłopot. Wielki postęp zrobił Śliwka, Leon się poprawił, ale Słoweńcy pokazali, że przy mocnych serwisach mamy kłopot. Zastanowiłbym się, czy nie wzmocnić się po prostu typowym, defensywnym przyjmującym. Z atakiem nie mamy problemów. Ale atakować z wysokiej piłki, na przykład w finale z Rosjanami, jest zawsze gorzej niż z piłki rozegranej. A żeby była rozegrana, musi być dobrze przyjęta. Ludzi do kończenia wysokiej piłki w drużynie nie brakuje, choćby w osobie Leona. - Kubiak jest mały, ale jemu wysoki blok też nie przeszkadza, bo go ogrywa. Ale też nie da się ogrywać bloku przez cały mecz. Lepiej grać to, co się potrafi, niż męczyć na wysokiej piłce z zespołami, które potrafią blokować. Co do przyjęcia, to nie chciałbym nikogo forować. Przed tym sezonem liczył się Bartosz Kwolek i inni, którzy już odpadli. A Semeniuk cały sezon grał jak z nut. Na pewno ma duże szanse na wyjazd na igrzyska. Chodzi o to, by trener nie zrobił błędu, którego potem będzie żałował. Semeniuk poprawił się w przyjęciu, ale tak naprawdę też ma z tym trochę problem. Mamy przyjęcie, ale nie takie zbyt pewne - dotyczy to właściwie wszystkich zawodników. Myślę, że trener to widzi i będzie w tym kierunku kombinował. Znów wracamy więc do opcji z drugim libero. Zresztą ten obrazek widzieliśmy już w meczu z Serbią, gdy Wojtaszek wchodził do przyjęcia za Leona. - Czasami tak jest, że wejdzie taki zawodnik, przyjmie jedną piłkę i wygrywa się mecz. Cały sztab musi zrobić analizę, jak mniej więcej będą przebiegać mecze - bo dziś tak się robi - i w zależności od tego przyjąć taktykę dla zawodników. W większości siatkarskich imprez nie ma takich dylematów, można zabrać 14 zawodników i nie ma problemu z miejscem dla drugiego libero. Tylko na igrzyskach FIVB wciąż nie może tego wynegocjować. - W ogóle tego nie rozumiem. Od lat gra się z 14 zawodnikami, wszystkie drużyny mają taktyki ustawione pod taki wariant. Turniej w 12 siatkarzy zmienia całe przygotowania i taktykę. Można nawet powiedzieć, że trochę zmienia układ sił. Dwóch zawodników więcej... przecież jedzenia na igrzyskach wystarczy dla wszystkich. Nie znam przyczyn takiego stanu rzeczy, ale można to nazwać niefrasobliwością FIVB, żeby nie nazwać głupotą. Rozmawiał Damian Gołąb