Jakub Kochanowski dziękował panu po meczu. Stwierdził, że praktycznie sam wygrał pan pierwszego seta swoimi zagrywkami. Tomasz Fornal, przyjmujący siatkarskiej reprezentacji Polski: Wydaje mi się, że wystartowaliśmy trochę nerwowo. A na zagrywce każdy może zagrać takie spotkanie. Kuba w drugim i trzecim secie udowodnił, że też potrafi zagrywać. Tym razem padło na mnie. Cieszę się, bo miałem z tym elementem problemy w czasie turnieju w Kanadzie. Teraz udało się to zamazać. Pierwszy set, wygrany w trudnych okolicznościach, okazał się decydujący dla losów całego meczu? - Na pewno. Chińczycy trochę opadli z sił i zwiesili głowy. Można powiedzieć, że mieli już wygranego pierwszego seta, dość dużą przewagę. To męska siatkówka, tutaj rzadko odrabia się takie straty. A jednak nam się udało, to nas na pewno podbuduje. To zwycięstwo może pomóc nam po meczu z Iranem. Ale ktoś kiedyś mądrze powiedział, że porażki uczą więcej niż zwycięstwa. Nie chcemy przegrywać, ale porażka 2:3 z Iranem po całkiem niezłym widowisku może przynieść nam plusy. Wyciągnęliśmy wnioski, są rzeczy, na których możemy się skupić. Po meczu z Iranem trener Nikola Grbić podkreślał, że mieliście problemy z reakcją na dobrą grę przeciwnika. Z Chinami to się zmieniło. - Wciąż uczymy się tego, czego trener od nas oczekuje. Poza chłopakami z ZAKS-y większość z nas ma z nim styczność po raz pierwszy. Powtarza nam, że w meczach z przeciwnikami słabszymi niż światowy top musimy skupić się na sobie. I wtedy będziemy w stanie kontrolować spotkanie. Tego mogło zabraknąć z Iranem. Cieszy, że tym razem wróciliśmy do meczu. Czy po tym spotkaniu czuje pan, że jest wyżej w hierarchii przyjmujących? - Nie wiem, nie ja to oceniam. To trener decyduje, kto pojedzie na turniej finałowy do Bolonii i zagra na mistrzostwach świata. Wiem, jak dużo daje mi okres gry w kadrze, samo trenowanie. Staram się wykorzystywać ten czas, jak tylko mogę. A co pokaże przyszłość, zobaczymy. Trener sporo żongluje składem. Drzwi do pierwszej szóstki są otwarte? - Nie ma pewniaków do szóstki. Każdy może wywalczyć sobie miejsce. Po ostatnich turniejach można stwierdzić, że trener dużo szuka, rotuje, nie ma stałej szóstki. Daje nadzieję wszystkim zawodnikom, każdy z nich ma równe szanse. Oprócz świetnych zagrywek w meczu z Chinami atakował pan ze skutecznością powyżej 80 procent. To był dla pana stempel na tej Lidze Narodów? Pokazanie trenerowi, że jest pan gotowy na podstawowy skład? - Trener widzi nas na treningach. Ma dużo większy przegląd całej sytuacji, spędzamy z nim 24 godziny na dobę. Przed pierwszym meczem w Kanadzie, gdy było bardzo dużo debiutantów, powiedział, że zna nasze umiejętności. Dodał nam otuchy. Nie tylko mecze decydują o tym, kto znajdzie się w składzie. Po meczu z Iranem sporo się mówiło o ciężkiej siłowni, którą zaordynowali wam trenerzy. Sami z tego żartowaliście. - To rozdmuchany temat. Trener Pietrzak jest niesamowitym fachowcem, polecam serdecznie (śmiech). Jest ciężko, ale to taki okres. Naszym głównym celem jest turniej w Bolonii i mistrzostwa świata. Między wierszami śmiejemy się i żartujemy, ale wiemy, że taki trening musi być. Że teraz jest czas, by “dołożyć", a potem będziemy schodzić z obciążeń. Mam nadzieję, że będziemy skakać nad siatką. Jeśli nie, to będzie już problem trenera (śmiech). Podobno jednym z serwisów zbliżył się pan do swojej rekordowej zagrywki, do prędkości 128 km/h. - Oby to się utrzymało. Po meczu z Włochami mówiłem, by nas wszystkich nie skreślać. Teraz trzeba docenić, że odwróciliśmy losy spotkania. Ale gdybyśmy przegrali pierwszego seta z Chinami, a potem nie daj Boże mecz, wszyscy by nas skreślali. A tak jesteśmy super. Na spokojnie, to dopiero jeden mecz. Nie ma co się niesamowicie podniecać. CZYTAJ TEŻ: Kiedyś nie wierzył w siebie. Dziś ma być filarem reprezentacji Polski