Artur Gac, Interia: Wyglądasz na zmęczonego. To już pokłosie pierwszych zajęć? Bartosz Bednorz, przyjmujący reprezentacji Polski: No tak, zaczęliśmy zgrupowanie z wysokiego "c", więc po wolnym czasie zmęczenie na początku jest naturalne. Na pierwszych zajęciach zaczęliśmy od pracy w siłowni, tzw. adaptacyjnej z bardzo dużą liczbą powtórzeń. Dlatego zmęczenie musiało się pojawić. Niemniej wszyscy doskonale wiemy, że to są trzy miesiące w naszym życiu, które mogą nam przynieść bardzo dużo wspomnień do końca życia. Dlatego każdy bardzo ciężko pracuje na to, aby przygotować się jak najlepiej do tego bardzo ważnego sezonu. Zaczynasz rozmowę szczególnie, co pokazuje, jak układasz sobie w głowie nastawienie na najbliższe miesiące. Przed wami impreza marzeń, a na niej wielki cel do zrealizowania. - Myślę, że każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny jest ten sezon. Można powiedzieć, że krótki, jeśli porównamy go do poprzedniego, który trwał prawie pięć miesięcy, natomiast mamy świadomość, jak istotna jest ta impreza dla każdego sportowca w życiu. Oczywiście zdajemy sobie także sprawę, że przed igrzyskami zostanie jeszcze dokonana finalna selekcja, więc nie każdy będzie mógł spełnić swoje marzenie, czyli pojechać i powalczyć o medal dla Polski. Ale bez względu na to, kto pojedzie, najważniejsze jest, aby przywieźć medal. Uważam, że ta reprezentacja po prostu na niego zasługuje. Bardzo długo czekamy i wierzę, że w tym sezonie naszej kadrze uda się zdobyć olimpijski medal. I liczę, że będzie to złoto. A czy gdyby to miał być medal z innego kruszcu, byłbyś usatysfakcjonowany patrząc na rangę imprezy? - Oczywiście, że tak. Jeżeli będzie mi dane pojechać do Paryża, to bez względu na to, jaki to będzie medal, myślę że będzie cieszył. Natomiast ta reprezentacja jest złożona z zawodników, którzy zdobyli w swoim życiu już bardzo dużo. Nie tylko w kadrze narodowej, ale także w klubach. Są to ludzie bardzo ambitni, którzy zawieszają sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Dzięki temu wszyscy idziemy w jednym kierunku, interesuje nas tylko jedno. Zatem można powiedzieć, że każdy inny medal nie będzie nas tak radował jak złoty, ale myślę, że to towarzyszy każdemu sportowcowi. Więc to, o czym mówię, nie jest niczym nowym. Najważniejsze, że mamy bardzo ambitny cel i mierzymy najwyżej, jak tylko się da. Dzięki temu wiemy, że budząc się każdego dnia będziemy bardzo ciężko pracować na to, aby jak najlepiej się przygotować, pojechać do Paryża i stanąć wysoko na olimpijskim podium. O gradacji medali pięknie mówił mi Wilfredo Leon podczas ostatnich mistrzostw Europy. Najpierw nie chciał brązowego medalu, który już miał w kolekcji, a po awansie do finału powiedział, że interesuje go tylko złoto, bo srebro to medal przegranych. - To wszystko prawda, natomiast igrzyska są takim turniejem, z którego żaden z nas nie ma w swojej kolekcji nawet tego najmniej atrakcyjnego medalu, czyli brązowego. To zmienia postać rzeczy w przyjmowaniu optyki, zatem - powtórzę - moim zdaniem jakikolwiek medal już będzie cieszył. Niemniej byłoby to dziwne, gdybyśmy myśleli o brązie czy srebrze, gdy gra toczy się o pełną pulę. Skupmy się zatem na tym złotym (uśmiech). A więc jednak. Nieoficjalnie: Oto nowy zespół reprezentanta Polski. Rozstrzygają się losy Czy taki zawodnik jak ty, z takim doświadczeniem i rutyną, na starcie tak ważnego sezonu reprezentacyjnego czuje większe napięcie, które przeradza się w presję? - Nie, zawsze podchodzę do tego tak samo. Zawsze chcę być najlepszą wersją samego siebie i dla osiągnięcia tego celu jak najciężej pracować. A decyzje, które podejmie trener, należą w pełni do niego i trzeba je po prostu uszanować. W swojej reprezentacyjnej karierze, jak również klubowej, już miałem wzloty i upadki, zapadały różne decyzje z którymi musiałem się zmierzyć, dlatego myślę, że wszystko już przeżyłem. Dlatego absolutnie nie mam w tym momencie większej presji, bo wiem, na czym polega ciężka praca w tak ważnym momencie indywidualnie dla każdego z nas i z myślą o całej kadrze. Wiem, jak to jest dawać z siebie 110 procent i tak samo, jak w poprzednim sezonie, będę chciał zrobić to tym razem. A trener i tak musi podjąć decyzję i ktoś na pewno będzie musiał pogodzić się z tym, że zabraknie go w kadrze na igrzyska. A czy to będę ja, czy ktoś inny - to się dopiero okaże. Do tego jest jeszcze dość długa droga, najważniejsze jest to, abyśmy dotrwali w zdrowiu do samego końca i tego życzę każdemu z nas, bo będziemy naprawdę ciężko zasuwać. Oby nasze organizmy do końca wytrzymały i abyśmy pojechali do Paryża w najmocniejszym składzie. Jak już powiedziałem - bez względu na to, kto tam pojedzie, najważniejsze będzie przywiezienie medalu, bo wszyscy na to zasługują. Z tego, co mówisz, wyraźnie wybrzmiewa twój przekaz. Z jednej strony oczywiście bardzo pragniesz znaleźć się w olimpijskiej kadrze i powalczyć z kolegami o najcenniejszy krążek, a jednocześnie - gdybyś to ty miał nie dostać od selekcjonera biletu do Paryża - zdajesz się podchodzić bardzo po męsku, tak aby swoimi wypowiedziami nie zachwiać morale zespołu. - Oczywiście, że przyjąłbym tę decyzję ze zrozumieniem. Ja już miałem w swoim sportowym życiu takie sytuacje, gdy trener decydował się wybrać na moją pozycję innego zawodnika. I nigdy w życiu nie powiedziałem złego słowa, a wręcz przeciwnie. W każdym późniejszym wywiadzie mówiłem, że taką decyzję po prostu biorę na klatę i to absolutnie nie podcina mi skrzydeł. A wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej napędza mnie do cięższej pracy. Zawsze życzyłem chłopakom powodzenia i bardzo mocno trzymałem za nich kciuki, bo wiedziałem, jak ciężką pracę wykonali, będąc z nimi od początku do końca. Do momentu podjęcia decyzji. Byłbym głupcem, gdybym życzył komuś potknięcia czy złorzeczył, bo mnie zabraknie. To nie jestem ja, nigdy taki nie byłem i nigdy taki nie będę. Bez względu na to, jaką trener Grbić podejmie decyzję, będzie należało ją uszanować. Po poprzednim sezonie każdy z was, kadrowiczów, został od selekcjonera swoiste "zadanie domowe", czyli poprawę konkretnego elementu, by wynieść swoją siatkówkę na jeszcze wyższy poziom. Ty także wyjechałeś z taką wskazówką? - Tak jest, w gruncie rzeczy pracowałem nad każdym elementem w myśl zasady, że nie ma osób perfekcyjnych i zawodników idealnych. Systematyczna praca na tym właśnie polega, by cały czas przesuwać swoje możliwości i każdego dnia stawać się lepszą wersją siebie. Ja też tak do tego podszedłem, bez względu na to, jakie zadanie trener dałby mi do wykonania. A możesz doprecyzować, na co zwrócił ci szczególną uwagę? - Nie chciałbym tak tego demaskować, bo są to nasze prywatne rozmowy. A ja bardzo szanuję taki rodzaj spotkań w cztery oczy, zostawiając ich przebieg dla siebie. Znasz konkretny plan selekcjonera na siebie w kolejnych dniach i tygodniach? Wiemy, że niektórzy zawodnicy będą występowali od początku Ligi Narodów, a inny w tym czasie pójdą innym tokiem. - Znam ten plan, ale to zawsze może ulec zmianie. Jeśli trener nie powie tego głośno, jak zindywidualizował moją pracę, to nie chciałbym wychodzić przed szereg. Jak byś ocenił indywidualnie siebie przez pryzmat ostatnich miesięcy w klubie? Jakie sygnały mogłeś wysyłać selekcjonerowi? - Od początku do końca chciałem grać swoją najlepszą siatkówkę. Sezon był bardzo ciężki, ale to nie jest tajemnicą. Wszyscy doskonale o tym wiedzą, jaką mieliśmy plagę kontuzji i falę nieszczęść. Nie było to łatwe. Ja całe szczęście przetrwałem sezon bez większych kontuzji, natomiast pojawiały się one w najgorszych momentach, jak wtedy, gdy graliśmy kluczowy mecz w Lidze Mistrzów o awans. Niestety, ale problem z plecami był tak silny, że nie byłem w stanie kontynuować gry i przegraliśmy to spotkanie. Bardzo mnie to bolało i nie były to łatwe chwile. Natomiast cieszę się, że udało mi się przetrwać do samego końca w zdrowiu, a wynik pozostaje sprawą drugorzędną, bo moglibyśmy go rozkładać na czynniki pierwsze gdybyśmy grali pełnym składem od startu do mety. A z tego, co kojarzę, w optymalnym zestawieniu rozegraliśmy bodaj pięć spotkań. Wynik oczywiście nas nie satysfakcjonuje, ale trzeba wziąć go na klatę. Natomiast sam swojej gry nie lubię oceniać, wolę gdy fachowcy się tym zajmują. Rozmawiał Artur Gac