Nikola Grbić od pierwszego dnia w reprezentacji Polski swoją drużynę budował na bardzo jasnych fundamentach. Tymi byli siatkarze, z którymi aktualny selekcjoner reprezentacji Polski pracował w czasach prowadzenia zespołu Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Mowa rzecz jasna o duecie przyjmujących, na który składają się Aleksander Śliwka oraz Kamil Semeniuk, rozgrywającym Marcinie Januszu oraz atakującym Łukaszu Kaczmarku. Każdy z nich u Grbicia miał pewne miejsce w drużynie, gdy tylko byli zdrowi. To największa bolączka polskich siatkarzy. "W igrzyskach to będzie bolało dwa razy bardziej" W tym szaleństwie była metoda, dopóki większość z tego grona siatkarzy była w formie. W ostatnich sezonach nie było sytuacji, w której cała ta czwórka zmagałaby się z tak poważnymi problemami, jakie obecnie dotykają właśnie ten kwartet siatkarzy. Mimo tego każdy z nich znalazł się na liście zawodników powołanych do gry w barwach reprezentacji Polski na igrzyskach olimpijskich w Paryżu, choć wątpliwości w tym kontekście były ogromne. Dotyczyły one szczególnie pozycji przyjmujących. Bartosz Bednorz zostaje w domu. To zupełnie niezrozumiała decyzja O ile bowiem para wyjściowa na olimpijski turniej zdaje się być wyklarowana i stworzą ją Tomasz Fornal oraz Wilfredo Leon, o tyle w kwestii tego, kto będzie stanowił pierwszą opcję do wejścia, było bardzo dużo dyskusji. Najmocniejsze argumenty w swojej dłoni na przestrzeni sezonu zdawał się mieć... Bartosz Bednorz. Wydawało się wręcz niemożliwe, że nowego przyjmującego Asseco Resovii Rzeszów zabraknie na liście siatkarzy, którzy polecą do Paryża. Tak się jednak nie stało, co wywołało wielkie dyskusje w środowisku siatkarskim. Kibice byli wręcz zszokowani tym, że Bednorz do Paryża nie leci, choćby jako 13. zawodnik. Nikt nie brał tego nawet pod uwagę, bo każdy z fanów myślał przez pryzmat merytokracji. W myśl jej zasad do Francji powinni lecieć siatkarze w najlepszej formie, a patrząc na liczby Bednorz w Lidze Narodów w FIVB, dystansował Kamila Semeniuka i Aleksandra Śliwkę naprawdę bardzo wyraźnie. Siatkarz urodzony w Zabrzu zakończył te rozgrywki z efektywnością ataku na poziomie 58,10 procent, średnio na mecz dzięki temu elementowi zdobywał 4,36 punktu. Łącznie Bednorz zdobył 74 punkty w ośmiu spotkaniach, co daje średnią 9,25 punktu zdobytego na mecz. Jego rywale do walki o Paryż wyglądają w tych aspektach zdecydowanie gorzej. Semeniuk zakończył bowiem sezon z efektywnością ataku na poziomie 47,62 procent, średnio zdobywając 4,29 punktu tym elementem. Bardzo podobne liczby widnieją także przy nazwisku Śliwki. Tak naprawdę, trzeba zastanowić się, do jakiej roli ma być przypisany trzeci przyjmujący i wydaje się, że odpowiedź jest jasna. Ten zawodnik ma być kimś, kto w razie problemów zastąpi Wilfredo Leona i będzie w stanie utrzymać wysoki procent ataku, który gwarantuje Wilfredo. Patrząc na trójkę Bednorz, Semeniuk, Śliwka, wybór do tej roli (w obecnej formie) może być tylko jeden i bazując na aspektach sportowych, musiałby on paść właśnie na Bartosza Bednorza. Sukces polskich siatkarzy, a później taki komunikat. 20-letni talent wysłał sygnał Grbiciowi Nowy przyjmujący Asseco swoje argumenty potwierdził, gdy drużyna go potrzebowała, a więc w meczu półfinałowym Ligi Narodów siatkarzy z Francją. Właśnie wtedy skutecztość zagubił Leon i Grbić posłał do boju Bednorza, a ten spisał się bardzo dobrze. Na 11 prób ataku, sześć razy zdobył punkt, dołożył jeden blok i aż dziewięć razy zagrywał z naprawdę dobrą jakością. Nawet taki występ nie przekonał jednak selekcjonera, aby zabrać ze sobą 29-latka do Paryża. Misja odbudować Semeniuka i Śliwkę. Na razie nieudana Szkoleniowiec postawił na swoich, co sprawia, że podjął ogromne ryzyko. Już raz potrafił odbudować Kamila Semeniuka, ale teraz poza "Semenem" trzeba postawić na nogi także jednego z liderów drużyny, a więc Aleksandra Śliwkę. To misja, która od początku wydawała się bardzo trudna, ale niemożliwa, bo wiemy, jaką jakością ta dwójka dysponuje. Pierwszym etapem poszukiwania formy miał być Memoriał Hubert Jerzego Wagnera, który Polacy wygrali. Śliwka i Semeniuk raczej egzaminu jednak niestety nie zdali i to nawet mimo tego, że ten drug został wybrany MVP całej imprezy, co zszokowało wielu, na czele z samym najbardziej zainteresowanym. - Byłem strasznie zaskoczony tą nagrodą. Nie uważam, żebym był najlepszym zawodnikiem tego turnieju - powiedział przyjmujący w rozmowie z Interia Sport [WIĘCEJ TUTAJ]. Trudno mu się dziwić. Gdy oglądało się te spotkania, trzeba byłoby patrzeć przez bardzo różowe okulary, aby stwierdzić, że któryś z tej dwójki jest w dobrej formie i prezentuje wysoki poziom. Teoretycznie nie powinniśmy zerkać na liczby, jakie zapisano przy ich nazwiskach w trakcie meczu z Egiptem, ale są one na tyle słabe, że nie można przejść obok nich obojętnie. Semeniuk na 25 ataków skończył ledwie 11, co daje 44 procent skuteczności. Śliwka z kolei na dwa ataki nie skończył żadnego i równie słabo wypadł w przyjęciu. W tym elemencie lepiej wyglądał "Semen", ale trzeba pamiętać, że to tylko Egipt. Prawdziwym testem miały być spotkania z Niemcami i Słowenią. Z naszymi zachodnimi sąsiadami w ataku żaden z nich się nie obronił i nie udowodnił, że mogą być wartością dodaną, gdy Leon będzie miał problemy. Semeniuk to spotkanie zakończył z czterema skończonymi atakami na czternaście prób (29 procent skuteczności), Śliwka zaś atakował 25 razy i ledwie dziewięciokrotnie udało mu się zakończyć akcję pozytywnie (36 procent skuteczności). Przy Semeniuku trzeba nadmienić jeszcze, że w przyjęciu wyglądał bardzo dobrze, bo zakończył z 78 % skutecznością. U Śliwki tak dobrze nie było. Nikola Grbić zabrał głos w sprawie stanu zdrowia Wilfredo Leona. Jasny komunikat w sprawie igrzysk Swoje szanse dostali także oczywiście w meczu ze Słowenią i znów w ofensywie pozytywów brak. Śliwka w tym pojedynku dostał aż 22 piłki, z których skończył ledwie dziewięć (41 procent skuteczności), z kolei Semeniuk atakował 30 razy i zaledwie 11 z tych prób było skutecznych (37 % skuteczności). Tym razem lepiej przyjmował Śliwka, ale do poziomu Kamila z meczu z Niemcami było mu bardzo daleko. Trzeba sobie uczciwie przyznać, że jeśli forma tej dwójki nie poprawi się przez najbliższe dwa tygodnie, to Polska do Paryża jedzie z bardzo poważnym problemem, na którego rozwiązanie może nie starczyć czasu. Biało-Czerwoni rywalizację w turnieju olimpijskim rozpoczną od starcia z Egiptem. W kolejnych meczach grupowych zmierzą się z Brazylią i Włochami. Już w fazie grupowej kadra prowadzona przez Nikolę Grbicia trafiła na bardzo poważnych przeciwników, którzy z pewnością mogą stanowić dla naszego zespołu spore zagrożenie. Relacje tekstowe z wszystkich meczów reprezentacji Polski na igrzyskach olimpijskich w Paryżu oczywiście na Sport.Interia.pl.