Damian Gołąb: Jak ocenia pan to, co zobaczył w trakcie turnieju finałowego TAURON Pucharu Polski? Nikola Grbić, trener reprezentacji Polski: Kiedy przyjechałem, dowiedziałem się, że Miguel Tavares [rozgrywający ALuronu CMC Warty Zawiercie - przyp. red.] jest chory. To trochę zaważyło na pierwszym półfinale, ZAKSA była faworytem i to pokazała. Przebiegiem drugiego półfinału byłem trochę zaskoczony, spodziewałem się bardzo wyrównanego meczu. Trudno było przewidzieć, kto wygra. I kiedy Resovia zaczęła od prowadzenia 10:6, wydawało się, że to będzie bardzo dobry mecz. Zamiast tego drużyna przestała grać i nie zaprezentowała się zbyt dobrze. W finale, mimo wyniku 3:0, oglądaliśmy bardzo zacięte spotkanie. Jastrzębski Węgiel miał wiele okazji, prowadził. Ale jeszcze raz ZAKSA pokazała, że ma doświadczonych siatkarzy, którzy przeżyli już wiele podobnych sytuacji. I wiedzą, jak grać w tak ważnych momentach. Może popełnią kilka błędów w trakcie seta, ale kiedy przychodzi najważniejszy czas, zdobywają punkty. Siatkarze z Kędzierzyna zasłużyli na zwycięstwo. Wszyscy dobrze się zaprezentowali. Co myśli pan o poziomie polskich klubów w tym sezonie? W ostatnich dwóch latach ZAKSA wygrywała Ligę Mistrzów, więc mogliśmy uważać, że polskie drużyny są najlepsze w Europie. - Kiedy dwa razy z rzędu wygrywasz Ligę Mistrzów, wyniki mówią same za siebie. Myślę jednak, że włoska liga jest silniejsza. Gra w niej mniej zespołów, drużyny rozgrywają trochę mniej meczów. Mają też możliwość wystawiania czterech zagranicznych zawodników. Do Włoch przyjeżdża więc więcej wartościowych siatkarzy z zagranicy, co dodaje jakości lidze. Trudno oceniać drużynę na podstawie jednego czy dwóch meczów. Pamiętajmy też, że w poprzednim sezonie Ligi Mistrzów nie dokończyły dwa rosyjskie zespoły, również bardzo mocne. W pucharach często wiele zależy od tego, jak drużyna wypada jednego dnia. Kiedy wygrywa 3:0 z Perugią, Trentino czy Lube, w rewanżu rywale po każdym przegranym secie już niemal toną. Trudno powiedzieć, że polskie kluby są mocniejsze od włoskich. Byłem we Włoszech przez wiele lat i myślę, że tamtejsze zespoły grają naprawdę topową siatkówkę. Między mocnymi zespołami z Włoch i Polski nie ma dużej różnicy. Ale w Italii różnica między poziomem pierwszego i ostatniego zespołu ligi jest mniejsza niż w Polsce. Średnia siła drużyn jest więc wyższa we Włoszech. "Starzy mistrzowie" wrócą do kadry? "Wszystko jest możliwe" Z punktu widzenia trenera reprezentacji Polski przepis o trzech obcokrajowcach, z jakich mogą korzystać trenerzy w PlusLidze, to lepsza opcja niż czterech dopuszczonych do gry we Włoszech? - Trzech zagranicznych zawodników to dobre rozwiązanie. Szczególnie, że w Polsce jest bardzo wielu dobrych siatkarzy, którzy potrzebują gry. Kiedy w drużynie są cztery miejsca dla obcokrajowców, zwykle sprowadza się jeszcze dwóch na zmianę, i pół drużyny jest z zagranicy. Ograniczenie do trzech co prawda nie pozwala na sprowadzenie większej liczby wartościowych obcokrajowców. Ale dla nas, dla reprezentacji Polski, to lepsza opcja. Polscy siatkarze mają więcej szans na grę zamiast siedzenia na ławce rezerwowych albo szukania występów w Tauron 1. Lidze. Widzi pan w PlusLidze młodych zawodników, którzy w tym sezonie wykorzystali tę szansę? - Tak, jest trzech czy czterech, którzy z pewnością znajdą się na liście powołanych do reprezentacji na najbliższy sezon. W poprzednim miał pan 17-18 zawodników, z których korzystał najczęściej i wybrał ostateczny skład. Czy ta ścisła grupa w najbliższym sezonie może się zmienić? - Tak, i to jest świetne w polskiej siatkówce. Macie naprawdę wielu młodych, utalentowanych siatkarzy, którzy mogą wejść i pokazać się ze świetnej strony. Im więcej dobrych zawodników, tym lepiej. W przyszłym sezonie będziemy mogli powołać 30 siatkarzy zamiast 25, więc przy problemach z kontuzjami będzie łatwiej wymienić zawodników. Ale oczywiście nie będziemy w stanie zorganizować treningów dla 25 czy 30 siatkarzy. Zawsze trenuje się w nieco mniejszej grupie, by każdy poczuł piłkę, by relacje między siatkarzami lepiej się kształtowały. Kiedy na zajęciach jest zbyt wielu zawodników, każdy z nich zaatakuje raz, a potem czeka 10 minut na swoją kolej. Nie ma powtarzalności. Kiedy więc powołam 30 zawodników, część z nich pewnie nie zostanie nawet zaproszona na treningi. Rozważa pan powrót do drużyny któregoś z mistrzów świata, którzy w poprzednim sezonie nie grali w kadrze? Przed rokiem rozmawiał pan z Piotrem Nowakowskim, ale ostatecznie nie zdecydował się na kontynuowanie gry w reprezentacji. W tym sezonie w świetnej formie jest Fabian Drzyzga, który nie zrezygnował z gry w kadrze. - Wszyscy mnie o to pytają. Nie będę jednak spekulował na temat nazwisk. Śledzimy wszystkich, wszystko jest możliwe. Moją pracą jest zorganizowanie drużyny narodowej w najlepszy możliwy sposób. To będę robić. Wciąż jest wcześnie. Najważniejsze, że na liście będzie 30 nazwisk. Musimy zdecydować, z jak dużą grupą zaczniemy, ilu siatkarzy przyjedzie do Spały i jak będziemy ich wymieniać. Na razie zostały jeszcze dwa miesiące do końca sezonu i dużo czasu na wybór. Oczywiście jednak są już zawodnicy, którzy z pewnością znajdą się na liście. Ale jeszcze raz podkreślę, że nie chcę wymieniać nazwisk. Nikola Grbić trenuje już tylko reprezentację Polski. "To był dobry wybór" W tym sezonie nie prowadzi pan zespołu ligowego, może skupiać się tylko na reprezentacji Polski. Co pan myśli o tym rozwiązaniu? Jest lepsze dla selekcjonera? - Mam więcej czasu na naukę, oglądanie zawodników, rozmowy z nimi, organizację przygotowań, wizyty w Polsce. To ważne. Ale nie powiem, że łączenie posad jest czymś niemożliwym. Mam świetny sztab tutaj, miałem znakomity sztab w Perugii. Mogłem wszystkim zarządzać w odpowiedni sposób. Przyznaję jednak, że dla jakości pracy, jaką wykonuję, obecne rozwiązanie jest lepsze. Pozwala bardziej skupić się na reprezentacji. Ale dla niektórych trenerów ważne jest, by przez cały sezon być w grze, nie tracić powtarzalności, obecności na treningach. Dla mnie to był jednak dobry wybór, by skupić się jedynie na pracy z kadrą. Finał TAURON Pucharu Polski w Krakowie oglądało niemal 12 tysięcy widzów. Polska publiczność dalej robi na panu wrażenie? - Tak, cały czas. Byłem zaskoczony, że przyszło tylu ludzi. To była pełna hala, prawdziwe “wow". Nie spodziewałem się tego. To dowód, że siatkówka tutaj to nie tylko reprezentacja, ale wielu kibiców śledzi ją cały czas. A część z nich na pana widok krzyczy “Nikola! Nikola!", chce sobie zrobić zdjęcie albo dostać autograf od trenera reprezentacji. Czuje się pan w Polsce jak gwiazda? - Nie czuję się tak ani nie myślę o sobie w ten sposób. Jestem trenerem siatkówki i na tym się skupiam. Nie myślę o tym, by lansować się w social mediach. Nie robię zdjęć, na których pokazuję, gdzie siedzę, gdzie jeżdżę czy wypoczywam na wakacjach. To nie jest coś, w co się angażuję. Staram się jak najlepiej odgrywać swoją rolę, a jest nią trenowanie. Rozmawiał Damian Gołąb Lider PlusLigi obnażony w półfinale. "Zagraliśmy katastrofalnie"