Od środy reprezentacje Polski kobiet i mężczyzn mają nowych selekcjonerów. Nasze panie poprowadzi Włoch Stefano Lavarini, kadrę mężczyzn serbski szkoleniowiec Nikola Grbić. Zarówno jeden jak i drugi selekcjoner podpisali kontrakty z Polskim Związkiem Siatkówki do zakończenia igrzysk w Paryżu w 2024 roku. Przypomnijmy, do konkursu na trenerów polskich reprezentacji Polski zgłosiło się 30 kandydatów, z czego aż 24 do poprowadzenia żeńskiego zespołu. - Z jednej strony, mówiąc trochę żartobliwie, ależ to było zaskoczenie wybór Nikoli Grbicia. To był wybór prezesa Sebastiana Świderskiego od samego początku do końca. Przemyślany, ale szef związku wziął tym samym większą odpowiedzialność na siebie, gdyż chciał go na selekcjonera od momentu, gdy został prezesem PZPS. Będę bardzo kibicował Grbiciowi, jestem jednym z niewielu zawodników, którzy z nim grali, podobnie jak Sebastian Świderski. To jest ciekawa propozycja, trener z doświadczeniem znający bardzo dobrze naszą ligę i mający taki serbski charakter. Z pewnością nie pozwoli sobie wejść na głowę. Udowodnił to m.in. swoim zachowaniem na boisku – mówi nam uczestnik igrzysk olimpijskich w Atlancie. Nikola Grbić trenerem reprezentacji Polski. Roman: Współczuje innym kandydatom - Z drugiej strony współczuję wszystkim innym kandydatom, bo to był taki wyścig o stanowisko selekcjonera ze wskazaniem. Niektórzy szkoleniowcy w ogóle w nim nie wystartowali uważając, że wszystko od samego początku było znane. I tutaj trzeba im przyznać rację, mieli podstawy do tego, żeby nie startować. Trenerzy ligowi skupiają się na swojej pracy, jeśli mieliby się skupiać między czasie jeszcze na takim wyścigu, to byłoby to trochę bez sensu. Uważam jednak, że było to z ich strony zachowanie trochę niesportowe. Nie zawsze faworyt wygrywa i można było przynajmniej spróbować. Sport ma to do siebie, że przed rywalizację nigdy nie możemy powiedzieć, kto na pewno wygra – dodaje wielokrotny mistrz Polski. Stefano Lavarini trenerem kadry kobiet. „On daje duży kredyt zaufania” Witold Roman skomentował też wybór selekcjonera kadry kobiet. - Na plus Lavariniego działa to, że prowadził już reprezentację. Z Koreą Południową wywalczył sensacyjne czwarte miejsce na igrzyskach olimpijskich w Tokio, gdy nikt na nią nie stawiał. Wie już jak reprezentacją zarządzać, ma doświadczenie międzynarodowe. To nie jest trener wyjęty z klubu, który swoje przyzwyczajenia klubowe przełoży na reprezentację i ma nadzieje, że mu wyjdzie. Można się zastanawiać, czy jest to jednak optymalny wybór ze względu na ewentualny powrót do reprezentacji Joanny Wołosz, (występuje na co dzień w Imoco Volley Conegliano, przyp. red.), być może wybór jej klubowego trenera Daniele Santarelliego byłby lepszy, ale to tylko gdybanie. - Na pewno reprezentacja kobiet potrzebuje nowego bodźca. Potrzebuje też trenera, w którego nasze dziewczyny uwierzą. Lavarini jest taką osobą dającą tę możliwość i duży kredyt zaufania. Polega on na tym, że na szczęście nasz związek nie wybrał trenera i dopiero za jakiś czas zobaczymy co będzie, tylko zatrudniliśmy szkoleniowca dającego duże podstawy, aby mu uwierzyć oraz aby wszystkie sprawy w kadrze zostały poukładane prawidłowo. Ten trener na pewno będzie wprowadzałdo kadry szkołę włoską. Będziemy mieć taką sytuację, że w podobnych schematach będą pracować obydwie reprezentacje - zakończył mający na swoim koncie 259 występów w kadrze Witold Roman. Rozmawiał Zbigniew Czyż