Igrzyska olimpijskie dla wielu sportowców już wkroczyły w kluczową fazę, innych zdążyły pozbawić szans medalowym dokumentnie lub w jednej z konkurencji, a równolegle ciągle głośno jest o ceremonii otwarcia święta sportu. Takiego rozmachu, patrząc na potężny obszar, który był miejscem wielogodzinnego show, świat jeszcze nigdy wcześniej nie widział. Świat wstrzymał oddech, polscy siatkarze także. Ceremonia okiem Orłów Grbicia Francja chciała zrobić wszystko, aby w stulecie pierwszych paryskich igrzysk, impreza odbiła się bardzo głośnym echem. I nie zawiedli się, o widowisku rozciągającym się na długości sześciu kilometrów wzdłuż nurtu Sekwany, rozprawia cały świat. Jak to w tego typu przypadkach bywa, rozstrzał opinii jest potężny, niektórzy zachwycają się spektaklem, który jak nic innego wcześniej wbiło ich w fotel i przecierali oczy z zachwytu, zaś inni zaczęli punktować gospodarzy. Choćby za to, że niektórymi elementami obrazili ich uczucia religijne. Temat rozpala emocje, nic więc dziwnego, że na starcie turnieju siatkarskiego, dla Polaków wyjątkowo łagodnie rozpoczętego meczem z najniżej notowanym w stawce Egiptem, temat uroczystości był jednym z wiodących. Oczywiście nie było szans, aby dzień przed meczem inaugurującym zmagania, ktokolwiek z zawodników dostał zielone światło od Nikoli Grbicia i wziął udział w ceremonii. Zwłaszcza, że eskapada na barkę była wymagająca, a warunki na samym pokładzie nie były doskonałe, co także powodowało, że część sportowców z tych, którzy teoretycznie mogliby współuczestniczyć w ceremonii, zdecydowała się zostać w wiosce olimpijskiej. Polska kadra na wizji, a tu... wpadka organizatorów. Co tam się stało? Aż przykro patrzeć Marcin Janusz po tym, jak przyznał Interii, że z pozycji debiutanta olimpijskiego serce najmocniej zabiło mu pierwszego dnia w wiosce, gdy zdał sobie sprawę, że przebywa w grupie elitarnych sportowców wszystkich dyscyplin z całego świata ("Wszyscy naprawdę musieli całe życie pracować, żeby znaleźć się w tym miejscu, to coś niesamowitego" - powiedział), sam z siebie płynnie nawiązał do piątkowych wydarzeń w otoczeniu wieży Eiffla. Aleksander Śliwka: Przepiękna ceremonia, to zapowiada wspaniałe igrzyska Gigantyczna celebra, którą w strugach deszczu na żywo śledziło ponad 300 tysięcy widzów, mocno przypadła do gustu także Aleksandrowi Śliwce. - Ceremonia była przepiękna i nietypowa, ponieważ nie na stadionie, tylko rozgrywała się w mieście. Z wielkimi emocjami czekaliśmy na to, kto zapali znicz olimpijski, jak to zostanie rozegrane i jak będzie wyglądało. Dochodziły do nas jakieś głosy, ale naprawdę byliśmy tego bardzo ciekawi. Długo przyszło nam czekać, ale naprawdę finisz był świetny. I myślę, że takie rozpoczęcie zapowiada naprawdę wspaniałe igrzyska - podkreślił wracający do wysokiej formy przyjmujący. Kapitan drużyny, Bartosz Kurek, jak na lidera przystało także nawet nie myślał o tym, że można się wyłamać i udać do serca Paryża. Z właśnie pod tym względem, choć dla niego to już czwarte igrzyska w karierze, nie ukrywa, że zazdrosnym okiem spogląda na wielu innych, polskich sportowców. - Nadal chciałby choć raz zobaczyć, jak na żywo wygląda ceremonia otwarcia, ale przyjechaliśmy tu w innym celu. Niemniej zazdroszczę tym sportowcom, którzy mogli być w piątek na barce - podkreślił, by nieco ogólniej ocenić to, co zobaczył na szklanym ekranie. - Czy jakiś moment szczególnie zapadł mi w pamięci? Aż tak nad tym się nie zastanawiałem. Myślę, że to była fajna ceremonia, coś nowego, odświeżającego, choć może trochę przydługiego - zaznaczył Kurek. Artur Gac, Paryż