Brazylia w swoim pierwszym meczu w Ergo Arenie męczyli się niemiłosiernie z Kubańczykami. Mistrzowie świata przegrywali już 0:2 w setach, rywale mieli sześć piłek meczowych, a mimo to zwycięsko z tego pojedynku wyszli podopieczni Bernardo Rezende (3:2). Amerykanie natomiast na inaugurację zawodów przegrali z Rosją 1:3. Jankesi to jeden z niewielu zespołów na świecie, który ma patent na Brazylię. Reprezentacja USA rozstrzygnęła na swoją korzyść finał turnieju olimpijskiego w Pekinie. Z tamtej drużyny pozostało kilku zawodników, ale brakuje znakomitego rozgrywającego Lloya Balla. W obecnej edycji Ligi Światowej Brazylia i USA rywalizowali ze sobą w grupie A. Dwa mecze wygrali mistrzowie olimpijscy i tyle samo "Canarinhos". Czwartkowy mecz z Brazylijczykami był dla graczy Alana Knipe'a ostatnią szansą na pozostanie w turnieju. Już pierwszy set pokazał, że Amerykanie tanio skóry nie sprzedadzą. Rozgrywający reprezentacji USA Brian Thornton umiejętnie kierował grą zespołu i Brazylijczycy mieli trudności z odczytaniem jego zamiarów. Z krótkiej skutecznością popisywał się David Lee. Ze swojej roli wywiązywał się także Clayton Stanley. Amerykanie mieli przewagę w ataku w pierwszym secie (14-9), sporo też zyskali punktów po błędach przeciwników. W efekcie pierwszą partię Amerykanie wygrali zdecydowanie 25:15. Podrażnieni Brazylijczycy z impetem rozpoczęli drugą odsłonę. Giba i spółka szybko zyskali przewagę 7:1. Amerykanie znani są z waleczności, nawet w wydawałoby się beznadziejnych sytuacjach. Systematycznie odrabiali straty głównie za sprawą Matthew Andersona i Stanleya. Ich wysiłki przyniosły rezultat, bo doprowadzili do remisu jeszcze przed drugą przerwą techniczną (12:12). Później gra się wyrównała, ale końcówka tej części pojedynku należała do Brazylii. "Canarinhos" wygrali 25:22 i wyrównali stan meczu. Trzeci set był bardzo zacięty. Decydujący głos należał do Brazylijczyków. Ostatni punkt zdobył Lucas Saatkamp, który pojedynczym blokiem zatrzymał atak z krótkiej Davida Lee. Brazylijczycy nie wypuścili z rąk szansy na wygranie meczu i zainkasowanie kompletu punktów. Od początku czwartej partii narzucili swój styl gry, a klasę pokazywał zwłaszcza kapitan Giba. Amerykanie nie mogli znaleźć sposobu na powstrzymanie rozpędzonych mistrzów świata. Na drugiej przerwie technicznej przegrywali aż 8:16 i stało się jasne, że ze zwycięstwa będą cieszyć się "Canarinhos". Mecz zakończył skutecznym atakiem ze środka Sidnei dos Santos. W ostatniej serii spotkań grupy F Brazylia zmierzy się z Rosją (stawką będzie pierwsze miejsce) i USA z Kubą. USA - Brazylia 1:3 (25:15, 22:25, 22:25, 15:25) USA: Matthew Anderson, David Lee, William Priddy, Ryan Millar, Brian Thornton, Clayton Stanley, Richard Lambourne (libero) oraz Evan Patak, Paul Lotman, Sean Rooney. Brazylia: Bruno Rezende, Sidnei dos Santos, Giba, Murilo Endres, Theo Lopes, Lucas Saatkamp, Sergio Santos (libero) oraz Leandro Vissotto, Marlon Muraguti. Robert Kopeć, Gdańsk