55-letni trener nie ma doświadczenia w prowadzeniu kadry narodowej, ale z klubami odniósł wiele sukcesów. Obecnie prowadzi ZAKS-ę Kędzierzyn-Koźle. Popularny "Fefe" był niegdyś świetnym rozgrywającym. W reprezentacji rozegrał 330 spotkań, a po raz ostatni w narodowych barwach wystąpił w 2002 roku. Mierzący zaledwie 178 cm wzrostu de Giorgi był zawsze waleczny i niezwykle błyskotliwy. Koledzy z drużyny wypowiadali się bardzo dobrze na jego temat, a on sam nigdy nie bał się podejmowania trudnych decyzji i brania odpowiedzialności na swoje barki. Od wybuchowych Włochów znacznie się różni. Już jako zawodnik bardziej uspokajał, aniżeli buntował. Tak samo zachowuje się w roli szkoleniowca. Przy linii bocznej opanowany, spokojny. Nie krzyczy, woli coś narysować, przekazać parę uwag, dać wskazówkę. Jak sam jednak przyznaje - taki jest w trakcie spotkań. Całkowicie inaczej zachowuje się na treningach. - Ważne jest, by dostosować się do sytuacji. Wychodzę z założenia, że mecz to moment, kiedy swoim zachowaniem muszę jak najbardziej pomóc zawodnikom. Muszę być więc skupiony i nie okazywać złości czy innych emocji. Ale - muszę przyznać - poza meczami, np. podczas treningów, wygląda to już inaczej - mówił. Pracę szkoleniowca de Giorgi rozpoczął w 2000 roku, był wówczas jeszcze czynnym siatkarzem. Grał wyłącznie we Włoszech i tam też zaczynał swoją trenerską przygodę. Najpierw objął Piemonte Volley, czyli klub, w którym sam występował. Był tam dwa lata, zdobył Puchar Challenge, Puchar i Superpuchar Włoch, a następnie przeniósł się do bardziej utytułowanej Perugii Volley, ale sukcesów w tym okresie nie odniósł. Kolejnym przystankiem była Lube Banca Marche Macerata, gdzie spędził pięc lat (2005-10). W tym okresie miał pod swoimi skrzydłami m.in. Sebastiana Świderskiego, swojego obecnego... szefa w ZAKS-ie. To był bardzo dobry czas dla De Giorgiego. W swoim życiorysie może wpisać mistrzostwo, po dwa Puchary i Superpuchary Włoch oraz Puchar Challenge. W 2011 zaczął pracę w Energy Resources San Giustino, ale spędził tam tylko sezon, by przyjąć bardzo dobrą ofertę z Rosji. Zespół Fakieł Nowy Urengoj nie osiągnął jednak większych sukcesów pod wodzą włoskiego szkoleniowca, więc de Giorgi postanowił wrócić do kraju. Znalazł pracę w Tonno Callipo Vibo Valentia i wówczas zadzwonił do niego telefon z Kędzierzyna-Koźla. Świderski, który wówczas prowadził ZAKS-ę, ściągnął swojego byłego trenera do siebie. Ufał mu, znał metody szkoleniowe, wiedział, że jest w stanie osiągnąć z polskimi zawodnikami sukces. Nie pomylił się. Pod wodzą de Giorgiego ZAKSA sięgnęła po tytuł mistrza Polski, po raz pierwszy od 13 lat. Eksperci byli zachwyceni grą zespołu i chwalili podejście Włocha do poszczególnych siatkarzy. Niektórzy są jednak sceptycznie nastawieni do jego umiejętności prowadzenia reprezentacji. Tego ocenić nie można, ponieważ de Giorgi nigdy jeszcze z narodową kadrą nie pracował. Jak jednak twierdzą - to jego jedyny mankament. Zresztą de Giorgi już raz kandydatem do objęcia stanowiska selekcjonera biało-czerwonych był. W 2011 roku przegrał jednak rywalizację z Andreą Anastasim. Obaj doskonale się znają. Grali razem w reprezentacji Włoch i w latach 90. XX wieku wygrali wszystko, poza olimpijskim złotem. Atutem Włocha jest na pewno znajomość PlusLigi. Na co dzień przecież analizuje rywali ZAKS-y i doskonale zna zawodników. To ma mu ułatwić budowanie biało-czerwonego zespołu. Czasu nie ma zbyt wiele, bo w związku oczekują medalu już jesienią, kiedy w Polsce rozegrane zostaną mistrzostwa Europy. Kontrakt podpisał na cztery lata, czyli do igrzysk w Tokio. De Giorgi jest drugim Włochem w historii (po Anastasim), który objął reprezentację Polski oraz piątym obcokrajowcem na tym stanowisku. Zastąpił on Francuza Stephane'a Antigę, który z drużyną w 2014 roku wywalczył pierwsze od 40 lat mistrzostwo świata.