Wywiad, który we wtorek ukazał się w Interii, jest efektem ponadgodzinnej rozmowy z czołowym siatkarzem świata i asem reprezentacji Polski, Wilfredo Leonem. Urodzony na Kubie 30-latek barwy reprezentacji Polski godnie i z powodzeniem reprezentuje od lipca 2019 roku. W tym czasie sięgnął z "Biało-Czerwonymi" po wiele medali, a zdobycze z najcenniejszego kruszcu zaczął kolekcjonować w ostatnich miesiącach. Wilfredo Leon nie rzucał słów na wiatr. Oto jak zaczęła się ta historia... Fantastyczny sezon reprezentacyjny rozpoczął się złotym medalem w Lidze Narodów, następnie nasi reprezentanci wywalczyli drugi w historii złoty medal mistrzostw Europy, a na deser - jakże smakowity - uzyskali kwalifikację na igrzyska olimpijskie w Paryżu. W stolicy Francji Leon i spółka, pod wodzą doskonałego trenera i stratega Nikoli Grbicia, będzie walczyła o medal. As naszej kadry, o czym opowiada w długiej rozmowie, przystąpi do najważniejszej imprezy sportowej świata z nastawieniem, by wyszarpać złoty medal. Gdyby tak się stało, to będzie absolutnie życiowy sukces znakomitego przyjmującego, słynącego z zabójczo skutecznych ataków i bombardowania rywali na polu zagrywki. Póki co najbardziej ceni sobie sukces odniesiony w Skopje oraz Bari i Rzymie, czyli na mistrzostwach Starego Kontynentu. Ze wszystkich sił pragnął dojść do wielkiego finału, a w nim wygrać i tej sztuki, razem z wyśmienitą reprezentacją, dokonał. W stolicy Macedonii Północnej, zanim turniej wszedł już w poważniejszą fazę, polscy siatkarze mieli nieco więcej luzu. I nie chodzi wcale o to, że dyscypliny nie trzymał Grbić, ale grając mecze grupowe głównie z bardzo nisko notowanymi rywalami czuli, że to jest ten moment, by między innymi więcej czasu poświęcić swoim kibicom. Mimo faktu, że frekwencja w hali Borisa Trajkovskiego, nie licząc meczów gospodarzy, pozostawiała mnóstwo do życzenia, to naszą kadrę za każdym razem dopingowa grupa żywiołowo reagującej polskiej publiczności, z których wielu specjalnie przyjechało na Bałkany, by dodać animuszu swoim ulubieńcom. Jedną z takich osób była pani Karolina, która z wysokości trybun oglądała pojedynek Polaków z Holendrami. Na starcie z najgroźniejszym grupowym rywalem Wilfredo Leon wyszedł w pierwszym składzie i od razu pokazał wielką klasę. Zdobył 20 punktów i poprowadził Orłów do zwycięstwa 3:1, a po meczu byliśmy naocznymi świadkami, jak właśnie rzeczona kibicka przywołała do siebie swojego ulubieńca. Okazało się, o czym opowiedział nam sam siatkarz, że ugiął się pod prośbą kobiety, aby na okoliczność obdarowania jej swoją meczową koszulką przekazał swój numer telefonu. ...a oto finał sprawy z Wilfredo Leonem i jego fanką. "Dostałem już od niej zdjęcie" Oboje zawarli nieformalną umowę, że zawodnik nie będzie nagabywany, a numer telefonu przez fankę nie będzie przekazywany innym osobom. Pani Karolina wywiązała się z prośby, a w nagrodę - czego wtedy nie mogła na sto procent zakładać - dostała trykot, który jest marzeniem wielu kibiców, już od pełnoprawnego mistrza Europy. Leon przedstawił szczegóły, gdy prowadzony wywiad zszedł na temat właśnie kibiców. - A propos, pamiętasz tę kibickę z Polski? - zapytał Wilfredo, na co odparłem: - No pewnie. Właśnie miałem cię dopytać, czy misja dobiegła końca i przekazałeś pani Karolinie koszulkę, w której finalnie świętowałeś zdobycie mistrzostwa Europy? Wtedy przyjmujący reprezentacji Polski i włoskiego klubu Sir Susa Vim Perugia przedstawił garść szczegółów: