Andrzej Klemba, Interia.pl: Nikola Grbić podał kadrę na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Zgadza się pan z wyborami selekcjonera? Wojciech Drzyzga: To nie chodzi o to, czy się zgadzam, czy nie. Mogę tylko oceniać po tym co widziałem podczas Ligi Narodów i na kilku treningach w Słowenii. Mogę powiedzieć, że ten, który odpadł w ogóle, był w bardzo dobrej formie i to dla mnie zaskoczenie [chodzi o Bartosza Bednorza - przyp. red.]. Kolejny, Kuba Popiwczak też pokazywał niezłą dyspozycję. Ten wybór musiał być dla trenera Grbicia bardzo trudny. Aktualna forma Łukasza Kaczmarka i Olka Śliwki nie była taka, jaki jest ich potencjał. Szkoleniowiec musi pokładać nadzieje, że ci dwaj, a także w pewnym zakresie także Paweł Zatorski przez te trzy tygodnie pozostające do igrzysk wrócą do formy, chociaż zbliżonej do optymalnej. Gdyby przyłożyć tylko szkiełko i oko mędrca, to oni byli słabsi od tych, co odpadli. Nie oznacza to jednak, że wiara trenera w to, ile mogą dać drużynie w Paryżu, nie ma pokrycia. Czyli jeśli patrzeć tylko na formę, powołania powinny być inne? - Sportowo są zaskoczenia. Czasem jednak w sporcie dwa plus dwa nie daje cztery. Być może obecność w kadrze takich zawodników, jak Śliwka czy Kaczmarek jest tak ważna dla Grbicia, że nie widział reprezentacji bez nich. Wydaje mi się, że trener ułożył sobie w głowie skład z półtora roku temu. Dużo z tym zespołem zdobył w poprzednim sezonie. Ci zawodnicy potwierdzali, że pasują mu do stylu i sposobu działania. Oby miał rację, ale trafił na trudny moment. Bo gdyby Kaczmarek i Zatorski grali chociaż nieźle, a Śliwka w ogóle by grał, to byśmy mówili, że to trafne wybory. Trener sam wywołał burzę selekcyjną przekładaniem ogłoszenia kadry. Aktualna dyspozycja sprawiała, że wielu zawodników mogło pomyśleć o innych powołaniach. Ja Bednorza poza kadrą olimpijską nie wpisywałem. Był najbardziej wyrównany i z pewnością dałbym mu promocję do kadry olimpijskiej. Tomasz Fornal właściwie w każdym meczu potwierdzał stabilność. Kamil Semeniuk był schowany w cieniu, a on nie za dobrze to znosi, bo lubi intensywność. Wilfredo Leonowi zdarzało się falować z formą, a na turnieju w Łodzi właściwie go nie było. Tak samo Śliwki. To zastanawiające i niepokojące. Problem też może być z formą Zatorskiego? - Nie umiem logicznie wytłumaczyć tej decyzji. Nie można mówić, że Popiwczakowi brakuje doświadczenia. On już nie jest młody. Oczywiście w kadrze takiego ogrania nie ma, ale kiedy ma je zdobyć, skoro zwykle jego miejsce zajmował Zatorski. Może trener Grbić liczy na to, że Paweł ma właśnie tyle doświadczenia, że wytrzyma turniej olimpijski, ale on też miał kłopoty ze zdrowiem. Naprawdę potężna odpowiedzialność za te wybory spoczywa na selekcjonerze. Jeszcze w poprzednim sezonie miał kłopoty bogactwa i mógł wybierać między dobrym a bardzo dobrym zawodnikiem. Jako rezerwowego trener Grbić wybrał atakującego Bartłomieja Bołądzia, który w Lidze Narodów spisywał się bardzo dobrze. - To pokazuje, że jednak na tej pozycji widzi największe zagrożenie. Forma Kaczmarka jest niepewna, a w przypadku Bartka Kurka są obawy, co do ewentualnych problemów ze zdrowiem. Dlatego rezerwowym jest trzeci atakujący Bołądź. Kaczmarek w odpowiedniej dyspozycji daje inne opcje na prawej stronie, dobrze rozumie się z Marcinem Januszem, gra jest mniej czytelna i bardziej dynamiczna. On ma dużo atutów, tylko nie jest w formie. Przy Kurku nie stawiam znaków zapytania co do dyspozycji, tylko czy wytrzyma zdrowotnie. Wiemy też jakiego formatu graczem jest Śliwka, ale na ten moment takiego Śliwki nie ma. Wyjątkowa trudna decyzja stała przed Grbiciem. Między zawodnikami w formie, a wiarą, że ci jego najlepsi i sprawdzeni w poprzednich dwóch sezonach wrócą do wystarczającej dyspozycji. Rozmawiał Andrzej Klemba