Bez przyjęcia "Biało-Czerwoni" mają boleśnie podcięte skrzydła Przyjęcie to podstawa udanych akcji w ofensywie i to było w meczu z Włochami widać jak na dłoni. W pierwszych spotkaniach igrzysk olimpijskich ten element po polskiej stronie wyglądał lepiej, a nawet gdy szwankował, Wilfredo Leon radził sobie z piłek rozegranych na podwójnym czy potrójnym bloku. W sobotę takich sytuacji było jak na lekarstwo. Leon, który był dotąd najmocniejszym punktem polskiego ataku, tym razem skończył tylko 29 procent akcji w ofensywie, rywale aż pięć razy go zablokowali. A że wciąż trzeba czekać na mecz z wysoką skutecznością Bartosza Kurka - choć z Włochami wypadł lepiej niż w poprzednich meczach - skrzydła reprezentacji Polski były w niedzielę podcięte. A przy słabym przyjęciu środkiem meczu wygrać na tym poziomie się nie da. Szeroki skład znów dał o sobie znać W pewnym momencie na boisku uaktywnił się jednak jeden zawodnik, który był w stanie radzić sobie nawet z trudnymi piłkami. W trzecim i na początku czwartego seta atak reprezentacji Polski na swoje barki wziął Kamil Semeniuk. To on był w niedzielę najlepszym polskim przyjmującym. Szeroki skład "Biało-Czerwonych" daje o sobie znać na tym turnieju. W poprzednim meczu udało się zastąpić kontuzjowanego Tomasza Fornala, a Norbert Huber pomógł przełamać Brazylię. Tym razem tak spektakularnych efektów nie było, ale i Semeniuk, i Mateusz Bieniek z pewnością sporo wnieśli do gry polskiej drużyny. Do Włochów "Biało-Czerwonym" sporo brakuje Grbić po meczu starał się bagatelizować porażkę z Włochami, twierdząc, że i tak najważniejszy jest ćwierćfinał. To słuszny wniosek, ale niepokoić może to, jak dużo dzieliło w sobotę oba zespoły. Owszem, Włosi wyglądają w tej chwili na niezwykle mocnych, a po tak przekonującym zwycięstwie z Polską wyrośli na głównego kandydata do olimpijskiego złota. Ale jak na rywalizację dwóch drużyn ze ścisłej czołówki, różnica była zbyt duża. Przed spotkaniem polscy siatkarze raczej spodziewali się nerwowego meczu, wykluczali dominację którejkolwiek ze stron. Rzeczywistość okazała się inna. Włosi dominowali w dwóch pierwszych setach, wyrównany był właściwie tylko trzeci. Rywale byli znacznie lepsi w bloku, lepiej radzili sobie z niestandardowymi sytuacjami na boisku. Potrafili też dużo więcej "wycisnąć" z przyjęcia, które po ich stronie także wcale nie było rewelacyjne. Grbić ma dwa dni na to, by przeciwko Słowenii jego drużyna wyglądała lepiej w kilku elementach. Drabinka do finału nie taka zła W ćwierćfinale Polska zagra bowiem właśnie ze Słowenią. To przeciwnik, który nad Wisłą wywołuje sporo emocji, ale ostatnio aż tak niewygodny dla polskiej drużyny nie był. "Biało-Czerwoni" pokonali go w meczu o brąz tegorocznej Ligi Narodów, a także w półfinale mistrzostw Europy zeszłego lata. Oczywiście Słoweńcy w tym turnieju spisują się znakomicie, wygrali grupę A, w Paryżu bryluje atakujący Toncek Stern. Ale po porażce z Włochami "Biało-Czerwoni" unikną w drabince do finału właśnie mistrzów świata - zagrają z nimi jeszcze ewentualnie w meczu o medal. Jeśli szukać plusów z porażki na zakończenie fazy grupowej - nawet trochę na siłę - warto o tym pamiętać. W ewentualnym półfinale na Polskę będzie czekać lepszy z pary USA - Brazylia.