Wrona przyznał, że dodatkową motywację stanowić powinien słaby występ w tegorocznej edycji Ligi Światowej. "Biało-czerwoni", ubiegłoroczni triumfatorzy imprezy, tym razem zakończyli udział w niej na fazie grupowej i zostali sklasyfikowani na 11. miejscu. - Biorąc pod uwagę sukces z 2012 roku, można powiedzieć, że była to najwyższa półka, z jakiej można było spaść. Wierzę jednak, że to się przełoży na wynik w mistrzostwach Starego Kontynentu, da nam dodatkowego kopa. Będziemy chcieli udowodnić wszystkim, że potrafimy jeszcze wygrywać, bo chyba większość w to zwątpiła - powiedział 24-letni siatkarz. Jak dodał, każdy z zawodników musiał przemyśleć kilka spraw związanych z LŚ, ale od piątku będą się skupiać na nowym celu. Przez ponad miesiąc bazą podopiecznych trenera Andrei Anastasiego będzie Ośrodek Przygotowań Olimpijskich w Spale. - Jeszcze nie tęsknię za tym miejscem (śmiech). Może zacznę w przyszłym tygodniu, tuż przed wyjazdem na zgrupowanie, ale na razie cieszę się wolnymi chwilami spędzanymi w Warszawie - zaznaczył z uśmiechem. W seniorskiej reprezentacji kraju Wrona zadebiutował w tym roku i kilkakrotnie miał okazję zaprezentować się biało-czerwonym kibicom. - Cieszyłem się każdym powołaniem do składu meczowego. Na pewno będę pamiętał do końca życia to pierwsze spotkanie LŚ na Torwarze z Brazylią, gdzie miałem okazję pojawić się na boisku. Mimo porażki dla mnie osobiście było to coś wyjątkowego - podkreślił urodzony w stolicy siatkarz, który w przyszłym sezonie będzie występował w PGE Skrze Bełchatów. Przyznał, że w drużynie narodowej na jego pozycji jest duża konkurencja. - Bardzo ciężko jest się przebić. W naszej lidze jest wielu świetnych środkowych i w większości są to Polacy. Jakie jest moje miejsce wśród reprezentacyjnych graczy na tej pozycji? Jeździłem na mecze, więc można by powiedzieć, że w czwórce jestem, ale nie będę bawił się w przydzielanie sobie jakiegoś numeru - zastrzegł. Wrona chwali sobie współpracę z Anastasim. Włoskiego szkoleniowca ceni za sposób prowadzenia treningów, zaangażowanie oraz temperament. - Jest świetnym fachowcem. Wkłada całego siebie w zajęcia, a podczas meczów reaguje bardzo emocjonalnie. Lubię taką ekspresyjność, bo gdy ktoś jest zamknięty i dusi emocje w sobie, to nie wiadomo do końca, co taka osoba sobie myśli. Jeśli zaś pokazuje je, to widać jak na dłoni, czy jest zadowolony czy nie - argumentował. W ostatnich dniach 24-letni siatkarz także miał okazję sprawdzić się w roli szkoleniowca. W Ostródzie i Warszawie pomagał Marcinowi Możdżonkowi podczas jego treningów siatkarskich dla dzieci w wieku 9-13 lat. - Byłem zaskoczony, że dzieciaki tak uważnie nas słuchały i nie rozpraszało ich to, co działo się dookoła. Było to bardzo ciekawe doświadczenie i jeśli "Możdżi" w przyszłości będzie chciał, by mu ponownie pomóc, to na pewno znowu się zgodzę. Praca trenera w pełnym wymiarze to na chwilę obecną chyba jeszcze dla mnie za trudny kawałek chleba, ponieważ mam za mały warsztat. Może jak jeszcze pogram 10 lat, będę wiedział więcej i wtedy się zdecyduję, ale póki co nie widzę siebie w tej roli - ocenił.