PAP: Podstawowe pytanie, czy wszyscy zdrowi? Andrea Anastasi: - Wszyscy są zdrowi. Nikt na nic nie narzeka, zatem nie będzie żadnych wymówek. A będą potrzebne? - Nie, to nie w moim stylu. Jeżeli coś się nie uda, wezmę to na siebie. Wiem, że turniej będzie bardzo trudny. Jesteśmy w silnej grupie. Zagramy przecież z finalistami ostatnich mistrzostw świata. Przyjechaliśmy jednak do Sofii, by zagrać cztery mecze. Nie interesuje mnie odpadnięcie po spotkaniach w grupie. To dobrze, że pierwszy mecz Polacy zagrają drugiego dnia Final Six? - Myślę, że tak. Zobaczymy, co pokażą Brazylia i Kuba. Poza tym, jak nawet w czwartek nie uda nam się wygrać, to mamy jeszcze jeden mecz, który może zdecydować o awansie. A jeden z naszych rywali może się już drugiego dnia pakować... Do rywalizacji z Brazylijczykami podchodzicie już chyba inaczej nastawieni. W tym sezonie z czterech meczów trzy zakończyły się waszym sukcesem... - Takie myślenie jest bardzo niebezpieczne, bo to, co za nami nic już nie znaczy. Tego właśnie się boję. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni Brazylia przegrała z jednym rywalem trzy mecze w sezonie. Na pewno "Canarinhos" będą teraz bardzo zmobilizowani... A co pan powie na temat Kuby? - To zespół turniejowy, który rozkręca się z meczu na mecz. Grają bardzo ofensywnie. Mają wysoki i skuteczny blok oraz atakują na niesamowicie wysokim poziomie. Na początku fazy interkontynentalnej prezentowali się słabo, teraz coraz lepiej. Mają bardzo dobrego trenera. W przypadku awansu do półfinału można natomiast liczyć na teoretycznie łatwiejszego rywala... - W żadnym wypadku nie możemy tak myśleć. Każdego przeciwnika trzeba szanować. Przecież Niemcy czy Bułgaria mają bardzo niebezpiecznych zawodników w składzie. Potrafią grać w siatkówkę i nie można ich lekceważyć. To może nas zgubić. Ale ja o tym na razie nie myślę. Dla mnie turniej to pierwsze dwa mecze. Później będę analizował, co dalej. Kto jest faworytem turnieju? - Słyszałem, że Polska, ale się nie zgadzam z tym. Myślę, że mimo wszystko Brazylia. Jak istotna jest to impreza dla nastawienia siatkarzy, dla ich psychiki? - To jest właśnie najważniejsze pytanie. LŚ jest ogromnie ważna. My cały czas budujemy jeszcze drużynę. Czasami słyszę, że jakiś sezon czy turniej można odpuścić i poeksperymentować. A ja się pytam, jaki eksperyment? Jesteśmy tu i teraz. Mamy grać na najwyższym poziomie cały czas. Nie ma czasu na słabsze występy. Zawsze musimy walczyć o wygraną. Cały czas wywieram dużą presję na siatkarzach. Wiem, że czasami powinienem odpuścić, ale nie mogę. Nie pozwala mi na to mój charakter. Teraz widzę, że gracze sami się zastanawiają, dlaczego słabo serwują, co się dzieje z przyjęciem. I o to właśnie chodzi. Czy zatem polscy siatkarze są już gotowi na zwycięstwo w Lidze Światowej? - Nie wiem tego, ale mam nadzieję, że tak. W zeszłym sezonie zajęliśmy trzecie miejsce. Z roku na rok drużyna powinna być lepsza, a przecież kolejnym krokiem jest zwycięstwo. Tylko to mnie interesuje, choć wiem, że będzie to trudne. Najważniejsze jest dla mnie, by ciągle być w czołówce, nie zgubić kontaktu z najlepszymi. Czuje pan większe ciśnienie niż w zeszłym roku? Teraz Polska jest na czwartym miejscu w rankingu światowym, a jak pan przejmował kadrę była siódma... - Nie, ale oczywiście wiem, że wszyscy oczekują, byśmy nie schodzili z podium. Jak nie ma medalu, nie ma sukcesu. Po to jestem, by realizować te zadania i cieszę się, że to się na razie udaje. Jaki wpływ rozstrzygnięcia w Lidze Światowej będą mieć na igrzyska? - O Londynie jeszcze nie myślę. Dla mnie liczy się "tu i teraz", czyli Sofia. Jeśli jednak ugramy dobry wynik, to wzrośnie pewność siebie, a to pomaga przed najważniejszą imprezą. Do olimpiady jednak jeszcze sporo czasu i wiele może się wydarzyć.