Polki udanie rozpoczęły niezwykle trudne zmagania o igrzyska w Tokio. Wprawdzie przeciwko Bułgarkom tylko momentami pokazały pełnię swoich możliwości, ale jak powiedziała liderka reprezentacji, styl nie był ważny, ale liczyło się zwycięstwo. "W tym spotkaniu w ogóle nie doszłyśmy do swojej prawdziwej dyspozycji. Dotrwałyśmy do końca meczu i go wygrałyśmy. Widać było po nas, że nie grałyśmy swojej siatkówki, ale ja będę powtarzać, że przyjechałyśmy tu po to, by zdobyć bilet do Tokio. A te bilety dają nie za styl, tylko za zwycięstwa. Na razie jesteśmy o ten jeden mecz bliżej półfinału. Teoretycznie możemy jedno spotkanie przegrać, ale tego nie chcemy" - oceniła. Jej zdaniem praktycznie w każdym elemencie polski zespół mógł zagrać lepiej. "Myślę, że żaden element nie funkcjonował u nas na 100 procent. I nie mam na myśli naszego zaangażowania, bo dałyśmy z siebie maksimum. Jednak, gdy człowiek jest za mocno zaangażowany i ma w sobie dużo emocji, to potem to tak wygląda, jak z Bułgarkami. Myślę, że nie ma co wracać do tego spotkania. W tym turnieju musimy się skupić się na każdym kolejnym dniu, na kolejnym meczu" - podkreśliła. Jak dodała, ranga zawodów, w których tylko zwycięzca uzyska kwalifikację olimpijską, sprawia, że poziom trudności i stresu jest bardzo wysoki. "Dla wszystkich zespołów te spotkania będą trudne właśnie ze względu na rangę turnieju. Do tego nerwy zawsze towarzyszą pierwszym meczom, które są bardzo ważne. Szczególnie, gdy gra się przeciwko takiej drużynie, jak Bułgaria, gdzie było wiadomo, że jeśli komuś się noga powinie, to potem może być bardzo ciężko. Zupełnie inaczej będziemy przystępować do spotkania z Holenderkami po wygranej z Bułgarią niż miałoby to miejsce po porażce, mając już nóż na gardle" - zaznaczyła. Mimo nadmiaru emocji atakująca Zanetti Bergamo po meczu pozwoliła sobie na odrobinę humoru. Pytana, co się stało w czwartym secie, gdy biało-czerwone roztrwoniły sześciopunktową przewagę, odparła: "Widziałyśmy, że kibice się nudzą, trener też siedział jakiś smętny, więc postanowiłyśmy dać im trochę emocji... A już tak poważnie - Bułgarki naprawdę dobrze broniły, a jak rywal dobrze broni, to potem zaczyna ryzykować w ataku i popełnia się więcej błędów" - wspomniała. Turniej w Apeldoorn na razie cieszy się umiarkowanym zainteresowaniem. Siatkarki mogą tylko pomarzyć o tym, co miało miejsce podczas męskich mistrzostw Europy, kiedy polskiej reprezentacji towarzyszyły tłumy biało-czerwonych kibiców. Jedynie pojedynek zespołu gospodarzy z Azerbejdżanem oglądało blisko trzy tysiące widzów. Podczas spotkania Polek na trybunach panowała cisza. "Jestem zawodniczką, która się skupia wyłącznie na meczu i na tym, co dzieje się na boisku. Zwykle nic nie słyszę. Wyjątkiem było to, co miało miejsce w Turcji podczas ubiegłorocznych mistrzostw Europy" - podsumowała Smarzek-Godek. Zespół trenera Jacka Nawrockiego w środę ma dzień przerwy, natomiast o godz. 19.30 w "polskiej" grupie Niderlandy zagrają z Bułgarią. W grupie B Turcja zmierzy się z Chorwacją, a Belgia z Niemcami. Z Apeldoorn - Marcin Pawlicki