Damian Gołąb: Trener Stefano Lavarini przed tygodniem ogłosił skład reprezentacji Polski siatkarek na zgrupowanie przed mistrzostwami świata. Od tego czasu nie ustają spekulacje, dlaczego w kadrze nie ma Malwiny Smarzek. Czy ze sportowego punktu widzenia to spora strata? Joanna Kaczor-Bednarska, brązowa medalistka mistrzostw Europy, ekspertka Polsatu Sport: Patrząc na możliwości zespołu, trudno pogodzić się z faktem, że takiej zawodniczki w nim nie ma. Zawsze warto dać szansę siatkarce pokroju Malwiny. Pamiętamy, jak w 2019 r. była ostoją kadry w Lidze Narodów, wykręcała rekordy w liczbie zdobywanych punktów na mecz. Malwina zasłużyła na to, by znaleźć się i pokazać w reprezentacji. Nie wiem, jak wygląda sytuacja między zawodniczką a trenerem. Fajnie byłoby, gdyby ktoś z nich zajął stanowisko. Sama możliwość pokazania się na zgrupowaniu pozwoliłaby trenerowi zobaczyć, czy Malwina byłaby wartością dodaną do tego zespołu. Z czysto sportowego punktu widzenia fajnie byłoby to sprawdzić. Trener Lavarini odniósł się do sytuacji, ale wprost nie wyjaśnił powodów swojej decyzji. - Dla mnie w tej sytuacji jest za dużo zawirowań. Pamiętam wypowiedzi Malwiny, która zapowiadała, że po Lidze Narodów jest dostępna dla trenera. Tak zresztą wynikało chyba z rozmowy zawodniczki ze szkoleniowcem. Spodziewałam się, że Malwina dostanie szansę. Decyzja jednak jest, jaka jest. A skoro jest po fakcie, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Trzeba patrzeć na to, co mamy. Przy wątku Smarzek trudno uciec od przyczyn pozasportowych, bo wobec wątpliwości same się nasuwają. Czy to nie paradoks, że znowu o nich mówimy? Trener Lavarini został wybrany chyba m.in. po to, by niedomówień na linii trener - zawodniczki nie było. Jak choćby z Joanną Wołosz, która przestała się pojawiać na zgrupowaniach trenera Jacka Nawrockiego. - Jestem daleka od oceniania tego, dlaczego któraś z zawodniczek nie chce czy nie pojawia się na zgrupowaniach reprezentacji. Ale wiemy, że co trener, to zawsze są jakieś animozje. Każdy ma swoje powody. Uważam jednak, że nasz zespół nie powinien sobie pozwolić na brak takich zawodniczek, jak Malwina Smarzek i Magda Stysiak. A tutaj jednej z nich w ogóle nie ma w kadrze. Przedziwna sytuacja, bardzo trudna. Może po mistrzostwach świata dowiemy się więcej, gdy trener Lavarini będzie rozliczany za wynik. Nowa twarz w kadrze Lavariniego. "Każdy był zaskoczony" Zaskoczyła panią obecność na liście na zgrupowanie Moniki Gałkowskiej? Jak czytać powołanie dla zawodniczki, której w ogóle nie było w dużo szerszej przecież kadrze na Ligę Narodów? - Każdy był zaskoczony, że Monika znalazła się w tej kadrze. Z wypowiedzi trenera wynika, że obserwował jej poczynania w lidze włoskiej. Na pewno to opcja poszukiwania zmiany zawodniczki na pozycji i tego, by nie tracić żadnej z przyjmujących. Widać jednak było, że Olivia Różański powoli przyzwyczaja się do roli atakującej. Była też Martyna Łukasik, która może wejść na tę pozycję, fajnie prezentowała się Weronika Szlagowska. Szansa dla Moniki Gałkowskiej będzie też dla niej sporym wyzwaniem. Zobaczymy zresztą, czy to któraś z przyjmujących, czy może właśnie ona ostatecznie nie pojedzie na MŚ. Trener Lavarini powołał 15 zawodniczek, jedną musi skreślić. - Monika ma sporo czasu, by się pokazać. Ale jednak trening to co innego niż mecze. To zupełnie inna para kaloszy. Liga Narodów była polem do sprawdzenia zawodniczek, szkoda, że Moniki nie było na tym turnieju. Pomysł z Różański na prawym skrzydle się nie obronił? - Musiał się jakoś wybronić, w końcu jakieś mecze reprezentacji udało się wygrać. Na pewno nie była to łatwa sytuacja - trener Lavarini został bez atakującej. A przecież Liga Narodów to również ważny turniej. Można mówić, że ogrywamy zespół, że to rok poolimpijski. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wszyscy oczekiwali, że może uda się dotrzeć do finałowej ósemki albo i dalej. Nie udało się, szkoda, że do tego zdarzyło się kilka trudnych porażek: z Belgią, Bułgarią, Dominikaną. To mecze, które - myśląc o mundialu - powinniśmy wygrywać. Mamy wytłumaczenie brakiem nominalnej atakującej. Dla Olivii to też nie była łatwa sytuacja. Koleżanki ją wspierały, ale przestawianie z pozycji na pozycję, z tygodnia na tydzień, to nie jest prosta sprawa. Przecież te zawodniczki, oprócz atakowania, musiały trenować normalne przyjęcie. W końcu to ich docelowa pozycja. Joanna Kaczor-Bednarska: Liga Narodów ma dla nas w tym roku gorzki posmak Mija miesiąc od ostatniego występu reprezentacji Polski - był nim przegrany mecz z Bułgarią. Efektem było 13. miejsce, najgorsze w historii występów kadry w Lidze Narodów. Jak pani teraz, na spokojnie, ocenia ten występ? To spore rozczarowanie? - Z perspektywy czasu trzeba powiedzieć, że Liga Narodów ma dla nas w tym roku gorzki smak. I trzeba tę gorycz przełknąć. Przez całą drugą połowę rozgrywek trener i dziewczyny podkreślali, że bardzo ważny jest dla nich trening. Mam więc nadzieję, że czas spędzony na zgrupowaniu w Szczyrku będzie bardzo intensywny i owocny. Ale w samej Lidze Narodów nie wypadliśmy dobrze. Szczęście, że po pierwszych turniejach mogliśmy być prawie pewni utrzymania. Ale w tym kontekście pojawia się kolejna niepokojąca rzecz. Przecież w grupie MŚ mamy Chorwatki, które wygrały Challenger Cup i awansowały do przyszłorocznej Ligi Narodów. Bardzo mocno będą więc chciały się pokazać. A mają przecież w sztabie Ferhata Akbasa i jego asystentów z Polski, będą więc znać naszą drużynę od podszewki. Trener Lavarini musi uważać, by dobrze przygotować nasze panie do inauguracyjnego spotkania mistrzostw. CZYTAJ TEŻ: Gwiazdor wyleciał ze zgrupowania kadry. To kara za negocjacje z Rosjanami Po awansie Chorwatek do Ligi Narodów mecz otwarcia urasta do rangi większego wyzwania, niż do niedawna mogło się wydawać. - Na pewno, tym bardziej że to zespół zgrany, który w tym sezonie coś wygrał. A my jesteśmy po trudnej Lidze Narodów. A przecież z nowym szkoleniowcem i pełniejszym składem przystępowaliśmy do tego sezonu z większymi apetytami. Ten pełniejszy skład wiązał się m.in. z powrotem Joanny Wołosz. Trochę odbiła się na niej decyzja, by przystąpić do gry w kadrze z marszu? Pojechała na pierwszy turniej niemal wprost po finale Ligi Mistrzów. - Patrząc na to, jak na przykład trener Brazylii Ze Roberto wykorzystywał Gabi, wydaje się, że w pierwszym turnieju Asia mogłaby dostać czas na odpoczynek. I dopiero później dołączyć do reprezentacji. Oczywiście to nie moje wybory, Asia musiała się na to zgodzić. Fajnie, że mogła pomóc w wielu meczach, dawała pewność siebie dziewczynom - środkowym czy Olivii Różański na ataku. Jeśli chodzi o mentalność i możliwości sportowe, na pewno pomogła zespołowi i to był dobry ruch. A czy moment był odpowiedni, to nie do końca pytanie do mnie. Ale z boku wyglądało to tak, że Wołosz mogłaby dać kadrze więcej niż widzieliśmy. - Zdecydowanie tak. Znów popatrzmy na Gabi, która odpuściła pierwszy turniej, dostała dwa tygodnie wolnego po finale Ligi Mistrzów. A w finałach Ligi Narodów było widać, że to liderka drużyny. To jednak inna pozycja [Gabi jest przyjmującą - przyp. red.]. Ale po Joasi Wołosz momentami widać było mocne zmęczenie. Osiem tygodni do mistrzostw świata siatkarek. "Trzeba wykrystalizować szóstkę" Nad czym reprezentacja Polski musi najbardziej pracować przed mistrzostwami? - Takich elementów jest wiele. Trzeba pracować nad tym, by wykrystalizować pierwszą szóstkę. Trener Lavarini będzie mieć spory ból głowy, na kogo postawić na przyjęciu, gdzie rotacje były dosyć duże. Na pewno musimy pracować nad zagrywką i jej przyjęciem, bo to elementy, które mogą ustawić nam mecze. Ale mieliśmy też sporo problemów z egzekucją ataku. Nasza skuteczność musi mocno wzrosnąć, jeśli chcemy myśleć o zwycięstwach z zespołami, które mamy w grupie. Belgia, drużyna jednej zawodniczki, wygrała z nami mecz. Sama Magda Stysiak nie wygra nam spotkania, tym bardziej że nie do końca wiemy, w jakiej będzie formie. Pamiętajmy, że wraca po poważnej kontuzji. Do MŚ zostały prawie dwa miesiące. Dużo to czy mało? Na ile lepszej reprezentacji możemy spodziewać się na polskich parkietach? - Niektórzy trenerzy mówią, że osiem tygodni to czas, który wystarcza na przygotowanie zespołu do sezonu. To powinno więc idealnie wystarczyć polskiej kadrze. Pytanie, na ile możemy podnieść poziom sportowy. I na ile będziemy w stanie podnieść się po niektórych trudnych porażkach w Lidze Narodów. Mam nadzieję, że dziewczęta są silne, pracują z psychologiem. Na jaki wynik na ten moment stać polską kadrę? Naprawdę jest dopiero trzynastą drużyną świata? - Gdyby zapytał mnie pan przed Ligą Narodów, myśląc o tym, że będzie tam Malwina Smarzek i Magda Stysiak, powiedziałabym, że z racji gry w Polsce śmiało możemy myśleć o miejscu w ósemce. Nie wyobrażałabym sobie innego scenariusza. Mam nadzieję, że nasi kibice ponownie poniosą polską reprezentację. Tak jak kiedyś ponieśli zespół, w którym ja miałam okazję grać w czasie mistrzostw Europy w Łodzi. Wierzę, że dziewczęta będą znakomicie przygotowane i poradzą sobie mentalnie. Że pełna hala w Gdańsku spowoduje tylko to, że będą czuć się jeszcze silniejsze. Chciałabym, żeby to było minimum 12. miejsce, a najlepiej jeszcze wyżej. Rozmawiał Damian Gołąb CZYTAJ TEŻ: Bez medalu byłoby trudniej. Grbić może budować spokojniej