Zresztą nie tylko w konfrontacji z tym rywalem miały miejsce takie sytuacje. Podobnie było zarówno w pojedynkach z Kenią, Koreą Południową jak i Kostaryką. Na szczęście te drużyny nie potrafiły tego wykorzystać i po trzech seriach spotkań na koncie Polek był komplet punktów. Słabość mistrzyń Europy wykorzystały za to z zimną krwią Chinki z Tajwanu. Irytująca i niezrozumiała była zwłaszcza sytuacja z inauguracyjnej partii sobotniego meczu. Na pierwszą przerwę techniczną nasze siatkarki schodziły z jednopunktowym prowadzeniem (8:7). Po powrocie na boisko straciły aż osiem punktów z rzędu (8:15)! W tym momencie seta można było spisać już na straty. W drugiej odsłonie sytuacja się powtórzyła. Nie w aż takich rozmiarach, ale siatkarki z Tajwanu miały już na tyle dużą przewagę, że spokojnie rozstrzygnęły tę partię na swoją korzyść. W polskim zespole zabrakło zawodniczki, która wzięłaby na siebie ciężar gry. Gdy same siatkarki nie potrafią sobie poradzić, wówczas powinien zareagować trener. Ireneusz Kłos poprosił o przerwę, ale niewiele to pomogło. Szkoda, że selekcjoner nie zdecydował się dokonać roszad w składzie. Może "świeża krew" pomogłaby przełamać impas. Ciężko także przejść do porządku dziennego, gdy widzi się jak Polki łatwo tracą kilkupunktową przewagę. Konsekwencje tego mieliśmy okazję zobaczyć w czwartym secie. Przy stanie 17:12 dla naszego zespołu chyba większość oglądających ten mecz szykowała się już na emocjonujący tie -break. Niestety, biało-czerwone roztrwoniły przewagę i zamiast piątego seta, oglądaliśmy radość siatkarek z Tajwanu. Martwi gra blokiem mistrzyń Europy. Element, który miał być atutem, okazał się piętą Achillesową. Chinki z Tajwanu niemiłosiernie obijały ręce Polek. Zdenerwowany Ireneusz Kłos wytknął to swoim podopiecznym przed kamerami stacji Polsat Sport. Mecz z Tajwanem był do wygrania, co pokazał set trzeci i czwarty. Wtedy sytuacja biało-czerwonych byłaby komfortowa. Przed nami ciężki i niezwykle ważny mecz z gospodyniami turnieju Japonkami, którego stawką będzie 2. miejsce w grupie A. Przy okazji takich turniejów, jak japońskie MŚ, słychać opinię, że każdemu zespołowi zdarza się słabszy dzień. Pozostaje mieć nadzieję, że na pojedynek z Tajwanem przypadł ten słabszy dzień reprezentacji Polski.