Dopiero w nocy z wtorku na środę, polska drużyna dotarła do Płocka. Reprezentacja miała wylecieć z Sao Paolo do Rzymu w poniedziałek o godz. 15.00 (czasu brazylijskiego), ale samolot miał aż pięć godzin spóźnienia. W konsekwencji ekipa nie zdążyła na lot ze stolicy Włoch do Warszawy. - Ostatecznie z Rzymu poleciałyśmy do Genewy, a stamtąd do Warszawy. W przeciwnym razie na miejscu byśmy były dopiero w środę po południu. Ale i tak my, jako gospodarz kolejnego turnieju, zameldowałyśmy się w Płocku jako ostatnie. Cała podróż trwała ponad 34 godziny - powiedziała libero polskiej reprezentacji Paulina Maj. Polki miały już we wtorek wieczorem przeprowadzić lekki trening, ale dopiero w środę przed południem zaliczyły siłownię. - Gdyby nasza podróż przebiegła zgodnie z planem, miałybyśmy więcej czasu i na trening i przede wszystkim na odpoczynek - dodała. "Biało-czerwone" cykl World Grand Prix rozpoczęły od trzech przegranych spotkań - z Brazylią (1:3), Stanami Zjednoczonymi (0:3) i Rosją (2:3). Maj, mimo porażek, szuka pozytywnych aspektów pierwszych pojedynków. - W sumie w każdym z kolejnych meczów grałyśmy coraz lepiej. Na pewno brakuje nam jeszcze cierpliwości, zrozumienia na boisku. Musimy też odważniej grać w samych końcówkach, niepotrzebnie czasami wstrzymywałyśmy rękę. Wierzę, że ta odwaga przyjdzie z czasem - zaznaczyła Maj. Jej zdaniem pewne mankamenty wynikają z małego ogrania drużyny, która przed cyklem WGP rozegrała tylko jedno oficjalne spotkanie - ze Szwajcarią. - Przy tej nowej konfiguracji na boisku, gdzie gramy praktycznie na dwie przyjmujące i dwie atakujące, też potrzeba nam więcej czasu na zagranie - stwierdziła zawodniczka Muszynianki Fakro Muszyna. Polki w Płocku zmierzą się z Kazachstanem (piątek, godz. 20.00), Niemcami (sobota, godz. 20.00) i Japonią (niedziela, godz. 20.00). Z reprezentacją Niemiec podopieczne Piotra Makowskiego zmierzyły się w sparingach tuż przed wylotem do Brazylii - trzy z nich zakończyły się wygraną Polek. - W tegorocznym cyklu mamy jednak niemal samych wymagających rywali i myślę, że dobrze tak się stało w kontekście zbliżających się mistrzostw Europy. Zawsze lepiej się ogrywać z mocniejszymi zespołami i nie należy też załamywać się porażkami, tylko wyciągać z tych meczów jak najwięcej pozytywów. Lepiej grać równorzędny mecz z kimś wymagającym niż gładko ograć słabą drużynę. Na razie nie zastanawiamy się nad awansem do turnieju finałowego, chcemy przede wszystkim teraz, przed własną publicznością, zaprezentować się jak najlepiej - dodała Maj.