Damian Gołąb, Interia: Gdyby rok temu ktoś powiedział ci, że pojedziesz na igrzyska, jaka byłaby twoja reakcja? Natalia Mędrzyk, przyjmująca siatkarskiej reprezentacji Polski: Nawet gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział, że pojadę na igrzyska, troszkę bym to wyśmiała. Kiedy w trakcie sezonu dotarł do nas sprzęt kadrowy i miałyśmy go przymierzyć, po prostu wpisałam swoje rozmiary bez mierzenia. Była to dopiero szeroka kadra i myślałam, że raczej mnie to nie czeka. Decyzja trenera, który włączył cię do kadry na igrzyska, musiała dać dużo radości. - To była radość i ogromne zaskoczenie. To dla mnie bardzo duże wyróżnienie, czuję się zaszczycona. Igrzyska to jedno z najważniejszych wydarzeń w mojej przygodzie z siatkówką. Już po pierwszych sparingach w Bielsku-Białej podkreślałaś, że trzeba wierzyć, że będziesz w stanie dostać się do kadry na igrzyska. W trakcie sezonu tej wiary przybywało? - Zdecydowanie tak. Trochę pograłam w turniejach Ligi Narodów. Mniej więcej wiedziałam, jaka jest moja rola. Ale wiadomo, wszystko może się wydarzyć, do igrzysk było mnóstwo czasu. Zawsze pochodzę do wszystkiego z chłodną głową, więc tak to sobie tłumaczyłam. Ale teraz to już po prostu realne. Trzeba było udowodnić trenerowi, że zasługuje się na miejsce w kadrze. Ale czy sama sobie też musiałaś udowodnić, że znów stać cię na grę na tak wysokim poziomie? - Tak. Powołanie do kadry podnosi pewność siebie zawodniczki, natomiast gra z najlepszymi zespołami na świecie czasami potrafi szybko tę pewność zburzyć. Trzeba ciągle pracować w głowie, myśleć o tym, co trzeba dobrze robić. Praca mentalna ma duże znaczenie. Było pozytywne zaskoczenie, że tak płynnie udało ci się wskoczyć do drużyny? - Czy tak płynnie? Początki były ciężkie... Ale oceny twojej gry od początku były bardzo pozytywne. - Bardzo się cieszę, że takie były, ale to cały czas praca, skupianie się na tym, by wykonywać swoje zadanie jak najlepiej. Może było płynnie, ale to też efekt mojego wieku, może mam w sobie mniej stresu. Drużyna siatkarek dorosła do sukcesów? "Zmienił się mental" Kiedy porównujesz siebie z początków w reprezentacji Polski do dzisiejszej Natalii Mędrzyk, widzisz, że ta siatkarka dużo się zmieniła? - Zdecydowanie. Nawet nie siatkarka, a człowiek. Dla mnie granie po 30-tce jest zdecydowanie fajniejsze. Większa dojrzałość na boisku, czerpię z tego po prostu więcej radości. A niektórzy mówią, że po 30-tce wszystko człowieka boli, ciężko wstać z łóżka... - Mnie wszystko bolało dość wcześnie. Myślę, że najgorsze mam za sobą. Miałam trochę przygód ze zdrowiem, wiem, co to znaczy ból. Natomiast z tego, co jest teraz, czerpię garściami. Kiedy porównujesz poprzednią kadrę, pod wodzą Jacka Nawrockiego, do dzisiejszej, jakie widzisz największe różnice? - Wiele zawodniczek dorosło do poważnego grania. Zmienił się też mental, te sukcesy - z roku na rok coraz większe - na pewno zbudowały pewność siebie reprezentacji. Zdecydowanie to widać. Kilka lat temu niektóre siatkarki, między innymi Magda Stysiak, dopiero wchodziły do kadry. Dziś są podstawą tej reprezentacji. Szybko złapałaś nić porozumienia z trenerem Lavarinim? - Mamy taką nić porozumienia, że akceptujemy swoje, jakby to powiedzieć, dziwactwa (śmiech). Nie jestem bardzo otwartą osobą, trener to zdecydowanie rozumie. Jest ok, tak jak powinno być. Ksywka "Mama" przylgnęła do ciebie w kadrze na dobre. Nie miałaś z nią żadnych problemów? Kto ją wymyślił? - Wymyślił to trener i oczywiście zapytał, czy może tak być. To łatwa ksywka, wszyscy podłapali i tak zostało. Miły akcent. Wyzwaniem dla wszystkich jest przygotowanie olimpijskiej formy, ale dla ciebie pewnie jeszcze większym to, by poradzić sobie z rozłąką z synkiem? - Mamy już trochę doświadczenia, bo miałam 16 dni rozłąki z dzieckiem, kiedy byłam na turnieju w Hongkongu i turnieju finałowym Ligi Narodów. Liczę te dni, teraz też będzie ich chyba 16. Ale to będzie ostatnie 16 dni rozłąki, damy radę. Oparciem jest zdecydowanie mąż, na niego spada cała rola. Synek przed igrzyskami był ze ze mną na zgrupowaniu kadry, cały Szczyrk zna więc bardzo dobrze. Gwiazda kobiecej kadry zwróciła się do Orłów Grbicia. Jednoznaczna wiadomość Polskie siatkarki przed startem igrzysk w Paryżu. "Mamy szansę na fajny wynik" Jakie masz oczekiwania przed igrzyskami olimpijskimi? - Fajnie byłoby mieć wspomnienia, że coś zdobyłyśmy, że wynik był satysfakcjonujący dla wszystkich. Nasze nastawienie jest takie, że naprawdę mamy szansę na fajny wynik. Nasza grupa nie jest łatwa, ale nie jest też najgorsza. Jest potencjał, żeby coś fajnego zrobić. Trener powołał tylko trójkę przyjmujących. Na waszych barkach w związku z tym spoczywa więcej odpowiedzialności? - Jakiej decyzji by nie podjął trener, nie byłaby luksusowa dla całego zespołu. Fajnie byłoby, gdyby można było powołać 14 zawodniczek, jak jest w Lidze Narodów. Ale niestety takie są zasady, nie ma co się na tym skupiać. Jedziemy z takim zespołem. Czy presja jest w związku z tym większa? Myślę, że nie. Dużo dyskutowało się w mediach o wyborze męskiej kadry na igrzyska. A czy u was w grupie było duże podenerwowanie ostatecznym wyborem składu? - Największe zdenerwowanie było widać po sztabie. My skupiałyśmy się na tym, by prezentować się jak najlepiej na treningach. Natomiast było wiadomo, że sztab siedzi godzinami i analizuje każdą opcję. U nich było widać worki pod oczami. Rozmawiał Damian Gołąb