Polski zespół z dziewięciu spotkań, wygrał tylko dwa i zajął odległe, 15. miejsce w klasyfikacji World Grand Prix. To wynik z pewnością daleki od oczekiwań? Piotr Makowski: Wszyscy przystępują do rywalizacji po to, żeby wygrywać i osiągnąć jak najlepszy wynik. Nie chcę szukać jednak usprawiedliwienia, ale my zagraliśmy siedem spotkań z drużynami, które plasują się w czołowej ósemce światowego rankingu. Graliśmy na trzech różnych kontynentach, sporo czasu spędziliśmy w podróży. Przez częste zmiany stref klimatycznych dopadły nas różne choroby. Nie mówiliśmy o tym głośno, ale były mecze, w których dziewczyny grały z gorączką. A jak spojrzymy na przykład na Chinki, to one wszystkie pojedynki zagrały w swoim kraju, a z czołowych rywali miały tylko Serbię. Mimo porażek, znalazł pan pozytywne strony występu swoich podopiecznych w WGP? - Właśnie sam fakt, że mieliśmy rywali z górnej półki jest na pewno plusem. Spotkania z Brazylią, Rosją, Serbią czy Niemcami są dla nas punktem odniesienia. Wiadomo, że porażki nie budują, ale z drugiej strony takie mecze więcej nam dadzą, niż na przykład zwycięstwo nad Algierią. Jeśli chodzi o samą grę, to bardzo pozytywnie trzeba ocenić występ naszych środkowych. Agnieszka Kąkolewska w swojej karierze nie rozegrała jeszcze meczu w ekstraklasie, a w turnieju wychodziła na boisko w pierwszej szóstce. Z bardzo dobrej strony pokazała się też Zuza Efimienko, która prawie cały miniony sezon nie grała. Warto też odnotować udany debiut przeciwko Chinkom libero Doroty Medyńskiej. Katarzyna Skowrońska-Dolata grała raz jako przyjmująca albo na prawym ataku. Na jakiej pozycji pan ją widzi? - Nie upieram się przy którejkolwiek koncepcji. Będziemy grać, aby osiągnąć jak najlepszy wynik w turnieju. Wierzę, że koncepcja z Kasią na przyjęciu też może funkcjonować. Mamy przygotowane dwa warianty, a wiele też będzie zależeć od dyspozycji innych zawodniczek. Skowrońska-Dolata to już prawdziwa liderka zespołu? - Bez wątpienia. Zarówno na boisku, jak i poza nim. Teraz mam nadzieję, że pozostałe dziewczyny poziomem sportowym szybko do niej dołączą. Wkrótce ogłosi pan 14-osobowy skład na mistrzostwa Europy. Czy jest możliwy powrót do kadry Anny Werblińskiej, która przez ostatnie miesiące leczyła kontuzje? - Za wcześnie by odpowiedzieć na to pytanie. Dopiero dziś nad ranem wróciliśmy z Chin i nie miałem jeszcze okazji z nią rozmawiać. Na razie jest zgłoszona do szerokiej, 22-osobowej kadry. Przed mistrzostwami Europy, które we wrześniu odbędą się w Niemczech i Szwajcarii, nikt na was nie będzie wywierać presji, nikt nie rzuca hasła, walczymy o medal. Z takim nastawieniem łatwiej będzie rywalizować w turnieju? - Presja jest zawsze, nie ma gry bez presji. Może ona być tylko mniejsza lub większa. Wiadomo jakie jest też nasze siatkarskie środowisko, wszyscy chcieliby zwycięstw od razu, a to nie jest takie łatwe zrobić wynik w kilka tygodni. Jakie macie plany na ten ostatni okres przygotowawczy przed samymi mistrzostwami? - Dziewczyny dostały dwa dni wolnego, w piątek spotykamy się w Bełchatowie. Za tydzień, w czwartek wyjeżdżamy już do Niemiec, gdzie w ośrodku Kienbaum zagramy dwa sparingi z Niemkami. Po nich wyjeżdżamy już do Schwerina, gdzie będziemy rozgrywać mecze grupowe mistrzostw.