Ostatnim akordem tego sezonu był mecz obecnej reprezentacji Polski ze "Złotkami". To niezwykłe wydarzenie odbyło się z okazji 10. rocznicy wywalczenia przez "Biało-czerwone" historycznego złotego medalu mistrzostw Europy w Turcji. W Gdyni wystąpiła mocno odmłodzona reprezentacja Polski, a "Złotka" stawiły się niemal w komplecie. Mecz zakończył się nietypowym w siatkówce remisem 2:2.Miłe zakończenie kiepskiego sezonu reprezentacji.Piotr Makowski (trener reprezentacji Polski siatkarek): Miłe z tego względu, bo spotkaliśmy się z wybitnymi osobistościami polskiej siatkówki żeńskiej. "Złotka" pokazały w tym meczu, że gdyby dzisiaj zagrały w eliminacjach mistrzostw świata czy Europy, to każdy musiałby się z nimi liczyć. Wiele zawodniczek kontynuuje kariery, a Dominika Leśniewicz pokazała, że podbija piłki, przyjmuje tak jak za dawnych dobrych czasów. Podejrzewam, że jeszcze pewnie gra w swojej miejscowości, gdzie mieszka. Masza Liktoras, gdyby dołożyła jeszcze trochę treningu, to również mogłaby znaleźć ligowy klub w Polsce. Przed nimi zupełnie inne wydarzenia. W związku z tym, jestem pełen podziwu, że wszystkie się stawiły i grały.Czy przeanalizował pan już na chłodno, co było przyczyną porażek?- Przyczyn jest wiele. Natomiast nie chciałbym w tej chwili analizować, bo to jest dłuższa rozmowa na początek z władzami PZPS-u. Myślę, że jest wiele mądrych głów, które mogą coś wnieść do tej dyskusji. Czeka nas mnóstwo pracy u podstaw. Tego jestem pewien.Z działaczami związku jeszcze pan nie rozmawiał?- Krótkie rozmowy były, ale te ostateczne mają się odbyć zaraz po mistrzostwach Europy siatkarzy.W jednym z wywiadów mówił pan, że ma pomysł na polską żeńską siatkówkę. Czy mógłby pan zdradzić szczegóły?- Pomysłów jest wiele. Na przykład ograniczenie liczby zagranicznych zawodniczek. Takim systemem poszła liga rosyjska, gdzie kluby mogą zatrudnić tylko dwie siatkarki z zagranicy. Przyniosło to takie efekty, że więcej młodych zawodniczek rosyjskich gra w lidze. Można rozważyć też takie rozwiązanie - w podstawowym składzie ma grać jedna siatkarka do 21. roku życia. To spowodowałoby, że przynajmniej dwie musiałyby być w kadrze klubowego zespołu, bo przy kontuzji jednej musiałaby wejść druga. To również mogłoby spowodować ożywienie. To są jednak pomysły, które ewentualnie musiałaby zaakceptować liga. Teraz w reprezentacji Polski brakowało kilku ważnych zawodniczek z różnych powodów m.in. Anny Werblińskiej, Agnieszki Bednarek-Kaszy, Bereniki Okuniewskiej czy Katarzyny Skorupy. Czy będzie je pan namawiał do powrotu do kadry? Czy też woli się pan trzymać zasady, że z niewolnika nie ma pracownika?- Będę rozmawiał, ale nikogo nie będę nakłaniał. Jak pan powiedział - z niewolnika nie ma pracownika. Takie jest moje zdanie. Natomiast to, co zrobi związek, to zupełnie inna historia. Są takie federacje, jak na przykład serbska, które nie dają zgody na transfer zagraniczny, jeśli zawodniczka nie stawi się na kadrę. To są jednak rozwiązania, które nie zawsze przynoszą skutek, choć w przypadku Serbii sprawdziło się.Pan by optował za takim rozwiązaniem?- Moje zdanie jest takie, jak mówiłem wcześniej. Niech grają te dziewczyny, które chcą. Ja tak uważam, ale inni mogą mieć odmienny pogląd w tej sprawie.Proszę zdradzić najbliższe plany?- Jestem w Szamotułach na Superpucharze. Wybieram się też do Polic na mecz 1. kolejki Orlen Ligi. Na pewno będę starał się obejrzeć wszystkie zawodniczki. Będę rozmawiał, przekonywał i analizował już pod kątem eliminacji do mistrzostw świata. Rozmawiał Robert Kopeć