- Dziewczyny czekają trudne dni. Ten zespół jest w budowie i trener Piotr Makowski nie mógł nic więcej zrobić. Rozliczanie reprezentacji po tych mistrzostwach, bez względu na wynik, byłoby po prostu niesprawiedliwe - powiedział szkoleniowiec, który w 2003 i 2005 roku poprowadził siatkarki do złotych medali w mistrzostwach Starego Kontynentu. - Wielokrotnie podkreślałem, że rozliczanie tej drużyny powinno nastąpić w 2015 roku, czyli po następnych mistrzostwach Europy. To będzie ważny rok, bo przed igrzyskami w Rio. Uważam, że Makowski potrafi budować, pokazał to w 2009 roku, gdy w mistrzostwach Europy w Łodzi na krótko zastąpił Jerzego Matlaka. Trzeba mu dać tylko czas - dodał. Polki w niemieckim Schwerinie zagrają kolejno z Czeszkami (piątek, godz. 20.00), Bułgarkami (sobota, 20.00) i Serbkami (niedziela, 18.00). Zwycięzca grupy bezpośrednio awansuje do ćwierćfinału, druga i trzecia ekipa zagra w fazie play off z rywalami z miejsc 2-3 z grupy D. Czwarta drużyna zakończy udział w mistrzostwach. Zdaniem Niemczyka, kluczowym dla losów "Biało-czerwonych" będzie mecz z Czeszkami. - Przegranie tego pojedynku może spowodować, że po fazie grupowej pojedziemy do domu. Patrząc na występy Czeszek, a także Bułgarek podczas Grand Prix, da się zauważyć, że te zespoły nas przegoniły, zwłaszcza w procesie budowy zespołu. Co nie znaczy jednak, że są to drużyny nie do pokonania - zaznaczył Niemczyk. Szkoleniowiec uważa, że atutem "Biało-czerwonych" powinny być serwis i blok. - Trzeba te elementy maksymalnie wykorzystać, a dziewczyny muszą zaryzykować zagrywką. W tym zespole brakuje może rutynowanych zawodniczek. Kilku dziewczyn z różnych powodów zabrakło, niektóre nie grają przez kontuzje, inne po prostu odmówiły. Ja jednak wierzę, że ta drużyna dojrzeje w trakcie turnieju - podkreślił. Według Niemczyka powtórzenie wyniku sprzed dwóch lat, czyli awans do ćwierćfinału i miejsca 5-8 w klasyfikacji, byłoby dla Polek sukcesem. - Przede wszystkim liczę na to, że wyjdą z grupy. Na pewno zakończenie turnieju na fazie grupowej byłoby jednak rozczarowaniem - ocenił. Gdy dziesięć lat temu Polski Związek Piłki Siatkowej powołał Niemczyka na stanowiska selekcjonera kadry, mało kto liczył, że drużyna pod jego wodzą osiągnie sukces na mistrzostwach Europy. Tymczasem Polki wróciły z Ankary ze złotym medalem. Szkoleniowiec uważa, że trudno jednak porównywać reprezentację z 2003 roku do obecnej. - Ja miałem w kadrze więcej doświadczonych zawodniczek, jak Magda Śliwa, Dorota Świeniewicz, Małgosia Glinka czy moja córka Gosia. Z kolei u Makowskiego są dziewczyny, które już zdobyły medale mistrzostw Europy, Kasia Skowrońska-Dolata ma dwa złota. Moje podopieczne wcześniej nie miały takich sukcesów i dlatego nie były pewne, na co je stać. Zupełnie inna jest też sytuacja finansowa dziewczyn. Tak naprawdę, wówczas to siatkarki dopłacały do gry w kadrze, a związek miał u nich długi. Może jest tak, że gdy człowiek jest bardziej głodny, jest stanie wykrzesać więcej niż te 100 czy 110 procent z siebie - zaznaczył Niemczyk. W ostatnich latach kobieca reprezentacja obniżyła swoje loty - w światowym rankingu wypadła poza pierwszą dziesiątkę. Jeszcze przed dwoma laty jadąc do Serbii "Biało-czerwone" były jednymi z kandydatek do medalu ME, dziś celem minimum jest wyjście z grupy. Niemczyk nie ukrywa, że jednym z powodów słabszej gry Polek jest rozbicie reprezentacji, którą zbudował. - Gdy w 2006 roku odchodziłem z reprezentacji, Gosia Glinka powiedziała w jednym z wywiadów, że "damy radę bez Niemczyka". To były święte słowa - ona miała rację. Tylko pod jednym warunkiem - że drużyna, którą zbudowałem, będzie dalej istnieć. Niestety, przyszedł Marco Bonitta, który zrobił pierwsze rozwalenie tego zespołu, a potem dzieła dokończył Jerzy Matlak, wyrzucając z reprezentacji Kaśkę Skorupę i Skowrońską. Każdy zespół ma kręgosłup i wokół niego można wymieniać dwie-trzy zawodniczki co sezon, ale nie można go złamać - podsumował selekcjoner "złotek".