Takiego meczu w turnieju kwalifikacyjnym polskie siatkarki jeszcze nie rozegrały. Forma przyszła w najlepszym momencie - wygrana z mistrzyniami olimpijskimi stawia "Biało-Czerwone" w świetnej sytuacji przed finałem kwalifikacji. Łódzka Atlas Arena wypełniła się w sobotę niemal po brzegi, a prawie 10 tysięcy kibiców napędziło polskie siatkarki do świetnego początku. W spotkaniach z Tajlandią i Niemcami od początku musiały odrabiać straty, tym razem wygrywały 4:1, a potem 7:3. Początek był piorunujący. Dobrze atakowała Martyna Łukasik, przytomne rozwiązania wybierała rozgrywająca Katarzyna Wenerska. 30-letnia rozgrywająca tym razem zastąpiła w pierwszej szóstce kapitan Joannę Wołosz. A po kilku minutach "Biało-Czerwone" dołożyły do tego jeszcze punkty blokiem. Przewaga pięciu punktów zaczęła topnieć, gdy po polskiej stronie pojawiły się problemy z przyjęciem zagrywki Dany Rettke. Gdy Martyna Czyrniańska zaatakowała w aut, z zaliczki został punkt, a trener Stefano Lavarini posłał na boisko Olivię Różański. To nie uspokoiło jednak gry. Po autowym zbiciu Magdaleny Stysiak na tablicy wyników był remis 18:18. Końcówka to wojna nerwów i gra na przewagi. Polki obroniły piłkę setową, a same wykorzystały drugą szansę. Po ataku Różański wygrały 27:25. Pod siatką było słychać szloch. Przykre sceny w kwalifikacjach olimpijskich Odpowiedź Amerykanek i znakomita pogoń polskich siatkarek. Ręka im nie zadrżała Różański pozostała na boisku na drugą partię. W pierwszej części seta większość piłek w ataku dostawała jednak Stysiak, a na boisku trwała punkt za punkt. Po drugiej stronie coraz więcej zależało od Chiaki Ogbogu. Do efektownych ataków ze środka dołożyła bloki przy zagraniach Łukasik i Różański, Polska przegrywała 11:13. Problemem stało się też przyjęcie zagrywki Jordan Larson. Lavarini wrócił do Czyrniańskiej, ale i ona już w pierwszej akcji pomyliła się w przyjęciu. Straty wzrosły do sześciu punktów. Amerykanki spokojnie utrzymały prowadzenie do końca partii. Lavarini przekazywał wskazówki Stysiak i Marii Stenzel, ale jego drużyna przegrała 16:25. Amerykanki skończyły seta blokiem przy ataku Stysiak. Lavarini nadal szukał optymalnej przyjmujących. Trzecią partię zaczął z Różański i Łukasik, po kilku minutach tę drugą zastąpiła Czyrniańska. Jego siatkarki i tak jednak pogubiły się przy zagrywkach Rettke. I to nie tylko w przyjęciu - po zablokowanym ataku Stysiak przegrywały 6:10. Bez dokładnego przyjęcia o skuteczne ataki było jednak trudno. Kiedy Kelsey Cook zaatakowała w aut, straty Polski zmalały jednak do dwóch punktów. Po kilku minutach do remisu 20:20 doprowadził rzadki dotąd obrazek, czyli szczelny polski blok. Emocjonującą końcówkę znów wygrały "Biało-Czerwone": najpierw asem serwisowym popisała się Magdalena Jurczyk, później atak skończyła rezerwowa Monika Gałkowska. Polska wygrała 25:23. Ostatni set pod dyktando Polski. Jeden mecz od igrzysk Udana pogoń za rywalkami napędziła polskie siatkarki. Początek czwartej partii znów był w ich wykonaniu znakomity, prowadziły 5:1 i trener rywalek Karch Kiraly szybko poprosiło przerwę. W ataku skrzydła coraz bardziej rozwijała Różański, w ważnych momentach nie zawodziła Stysiak, która pomogła jeszcze w bloku. Polki utrzymywały bezpieczną przewagę. Prowadziły 16:10, śpiewy w Atlas Arenie były coraz głośniejsze, a na ich twarzach było coraz więcej uśmiechów. W takiej atmosferze przed coraz bardziej pogubionymi Amerykankami było zadanie nie do wykonania. Polskie siatkarki wygrały 25:16 i trybuny wybuchły radością. W niedzielę Amerykanki zagrają z Niemkami. Bez względu na wynik tego meczu, jeśli później Polki pokonają Włoszki, będą pewne udziału w igrzyskach. Po raz ostatni wystąpiły w nich w 2008 r. Z Łodzi Damian Gołąb Polska: Stysiak, Korneluk, Czyrniańska, Wenerska, Jurczyk, Łukasik - Stenzel (libero) oraz Różański, Gałkowska, Wołosz USA: Thompson, Rettke, Cook, Carlini, Ogbogu, Larson - Wong-Orantes (libero) oraz Frantti, Drews, Plummer, Hentz (libero) To wielka siła polskiej kadry. Siatkarki i trener są zgodni