Aż sześć przedstawicielek wrocławskiej drużyny: Ewelina Sieczka, Agnieszka Kąkolewska, Monika Martałek, Katarzyna Konieczna, Joanna Kaczor i Dorota Medyńska występuje w reprezentacji Polski. W swoich zespołach narodowych grają Belgijka Frauke Dirickx i Niemka Maren Brinker.- Myślę, że taka sytuacja ma swoje plusy i minusy. Jest to powód do zmartwień szczególnie dla sztabu szkoleniowego, bo nie możemy przygotować się do sezonu tak jak inne kluby, które dziś już grają pierwsze mecze kontrolne. My jesteśmy absolutnie na samym początku przygotowań, zaczynaliśmy w trzyosobowym składzie, teraz jest pięć dziewczyn, więc siłą rzeczy nie możemy grać sparingów - powiedział Grabowski.Zaznaczył on równocześnie, gra w reprezentacji z silnymi przeciwnikami w prestiżowych międzynarodowych imprezach może przynieść zawodniczkom tylko i wyłącznie korzyści.- Nasze zawodniczki miały okazje rywalizować z najlepszymi zespołami na świecie. To są bezcenne konfrontacje i mam nadzieje, że ten bagaż doświadczeń będzie procentował w rozgrywkach ligowych - podkreślił.Jak dodał, jest szczególnie pod wrażeniem eksplozji talentu 18-letniej Agnieszki Kąkolewskiej, która w poprzednim sezonie występowała na zapleczu ekstraklasy w sosnowieckiej Szkole Mistrzostwa Sportowego.- Nie ukrywam, że talent Agnieszki odkryliśmy już znacznie wcześniej, a kontrakt podpisaliśmy jeszcze przed sezonem reprezentacyjnym. Przyznam, że naszym zamiarem było to, by ona uczyła się przy innych środkowych Monice Martałek i Makare Wilson. Nie spodziewaliśmy się, że tak pewnie wskoczy do kadry, a do tego znajdzie się w pierwszej szóstce - przyznał Grabowski.Przez ostatnie lata to trener Bogdan Serwiński z Muszynianki miał zawsze problem z frekwencją na pierwszych zajęciach. Mimo że szkoleniowiec często narzekał na niekomfortową dla niego sytuację, zawsze kończył sezon medalem.- Znam się bardzo dobrze z trenerem Serwińskim i tak myślę sobie, czy go nie spytać, jak on to robił. A tak poważnie, jeżeli faktycznie ten układ sił się trochę zmienił w polskiej lidze, to życzyłbym sobie, abyśmy też poszli drogą Muszynianki i jej wyników. To, że będziemy mieli zespół w komplecie praktycznie dwa tygodnie przed rozgrywkami, nie oznacza, że nasz trener Tore Aleksandersen ma tutaj jakiś parasol ochronny. Od kilku lat walczymy o medal i czas w końcu go zdobyć - powiedział prezes Impelu, piątej drużyny ostatniego sezonu.Władze wrocławskiego klubu wraz z zawodniczkami przyjechały do Schwerina na mistrzostwa, ale jak wyjaśnił Grabowski, nie tylko w roli kibiców.- Oczywiście, przyjechaliśmy oglądać mecze naszej reprezentacji, ale też nie ma mowy o jakimś wolnym. Dziewczyny na miejscu normalnie trenują, trener Aleksandersen pracował przez wiele lat w klubie ze Schwerina, zdobył z nim kilka medali. Widzę, że jest on tutaj bardzo ceniony i lubiany. To on nam pomógł zorganizować ten pobyt - wyjaśnił."Biało-czerwone" czempionat Starego Kontynentu rozpoczęły od porażki z Czechami, co mocno też rozczarowało prezesa Impelu. Uważa on, że przyczyną porażki mogła być zbyt duża presja, jaka ciążyła na polskim zespole.- Graliśmy z zespołem niżej notowanym, nad którym na pewno nie ciąży taka presja, jak nad naszym. Wiedzieliśmy jak ważne jest dla nas to spotkanie, że zwycięstwo może nam dać już awans z grupy. Tak naprawdę to my pomogliśmy rywalowi wygrać. Mnie interesowała tylko jedna statystyka - liczba błędów. My ich popełniliśmy 37 przy 22 Czeszek. To za duża różnica, by wygrać mecz - ocenił Grabowski.W sobotę o godz. 20.00 Polki w drugim meczu grupy D zmierzą się z Bułgarią. Transmisja w Polsacie Sport. Trzy godziny wcześniej Serbia zagra z Czechami.Ze Schwerina Marcin Pawlicki