32-letnia libero w zespole narodowym debiutowała jeszcze u trenera Andrzeja Niemczyka w 2006 roku. 10 lat temu w Łodzi z reprezentacją zdobyła brązowy medal mistrzostw Starego Kontynentu i jest jedyną siatkarką z kadry Jacka Nawrockiego, która uczestniczyła w tym turnieju. Do reprezentacji wróciła w tym sezonie po trzy letniej przerwie. Dwa lata temu została mamą, a karierę wznowiła latem ubiegłego roku w Profi Credit Bielsko-Biała. Dobre występy na krajowych parkietach skłoniło Nawrockiego do ponownego sięgnięcia po doświadczoną libero. Maj-Erwardt w najbliższy weekend znów stanie przed szansą znalezienia się na podium mistrzostw Europy. - Brąz już mam, a marzy mi się finał. Chciałbym takim dużym sukcesem spiąć klamrą tę moją reprezentacyjną przygodę. Nie wiem, czy to będzie mój ostatni sezon w reprezentacji, ale wszyscy mi przypominają, że właśnie jako jedyna zdobyłam medal 10 lat temu... Czuję się, jakby mi ktoś wypominał wiek. Ale zobaczymy jak to wszystko się potoczy. Cały czas mam dużo sił oraz pozytywnej energii i na razie koncentruję się na najbliższym weekendzie - powiedziała zawodniczka. Jak przyznała, duży udział w awansie do półfinału miała polska publiczność. Jak podali organizatorzy, wszystkie mecze w Łodzi obejrzało 65 tysięcy kibiców. - Atlas Arena okazała się dla nas bardzo sprzyjająca i myślę, że kolejne turnieje właśnie tutaj powinny być organizowane. 10 lat temu te mistrzostwa były też taką sinusoidą w naszym wykonaniu, musiałyśmy wówczas liczyć na szczęście, żeby awansować do półfinału. Kibice, tak samo jak wtedy, tak samo teraz dodawali nam skrzydeł - przyznała. Polki razem z Włoszkami w czwartek późnym wieczorem dotarły do Ankary. Stolica Turcji nie do końca dobrze kojarzy się siatkarce. Dwukrotnie grała w kontynentalnym turniejach kwalifikacyjnych do igrzysk olimpijskich (2012 i 2016) i dwukrotnie Polki właśnie w Ankarze traciły ostatnią szansę. - Mam nadzieję, że przełamię tę złą passę turniejów w Turcji i wreszcie ja w Ankarze będą mogła stanąć z podniesioną głową i powiedzieć, "tak, w końcu ja z moim zespołem zdobyłam tę Turcję". Nie ukrywam, że czeka nas jedna wielka wojna. Te tysiące kibiców, od których mieliśmy wsparcie w Łodzi, będą przeciwko nam. Do tego pamiętam różne sytuacje z sędziowaniem - opowiadała. Jej zdaniem Turczynki to niezwykle mocny zespół i trudno będzie je czymkolwiek zaskoczyć. - Turczynki, kiedy mają odpalić, to odpalają. Trener Giovanni Guidetti też robi dobrą robotę w reprezentacji Turcji. Na pewno będziemy rozpisani co do przecinka. Pewnie niczym je nie zaskoczymy, ale tak naprawdę wiele będzie zależeć od naszej gry, naszej dyspozycji. I przyda się też trochę szczęścia - stwierdziła. Zdaniem Maj-Erwardt sam awans do półfinału jest sukcesem i być może będzie to impuls, by żeńska siatkówka znów była popularna i wróciła na swój wysoki poziom sprzed kilkunastu lat. - Widać już po reakcjach kibiców, którzy przez cały czas byli nastawieni do nas bardzo pozytywnie, dodawali nam energii. To już świadczy o tym, że jesteśmy wyżej niż wcześniej. Wiadomo, że sukces przekłada się także na tę siatkówkę klubową, nakręca sponsorów. Życzymy sobie medalu, żeby ta żeńska siatkówka ruszyła mocniej do przodu - podsumowała reprezentacyjna libero. Mecz Turcji z Polską rozegrany zostanie w sobotę o godz. 18.30 (czasu warszawskiego). Dwie i pół godziny wcześniej o finał powalczą siatkarki Serbii i Włoch. Pojedynki o złoty i brązowy medal odbędą się w niedzielę. Marcin Pawlicki