Dziś rozpoczynają się mistrzostwa Europy siatkarek. Mecze będą rozgrywane w czterech krajach: Serbii, Rumunii, Chorwacji i Bułgarii. Finał zaplanowano 4 września w Belgradzie. Polki trafiły do grupy B i rozpoczną rywalizację 19 sierpnia od meczu z Niemkami. Rozmowa z Joanną Kaczor-Bednarską, byłą siatkarką reprezentacji Polski Damian Gołąb, Interia: Przed rozpoczęciem mistrzostw Europy jest w pani więcej optymizmu czy obaw o postawę polskich siatkarek? Joanna Kaczor-Bednarska: Optymizm jest zawsze, wierzymy w nasze zespoły, pojawiają się natomiast pewne pytania. Są związane z występem naszych siatkarek w Lidze Narodów, który nie był idealny (Polska zajęła 11. miejsce - przyp. red.). Co prawda w sparingach dwa razy wygrały po 3-2 z Niemkami, ale przed LN też były towarzyskie wygrane, a w samych rozgrywkach zostały szybko sprowadzone na ziemię wynikiem 0-3. Pierwszy mecz pozwoli więc nam zobaczyć, na jakim jesteśmy obecnie poziomie i gdzie możemy uplasować się na mistrzostwach Europy. Przed dwoma laty w ME reprezentacja Polski otarła się o medal, zajmując czwarte miejsce. Teraz o podium nikt głośno nie mówi, a przecież przez lata można było usłyszeć, że ta kadra ma się rozwijać. - Ta drużyna jest budowana przez trenera Nawrockiego od sześciu lat i w tym momencie kibice powinni oczekiwać medalu. Tym bardziej pamiętając, że na poprzednich mistrzostwach, w Turcji, brąz był blisko. Przed tegoroczną LN Malwina Smarzek mówiła, że wreszcie chciałaby pojechać na imprezę po medal. Teraz nie słyszymy takich głosów. To trochę niepokojące. LN zasiała chyba nieco niepokoju w głowach dziewcząt. Mam nadzieję, że pracują z pomocą psychologiczną, która pozwoli wytrzymać im emocjonalnie obciążenia związane z turniejem. Nasza grupa, mimo że “na papierze" wydaje się dosyć łatwa, w rzeczywistości nie musi taka być. Pamiętam turniej z 2009 r., gdy zdobyłyśmy brązowy medal, a walczyłyśmy z Hiszpanią o przejście do kolejnej rundy, wygrywając 3-2. A to działo się przed własną publicznością, w wypełnionej Atlas Arenie w Łodzi. Presja potrafi czasami przyćmić to, że po drugiej stronie jest słabszy przeciwnik. Mistrzostwa Europy mają nam pokazać, w którym miejscu jest dziś ta reprezentacja? Miała być budowana z myślą o mistrzostwach świata w Polsce i Holandii, które już za rok. ME to jedna z ostatnich dużych imprez przed MŚ. - To wielki sprawdzian. I papierek lakmusowy dla trenera Nawrockiego: jak szło budowanie zespołu przez wspomniane sześć lat. Co prawda skrzydła są nieco podcięte przez kontuzje, z problemami zmagała się Malwina Smarzek, odpadła Marta Krajewska. A przecież pod nieobecność Asi Wołosz była kreowana na pierwszą rozgrywającą. Ten turniej będzie dużym obciążeniem dla głów dziewcząt i trenera Nawrockiego. Emocje po LN są jednak mocno ostudzone i każdy wynik na plus będzie przyjęty z wielką radością. Bardzo bym chciała, by ta kadra wreszcie obudziła się z letargu, w który wprowadziła ją LN. Przecież widzieliśmy już kawał dobrej gry w poprzednich ME. Taką samą pasję do siatkówki chciałabym zobaczyć w tym roku. Wiem, że ta grupa to w sobie ma. Pytanie, jaki element jest potrzebny, by ją wskrzesić, by powstała jak Feniks z popiołów. Polskim siatkarkom jest potrzebna chociaż namiastka sukcesu? Mam wrażenie, że emocje wokół kadry nie są zbyt duże, czasami brakuje medialnego szumu, zainteresowania kibiców. Drużyna Nawrockiego jest od dłuższego czasu mocno w cieniu męskiej kadry. - Na pewno panie są w cieniu i występ w LN tutaj nie pomógł. Ale i panowie sobie nie pomogli przez trudny występ na igrzyskach olimpijskich. Generalnie polskiej siatkówce, zarówno męskiej, jak i żeńskiej, przydałby się teraz medal. Miejmy nadzieję, że taki się zdarzy. Panowie na pewno są nadal stawiani w roli faworytów. U kobiet w grze jest wielka reprezentacja Włoch, która odpuściła LN. Jest Rosja, która walczyła w ćwierćfinale igrzysk, Turcja, która ma coś do udowodnienia po kiepskim występie Ebrar Karakurt w Tokio. Są wreszcie fantastyczne Serbki, największy faworyt do złota. Polki jadą na mistrzostwa bez Agnieszki Kąkolewskiej, do niedawna kapitan kadry. Jak ocenia pani powołania trenera Nawrockiego? - Już mniejsza liczba minut Agnieszki Kąkolewskiej w trakcie LN mogła dać kibicom do myślenia. Trener zdecydował o odmłodzeniu środka siatki. Mamy tam Klaudię Alagierską, która zdecydowanie zasługuje na wyjazd, jest też Zuzia Efimienko, która swoim doświadczeniem zrobiła sporo dobrego podczas LN. Nic nie zmieni się jednak na środku, jeżeli nie będzie większej liczby wystaw w to miejsce. A na razie nasza gra jest mocno upraszczana, opiera się na atakujących, czasem lekko pomagają im przyjmujące, które miały spore problemy z przebiciem się na drugą stronę siatki. Mimo małego doświadczenia na poziomie reprezentacyjnym w LN świetnie pokazała się Kasia Wenerskai. Miejmy nadzieję, że to właśnie ta zawodniczka, mimo zaawansowanego wieku, będzie w stanie pokazać błysk w oku, którego trenerzy kadry wcześniej nie dostrzegali. To może być nowy impuls dla reprezentacji? - To zawodniczka, która przyda się w tym zespole. Takich “dorosłych" siatkarek, poza Zuzią Efimienko i Kasią Wenerską, w drużynie nie ma. Jest jeszcze Martyna Grajber, ale nie wiemy, czy będzie w stanie pomóc w ataku. A doświadczenie będzie bardzo istotne. Co prawda żadna z nich nie ma wielkich tytułów czy medali ME, ale na pewno są bardziej ograne. Mogą służyć pomocą młodszym, które czasami się “gotują". Kilka dni temu gruchnęła informacja, że trener Nawrocki po ME może przejąć zespół Chemika Police. Wyobraża pani sobie, że w ostatnim roku przed MŚ PZPS zgodzi się, by trener łączył pracę z kadrą i klubem? - Były w przeszłości postaci, które łączyły takie funkcje. Na przykład trener Heynen łączył pracę z reprezentacją Polski i drużyną Perugii. Takich osób jest całe mnóstwo i jakoś sobie z tym radzą. Na tę chwilę trzeba jednak skupić się na mistrzostwach. Myślę, że żadna z zawodniczek nie będzie się zastanawiać, czy informacje o trenerze to prawda, czy nie. Jadąc z reprezentacją na ME trzeba po kolei skupiać się na kolejnych meczach. Nawet gdyby ta informacja się potwierdziła, oznaczałoby to, że trener będzie miał sporo informacji na temat zawodniczek w polskiej lidze i możliwość współpracy z niektórymi w dłuższym wymiarze czasowym. Wróćmy jeszcze do faworytek turnieju. W czołowej czwórce ostatnich igrzysk zagrał tylko jeden przedstawiciel Starego Kontynentu - Serbia. Świat uciekł europejskim drużynom? - Ten rok jest inny, dziwny. Popatrzmy choćby na Chinki, którym turniej olimpijski się zupełnie nie udał. Też można się zastanawiać, czy świat im uciekł? Kilka zawodniczek młodego pokolenia, jak Karakurt, nie wytrzymało presji tak dużego wydarzenia, jak igrzyska. Włoszki wydawały się fajnym, poukładanym zespołem, który był jednak oparty na Paoli Egonu. To nie okazało się najlepszym rozwiązaniem. Spośród drużyn opartych na jednej zawodniczce tylko Serbki skończyły z medalem. Pozostałe zespoły, jak Korea Południowa, Włochy, a nawet Rosja, nie poradziły sobie. By wygrywać mecze potrzeba drużyny. Na najwyższej półce przed ME jest więc Serbia, za nią trzy, cztery mocne drużyny. Gdzie w tej hierarchii umieścić Polskę? - Będzie ciężko, są jeszcze Niemki, Holenderki i Bułgarki, które nieźle pokazały się w sparingach z Polkami. Na pewno na turnieju objawi się jeszcze jakiś czarny koń. Może być bardzo ciasno. Dla Polski najbardziej wymagający powinien być mecz z Niemcami, ale i na pozostałych rywalkach trzeba się skupić. Pamiętamy spotkanie na Torwarze z Czeszkami, gdy zamknęły nam drogę na MŚ. Są Bułgarki, które wygrały z nami ostatnio sparing 3-1. Przypomnijmy, że grają u siebie. My takie turnieje przed własną publicznością mamy już na koncie, więc nasze zawodniczki wiedzą, jak to jest, a Bułgarki dopiero się o tym przekonają. Sporo znaków zapytania. Hiszpania i Grecja też będą chciały się pokazać, takie zespoły grają zwykle radosną siatkówkę. To będą ciekawe mistrzostwa. Rozmawiał Damian Gołąb