Mecz z Kenią był sprawdzianem dla Polek. Nasze siatkarki pokazały w tym spotkaniu, że są w pełni skoncentrowane w czasie tego turnieju. Po spotkaniu Malwina Smarzek, którą najbardziej ucieszył przyjazd do wioski polskich lekkoatletów, opowiadała o "polowaniu" w wiosce olimpijskiej i pierwszych udanych akcjach. Dominacja polskich siatkarek. Nokaut i awans w wielkim stylu Malwina Smarzek zakochana w polskich lekkoatletach. "Upolowała" Novaka Djokovicia To była zabawa na parkiecie w meczu z Kenią? Można było coś przetestować? - Było pełne skupienie na tym meczu. Wyszłyśmy na to spotkanie w pełni skoncentrowane. Nasz dzień wyglądał tak, jak przed meczem z Japonią. Z tą tylko różnicą, że grałyśmy o innej godzinie. Takie zespoły nie są jednak łatwe, bo są bardzo fizyczne. Cieszą się bardzo siatkówką. Przez pierwszych kilkanaście minut spotkania było widać, że nie jesteśmy do tego przyzwyczajone. Te dziewczyny skaczą bardzo dużo. Ich fizyczność jest zupełnie inna. Przewaga siatkarska była po naszej stronie, ale miałyśmy szacunek do rywalek. Trudno jest zmobilizować się na grę z taką drużyną? - Ten zespół dorósł do tego, żeby takie mecze wygrywać 3:0 i do tego pozwolić sobie na zmiany na boisku. Pamiętam, że kiedyś było bardzo dużo nerwowości w takich meczach. Cieszę się, że miałyśmy ten mecz pod pełną kontrolą. Teraz czas na Brazylię i dalszą zabawę? - Już nie mogę się doczekać tego meczu z Brazylią. Ten turniej jest całkiem inny. Gramy tylko trzy mecze w przeciągu ośmiu dni. Mamy zatem bardzo dużo czasu. Jest to zupełnie inny rytm niż w mistrzowskich imprezach. Taki niesiatkarski. Trzeba utrzymywać jednak koncentrację, choć mamy też więcej czasu na siłownię i treningi. Środa była bardzo siatkarska dla nas. Rano grali panowie, a wieczorem wy. - I to było dziwne. Kiedy wróciłyśmy z treningu, oni byli już po meczu. Szczerze mówiąc, jednak biorę w ciemno granie wieczorem, a nie z samego rana. Ale dali radę i pokazali, że można. Nie było to na pewno łatwe. Szczególnie z takim rywalem jak Brazylia i taką odległością z wioski olimpijskiej do hali. Ten rytm jest wyjątkowo wolny, jak na siatkówkę, a jednak dookoła wszystkie dzieje się szybko. To nie przeszkadza? - Czuję się tak, jakbym była na trochę innej imprezie. Spotkałam we wtorek nasze szpadzistki. Byłyśmy na kawie. Tłumaczyły mi, na czym to wszystko polega. Zaraz miały półfinał i mecz o brązowy medal. Po chwili był koniec. Mają medal i do widzenia. Strasznie szybko to się dzieje. U nas jest jeden mecz i kilka dni przerwy. Staramy się trzymać koncentrację, ale jednak też chcemy czerpać garściami z tych igrzysk olimpijskich i z tego, kto nas otacza. Bardzo się cieszę z możliwości zobaczenia na żywo wielu sportowców. We wtorek przyjechali nasi lekkoatleci, w których jestem zakochana. Mamy czas na to, żeby z nimi porozmawiać. Masz jakieś zdjęcia z gwiazdami? - Tak. Mam jako jedna z niewielu zdjęcie z Novakiem Djokoviciem. Miałam totalnego farta, bo chodził z ochroniarzem. Zrobiłam sobie z nim zdjęcie, a potem nikt już nie mógł tego zrobić. To kto jest jeszcze odhaczony na liście? - Yulimar Rojas z trójskoku, czy LeBron James. Moim celem są jednak nasi lekkoatleci. Oni mnie jarają. Djokovicia odhaczyłam, więc jestem spełniona. Teraz przede mną tylko sportowy cel na te igrzyska. W Paryżu - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport