Joanna Wołosz w reprezentacji Polska grała od 2010 roku. Przez wiele lat była podporą naszej kadry, a także jej kapitanem. Po ćwierćfinałowym meczu z USA w igrzyskach olimpijskich w Paryżu ogłosiła, że to było dla niej ostatnie spotkanie w reprezentacji. W Biało-Czerwonych barwach 34-letnia Wołosz zdobywała wicemistrzostwo igrzysk europejskich (2015), brąz Ligi Europejskiej (2014) i brąz Ligi Narodów (2024). Grała z kadrą w ćwierćfinale mistrzostw świata w 2022 roku i o brązowy medal mistrzostw Europy w 2019 roku. Ostatecznie Polki zajęły wówczas czwarte miejsce. Koszmarny mecz Polek w ćwierćfinale igrzysk. Sroga lekcja od USA Joanna Wołosz ogłosiła zakończenie reprezentacyjnej kariery. Trener Stefano Lavarini wiedział już dawno To koniec igrzysk dla naszej reprezentacji. Co dalej? - To jest mój ostatni turniej z reprezentacją Polski. Decyzję podjęłam już dawno temu. Rozmawiałam z trenerem o tym na początku roku. Ogromnie się cieszę, że mogłam reprezentacyjną karierę zakończyć takim turniejem. Jesteśmy w najlepszej ósemce na świecie. Przez ostatnie lata wykonałyśmy ogrom pracy. Jestem dumna, że mogłam brać w tym udział. Jestem też wdzięczna za to, że mogłam być częścią drużyny trenera Stefano Lavariniego. Przez 14 lat nosiłam reprezentacyjną koszulkę. Malwina Smarzek powiedziała, że opowiada pani - cytuję - "głupoty" i będą jeszcze z panią rozmawiać. Są szanse na zmianę decyzji? - Wiadomo, jak to w życiu bywa, ale wiem, że to jest dobry moment. Wiem, że dałam z siebie dla kadry 100, a może nawet 150 procent. Nie jestem już najmłodsza. Wiem, jak moje ciało reaguje, jak się regeneruje. Wydaje mi się, że to jest słuszna decyzja. Trudno było podjąć tę decyzję? - Bardzo trudno. W seniorskiej kadrze jestem od 20. roku życia. Pierwszy raz reprezentacyjną koszulkę założyłam, jak miałam 15 lat w kadrze kadetek. To jest więcej niż połowa mojego życia. To nie była decyzja, którą podjęłam jednego dnia. Ona we mnie dojrzewała. Nie jest też tak, że teraz skupię się na grze w klubie i będę grał przez kolejnych dziesięć lat, bo nie wiem, czy tyle pociągnę. Przez grę w klubie oraz kadrze totalnie nie miałam czasu na życie prywatne. Nie chcę stracić tego momentu i dopiero zaczynać życie po czterdziestce. Chciałabym układać sobie życie, kiedy jestem jeszcze młoda. Jest taki moment z gry w kadrze, do którego będzie pani zawsze chętnie wracała? - Jest mnóstwo takich, ale na pewno tegoroczny medal Ligi Narodów. To było dla mnie coś wielkiego. Cieszę się, że to się wydarzyło w tym roku, kiedy grałam ostatni sezon w Lidze Narodów. Ten medal naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczy. Jest cenniejszy niż niejedno złoto. Na pewno będę wracać do początków z trenerem Lavarinim, kiedy było bardzo ciężko, czy mój debiut w kadrze, kiedy byłam w gronie "Złotek". To było dla mnie stresujące. W pamięci pozostaną też wygrane mecze w mistrzostwach świata w Polsce. Reprezentacja traci generała. - Dziękuję za takie słowa. Wiem jednak, że dziewczyny sobie poradzą. Na pewno znajdziemy innych generałów. Jak widzi pani przyszłość tej kadry? - Bardzo dobrze. Przede wszystkim cieszę się, że zostaje trener Lavarini. Widać efekty jego pracy. To idzie w bardzo dobrym kierunku. Wiem, że tak będzie dalej. To przejdźmy do meczu z USA. Co się w nim stało? - Wyszło doświadczenie Amerykanek. One takich ćwierćfinałów w igrzyskach grały dużo więcej od nas. Dla nas to był pierwszy taki mecz. Mentalnie Amerykanki podeszły do tego meczu idealnie. Zaczęły go bardzo agresywnie. Widać było, jak bardzo chcą go wygrać. Przed meczem może bardziej od nas miały nóż na gardle, bo one musiały wygrać, a my nie musiałyśmy nic. U nas wyszedł brak doświadczenia. Chyba też za bardzo chciałyśmy być w tym półfinale. Przez pierwsze dwa sety miałyśmy powiązane nogi. Szkoda, że zaczęłyśmy walkę dopiero od trzeciego seta. Zabrakło nam już czasu. Amerykanki grały twardo cały mecz. Świetnie się napędzały. Znakomitą pracę wykonały w trzecim secie, w którym musiały odrabiać wielopunktową stratę. Szkoda, że tego nie utrzymałyśmy, bo może wtedy byśmy je złamały i wtedy wynik byłby jeszcze otwarty. W Paryżu - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport