Matlak nie jest do końca zaskoczony ostatecznym wyborem władz związku, bowiem kandydatura Włocha Massimo Barboliniego, jedynego konkurenta Nawrockiego w ostatniej fazie negocjacji, miała też słabe punkty. "Barbolini ostatnio miał słaby okres pracy, w przeszłości notował lepsze wyniki. Gdy rozwiązał umowę z reprezentacją Turcji, dla niego to była chyba jedna z ostatnich szans na dobrą robotę. Ale jego Galatasaray grał przeciętnie, choć może nie jest tak silny personalnie, jak inne zespoły ze Stambułu" - powiedział Matlak, który był selekcjonerem reprezentacji w latach 2009-11. Jego zdaniem, władze związku zapomniały o dość istotnej rzeczy, że do prowadzenia reprezentacji siatkarek niezbędne jest doświadczenie w pracy z kobietami. Nawrocki dopiero od kilku miesięcy jest trenerem-koordynatorem Budowlanych Łódź. "Można być trenerem nie wiadomo jakiej klasy, ale jeśli wcześniej nie pracowało się z kobietami, to można mieć kłopoty. Niejeden już fachowiec "przejechał" się na tym, łącznie ze świętej pamięci Hubertem Wagnerem. Nawrocki to dobry trener, zdobył dwa mistrzostwa Polski ze Skrą i był nawet przymierzany do reprezentacji Polski. Tyle, że nie pracował prawie wcale z kobietami i nagle dostaje kadrę. Ktoś go naprawdę na wysokiego konia wsadził" - przyznał były selekcjoner. Matlak obawia się, że Nawrocki znów zderzy się z tymi samymi kłopotami, z którymi borykali się jego poprzednicy, a także on sam. "Jeżeli władze związku mu nie pomogą i on sam będzie musiał przekonywać dziewczyny do gry w kadrze, to kiepsko to widzę. Wiem coś o tym, bo sam przez to przechodziłem. Brakuje przepisów, które wywarłyby nacisk na zawodniczkach i zobligowały je do gry w reprezentacji. Podejrzewam, że szczególnie te, co mają już swoje lata tak z dnia na dzień nie przyjadą na zgrupowanie i nie rzucą się Nawrockiemu na szyję" - stwierdził. W jednym z wywiadów liderka Chemika Police i reprezentantka kraju Anna Werblińska zaapelowała o zatrudnienie zagranicznego i doświadczonego szkoleniowca. Inne kadrowiczki, mniej lub bardziej oficjalnie, też skłaniały się ku tej opcji. "Skoro dziewczyny chciały wielkiego trenera z zagranicy z nazwiskiem i zapewniały, że wtedy będą przyjeżdżać na kadrę, to trzeba było takiego zatrudnić. I wówczas byśmy się przekonali, na ile prawdziwe były te deklaracje. Nie miałyby już wtedy żadnych wymówek" - podsumował Matlak.