16 lat - tyle czasu upłynęło od ostatniego startu kobiecej reprezentacji Polski na igrzyskach olimpijskich. W cyklu sportowca to całe pokolenie, nic więc dziwnego, że w kadrze trenera Stefano Lavariniego wszystkie zawodniczki przybyły do Paryża w roli debiutantek. To szczególny czas dla jednej z najbardziej doświadczonych siatkarek, kiedyś numeru jeden kadry Malwiny Smarzek, która przebojem po dwóch latach absencji powróciła do reprezentacji. Choć teraz miano liderki przejęła Magdalena Stysiak, to nasza rutynowana atakująca znów odgrywa znaczącą rolę. Malwina Smarzek zapowiada "atak na pewnych sportowców" Nim panie wybiegną na parkiet, by walczyć o swoje marzenia, Smarzek stara się jak najwięcej czerpać z niepowtarzalnego klimatu igrzysk, a bodźców pod dostatkiem jest w samej wiosce olimpijskiej, zbudowanej jako eleganckie miasteczko na terenie Saint-Denis. - Myślę, że chyba nie ma osoby, na której otoczka igrzysk, czyli wioska olimpijska i przebywanie pośród tak wielu znakomitych sportowców, nie robiłoby wrażenia. Jest niesamowita atmosfera, w naszym polskim domu także cały czas się mijamy, co jest mega fajne. Mieszamy się, siadamy w dowolnym towarzystwie i rozmawiamy o przeróżnych rzeczach. Coś pięknego. Czuję z tego tytułu wielką frajdę, a osobiście szczególnie czekam na polskich lekkoatletów. Ekscytację czuję od początku, a teraz poziom tylko idzie w górę - z zadowoleniem mówiła mierząca 191 centymetrów reprezentantka Polski. Dopytana, jakich konkretnie przedstawicieli "królowej sportu" ma na myśli, Smarzek odparła, że wszystkich i bez wyjątku. Natomiast odnośnie globalnych gwiazd, jakie chciałaby spotkać na swojej drodze, wskazała kilka konkretnych nazwisk. Gwiazda kadry czekała 14 lat. Wprost mówi, w co celują siatkarki w Paryżu - Oczywiście Novaka Djokovicia, na pewno także chciałabym spotkać Igę Świątek, zdecydowanie LeBrona Jamesa oraz wszystkie sprinterki na 100 metrów. Ja mam tutaj dużo swoich celów do robienia zdjęć, więc będę pewnych sportowców na pewno atakować - roześmiała się grająca we Włoszech atakująca, której nowym klubem będzie Wash4Green Pinerolo. Dociekaliście, czy wielość bodźców przeszkadza, żeby wejść w swój pożądany stan skupienia i koncentracji, przez co tym mocniej trzeba się pilnować, odparła: - Trenujemy, wiadomo, i na tym się skupiamy, ale na pewno bodźców jest dużo i każda z nas dała sobie pierwsze trzy dni na... Niemniej im bliżej pierwszego meczu, tym więcej będziemy przebywać w pokojach, bardziej koncentrując się na tym, co przed nami. O to jestem spokojna - zapewnia zawodniczka. Polki nie są murowanymi faworytkami do medalu w Paryżu, ale w ostatnich miesiącach udowodniły, że mocno się rozwinęły i mogą okazać się "czarnym koniem" igrzysk nad Sekwaną. Na inaugurację rozgrywek w grupie B w niedzielę zmierzą się z Japonią (godz. 13:00), następnie na ich drodze stanie lżejszy rywal Kenia (31 lipca, godz. 21), a ostatnim przeciwnikiem będzie bardzo wymagająca Brazylia (4 sierpnia, godz. 21). Smarzek zdaje sobie sprawę ze skali wyzwania, ale jednocześnie przytakuje zapytana, czy razem z koleżankami przyjechała do stolicy Francji zrealizować wielki cel. Smarzek: Zanotowałyśmy ogromny progres. Jesteśmy tu, by wygrywać Nadmieniając o oczekiwaniach względem męskiej kadry, której wszyscy już wieszają medale na szyi, Smarzek jednoznacznie nie oceniła, że takiego ciśnienia nie sposób zazdrościć kolegom po fachu. - I tak, i nie. Uważam, że oni są do tego przyzwyczajeni i umieją z tym żyć. Tyle razy wygrywali mistrzowskie turnieje, że wiedzą, jak dojść do końcowego sukcesu. Z pewnością im samym brakuje medalu z igrzysk, czego z całego serca im życzę - zaakcentowała wyśmienita zmienniczka dla Stysiak. To zadecydowało o nowych umowach dla trenerów? Świderski uchyla rąbka tajemnicy Optymizmem napawają słowa Smarzek na temat tego, jak od strony mentalnej prezentuje się w pierwszych dniach pobytu w Paryżu żeński zespół. Mimo że, co zaznaczyła na początku, pierwsze dni w wiosce to jeszcze nie był pełny "fokus". - Myślę, że do tego, co już wypracowałyśmy, więcej nie dołożymy. Wyglądamy naprawdę dobrze, treningi przed meczami przebiegają obiecująco, dlatego jestem spokojna - puściła oko weteranka. Pytana o warunki zakwaterowania w wiosce, czy jest cokolwiek, czego jej brakuje, najpierw zaasekurowała się słowem-wytrychem, rzucając ze śmiechem "pomidor", by jednak precyzyjnie wskazać, co konkretnie ma na myśli. Artur Gac, Paryż