To był ostatni mecz tej zawodniczki w reprezentacji Polski, chociaż - jak przyznała - "nigdy nie mów nigdy". "Nie tak wyobrażałam sobie nasz udział w igrzyskach, ale i tak jestem szczęśliwa, że w ogóle zakwalifikowałyśmy się do tego turnieju. Żal, że tak się skończyło, jak skończyło. Nie lubię się tłumaczyć. Na pewno były słabe momenty w grze, na pewno sporo zawalałyśmy, ale proszę mi wierzyć - w każdy mecz wkładałyśmy nasze serca. Jest mi przykro, że w taki sposób skończył się dla nas ten turniej, że nawet nie wyszłyśmy z grupy. Dużo elementów się na to złożyło, jednak nie możemy zwalać winy na nikogo. Nasza jest wina, i tyle" - mówiła poprzez łzy urodzona w Warszawie 30 września 1978 roku jedna z najlepszych siatkarek. Co może pani powiedzieć kibicom? "Nie boję się spojrzeć im w oczy, choć mogę spotkać się z krytyką. Ale minione lata już mnie do tego przyzwyczaiły. Cały czas musiałyśmy coś udowadniać. Jednak tak jest wszędzie, w życiu prywatnym, zawodowym, i w sporcie. Jest nam bardzo przykro, bo z pewnością oczekiwania związane z naszym występem były większe". Małgorzata Glinka-Mogentale marzyła, by zakończyć karierę mocnym akcentem. Skoro nie udało się w Pekinie, i są łzy smutku, to może przedłużyć karierę do mistrzostw Europy? "To nie są łzy smutku, raczej emocji, które puściły. Ja jestem bardzo zadowolona, że mogłam kończyć karierę na imprezie, o której marzy wielu sportowców, i której bym nie zamieniła na żadną inną. Żegnam się zatem z reprezentacją, mającą naprawdę przyszłość. Wierzę, że zespół zagra za cztery lata w igrzyskach w Londynie i to z większym powodzeniem" - mówiła warszawianka. Na pytanie czy na pewno żegna się z reprezentacją odpowiedziała: "Nigdy nie mów nigdy" i dodała: "Dziś mówię tak, żegnam się". Z kolei trener Marco Bonitta oświadczył, że dla niego był to ostatni mecz z reprezentacją Polski. "Nikt mnie nie naciskał bym odszedł, nikt na siłę nie zatrzymywał. To jest moja osobista decyzja i nie chcę komentować dlaczego ją podjąłem. Zresztą już wcześniej zapowiadałem, że wraz z igrzyskami kończy mi się kontrakt i bez względu na wynik jaki osiągnie drużyna w Pekinie, umowy nie przedłużę. Macie młody zespół, który jest w stanie wygrywać z najlepszymi i sądzę, że za cztery lata w Londynie osiągnie on więcej od tego, co w Pekinie" - powiedział PAP włoski szkoleniowiec. Z Pekinu - Janusz Kalinowski