Podopieczne Jacka Nawrockiego przygotowania do sezonu reprezentacyjnego rozpoczęły cztery tygodnie temu w Szczyrku. Od kilku dni trenują w Legionowie przed turniejem kwalifikacyjnym do MŚ. To będzie pierwsza i zarazem niezwykle ważna impreza dla "Biało-czerwonych". O przepustkę na mundial walczyć będą z Cyprem, Islandią, Słowacją, Czechami i Serbią. Na mistrzostwa awans wywalczy tylko zwycięzca, druga drużyna otrzyma jeszcze jedną szansę w sierpniowym turnieju barażowym. - Tego czasu na zgrupowaniu w sumie nie było zbyt wiele. Na razie nie rozmawiałyśmy o naszych rywalach. Skupiamy się tylko na sobie i pracujemy, żeby tę naszą grę "posklejać" - powiedziała Wołosz. Na początek turnieju Polki zagrają z Cyprem i Islandią. To prawdziwa egzotyka europejskiej siatkówki. Zdaniem Wołosz, spotkania z niżej notowanymi rywalami mogą pomóc drużynie "wejść" w turniej. - Nigdy nie miałam okazji grać przeciwko Cyprowi czy Islandii. Nie można ich oczywiście lekceważyć, ale myślę, że taki spokojniejszy początek turnieju nam pomoże. Dla niektórych dziewczyn będzie to pierwsze poważne granie w reprezentacji, dlatego może i lepiej, że takich rywali mamy na początku - przyznała. Jej zdaniem aktualne wicemistrzynie olimpijskie Serbki są zdecydowanym faworytem, choć w Polsce nie wystąpią w najsilniejszym składzie. Zabraknie m.in. Mai Ognjenović, Mileny Raszić czy Jovany Brakoczević. Wołosz w Chemiku Police w minionym sezonie grała razem z Jeleną Blagojević i Stefaną Veljković, które przebywają obecnie na zgrupowaniu swojej reprezentacji. - Większość zawodniczek Serbii gra w mocnych ligach, topowych klubach. Są dużo bardziej ograne i mają duże doświadczenie, jeśli chodzi o występy na tych dużych imprezach. Jeszcze w trakcie sezonu krótko rozmawiałyśmy o tym turnieju. W żartach powiedziałam im, żeby odpuściły, bo na pewno zakwalifikują się z barażu - przyznała rozgrywająca mistrza Polski. Wołosz liczy, że własna hala będzie atutem, choć z tym w przeszłości różnie bywało. Trzy lata temu łódzka Atlas Arena nie pomogła Polkom w awansie do MŚ 2014. W decydującym meczu przegrały z Belgią. - Zawsze jest fajnie grać u siebie, przed swoją publicznością. Jeśli tych kibiców jest dużo, to nam dodaje to skrzydeł. Czasami pojawia się pewna nerwowość, ale po kilku piłkach to mija - zaznaczyła. Wołosz jest jedną z dwóch zawodniczek obecnej kadry, która miała okazję wystąpić na mistrzostwach świata w 2010 roku w Japonii (drugą jest Berenika Tomsia). Była wówczas najmłodszą zawodniczką zespołu prowadzonego przez Jerzego Matlaka. "Biało-czerwone" zajęły dziewiątą lokatę. - Ja wskoczyłam do składu tak prawie w ostatniej chwili. Nigdy nie przepuszczałam, że w tak młodym wieku - miałam wówczas 20 lat - będę uczestniczyła w tak ważnej imprezie. Wprawdzie nie miałam specjalnie wpływu na wynik, grałam niewiele, ale i tak to było duże przeżycie dla mnie. Sam turniej był bardzo trudny i długi. Do Japonii poleciałyśmy tydzień przed rozpoczęciem mistrzostw i spędziłyśmy tam ponad miesiąc - wspominała Wołosz, która marzy by za rok, znów w Japonii, zagrać na mundialu. - Oczywiście marzy mi się ponowny występ na mistrzostwach świata. Sam awans byłby dużym sukcesem, może też takim bodźcem dla ligi i całej żeńskiej siatkówki - podsumowała. Ostatnim sprawdzianem Polek przed turniejem kwalifikacyjnym będą mecze towarzyskie z Belgijkami. Sparingi rozegrane zostaną w piątek i sobotę w Legionowie (początek, godz. 17). Marcin Pawlicki