To było dźwiganie oczekiwań własnych, całego środowiska siatkarskiego, a także milionów kibiców. Aż szesnaście lat trwało oczekiwanie, by żeńska drużyna siatkarek, po raz pierwszy od Pekinu w 2008 roku, wystąpiła na najważniejszej imprezie czterolecia. "Biało-czerwone", po latach niebytu, nie przyjechały do stolicy Francji w położeniu turniejowego kopciuszka. Przeciwnie, dziś rozpędzona kadra Lavariniego ma wiele, a ktoś powie prawie wszystko, aby stać się czarnym koniem olimpijskich rozgrywek. Martyna Czyrniańska: Cieszę się, że mam już za sobą to pierwsze wejście Dlatego tak szalenie ważne było, aby w Arena Paris Sud 1 (Paris Expo Porte de Versailles) przyszły scenariusz zaczął pisać się od świetnego wprowadzenia. Polki grały jak równe z równym z reprezentantkami Kraju Kwitnące Wiśni, ale po pierwszym secie, bardzo zaciętym, musiały ruszyć do odrabiania strat. I nie tylko szybko "złapały" wynik, ale także zaczęły budować swoją przewagę. Asem w rękawie włoskiego szkoleniowca okazała się być Martyna Czyrniańska, wprowadzona z kwadratu dla rezerwowych w kluczowym momencie tego spotkania. Polki miały piłkę meczową w czwartej partii i wówczas, decyzją trenera, pochodząca z Krynicy-Zdroju siatkarka zmieniła Martynę Łukasik. To właśnie 20-latka zrobiła przewagę, rozstrzygając tę nerwową końcówkę. Najpierw błysnęła w ataku, a następnie pokazała moc na zagrywce. Jej agresywny serwis sprawił, że czwarty set zakończył się zwycięstwem Polek 28:26. - Jak widać było po wyniku pierwszego seta, był w nas stres. W końcu każda po naszej stronie debiutowała w tego typu turnieju, ale później chyba sporo z nas zeszło, zaczęło się więcej kontroli i efektem była wygrana trzech partii. A ja osobiście cieszę się, że mam już za sobą to pierwsze wejście, bo stres był ogromny - wyznała w rozmowie z Interią młoda zawodniczka. Stefano Lavarini nie rozpoznał mistrza świata. Błyskawiczna riposta Andrzeja Wrony Czyrniańska perorowała, że z takim przeciwnikiem, jak Japonki, trudno wskazać, by był jeden, przełomowy moment meczu. To dlatego, że wojowniczki tej nacji zawsze potrafią wrócić. Nawet gdy mają siedem punktów straty, co pokazała niedzielna batalia, są w stanie odrobić straty. - Dlatego cały czas trzeba być skoncentrowanym i nie lekceważyć ich w żadnym momencie - podkreśliła zawodniczka tureckiego zespołu Bahcelievler Belediyesi, wskazując klucz do pokonania Japonek. - Duże znaczenie miała nasza zagrywka i błędy przeciwniczek w tym elemencie, bo popełniały ich naprawdę dużo. A Japonki raczej z tego nie słyną, więc same byłyśmy tym zaskoczone. Równolegle doszło z naszej strony lepsze przyjęcie i szybsza gra. Z pozycji 20-latki obecność w wiosce olimpijskiej to masa doznań i spełnienie sportowych marzeń. Nasze panie, podobnie jak męska kadra, zostały podzielone na dwa apartamenty. Jeden współdzieli siedem, drugi sześć zawodniczek. Dzięki Czyrniańskiej znamy szczegóły z apartamentu naszych reprezentantek - Ja osobiście jestem w pokoju z Klaudią Alagierską, a jeszcze mamy Magdę Jurczyk, Malwinę Smarzek, Asię Wołosz, Merry (Marię Stenzel - przyp. AG) i Magdę Stysiak - wymieniła Czyrniańska. Co ciekawe, a humor dopisywał utalentowanej przyjmującej, od razu sama wywołała temat, uprzedzając moje kolejne pytanie. Gdy z kolei mowa o podziale obowiązków, pod ich adresem na razie nie ma czegoś takiego, jak twardy podział obowiązków. - Każda sprząta raczej po sobie, a też przychodzą panie sprzątające i wynoszą śmieci, więc wszystko jest pod kontrolą. Myślę że dopiero jak będzie szykowało się większe sprzątanie, wtedy wszystko jakoś podzielimy - uśmiechnęła się Czyrniańska. Polskie siatkarki zaimponowały mistrzyni Europy. "Autostrada została otwarta" Kadra pań ma także swoją odpowiedniczkę Tomasza Fornala, czyli zawodniczkę w szeregach, która sama nominowała się, by dbać o stronę muzyczną. A jest nią... - Koleżanka Martyna Łukasik. Jest naszą DJ-ką i zawsze w szatni, a także wszędzie, gdzie wychodzimy, to właśnie ona puszcza muzykę - uśmiechała się 20-latka. Artur Gac, Paryż