"Przyznam, że trochę boli mnie serce, gdy patrzę na grę dziewczyn w mistrzostwach Europy. Prezentują się gorzej niż w Grand Prix, choć mają lepszy skład. Nie dotyczy to meczu z Serbią, gdzie od początku lepiej serwowały" - dodał Niemczyk. "W trakcie spotkania z Bułgarkami spociłem się bardziej niż gdybym prowadził drużynę. Chciałbym dla dziewczyn jak najlepiej. Podobnie jak Bonitta, bo uważam go za dobrego trenera. Można mieć zastrzeżenia do jego stylu prowadzenia zespołu, ale dopóki są wyniki, nie należy mu nic zarzucać. Ja potrafiłem czasem odstresować drużynę. Zdarzało się, że wypychałem zawodniczki na dyskotekę, by się odprężyły" - podkreślił szkoleniowiec, który zdobył z biało-czerwonymi dwa złote medale mistrzostw Europy. "Słyszałem, że w Hasselt dziewczyny nie mogą ze mną rozmawiać. Wydaje się, że przeszkadza im ta sztuczna sytuacja. Gdybym mógł im coś przekazać, podnieść na duchu, powiedziałbym: grajcie o każdy następny punkt, mecz, nie myślcie o medalach. W 2003 roku w Turcji nie mieliśmy łatwej drogi. Urodzenie pierwszego dziecka jest zawsze najtrudniejsze. Dwa lata później jechaliśmy do Chorwacji po medal, a nie obronę złota. Zawodniczki nie były tak obciążone jak teraz. Na szczęście Gośka Glinka znów staje na wysokości zadania. Warto ją wycofać z przyjęcia, by koncentrowała się na ataku" - stwierdził trener. "Wciąż trzeba jednak uważać, bo czekają nas dwa trudne mecze. Nie należy lekceważyć Belgijek. Trzeba tracić jak najmniej punktów i setów, bo to może się okazać decydujące" - zakończył Niemczyk.