Niemczyk urodził się 16 stycznia 1944 roku w Łodzi. Grał w siatkówkę na pozycji rozgrywającego w miejscowych klubach Społem i Anilanie oraz Stali Mielec. Był powoływany do juniorskiej i seniorskiej reprezentacji. - Gdy byłem młody, trenowałem koszykówkę, siatkówkę, piłkę nożną i tenis stołowy. Przy czym najwięcej uwagi poświęcałem dwóm pierwszym. W pewnym momencie moi szkoleniowcy tych dyscyplin pokłócili się o mnie i musiałem wybierać. Zdecydowałem się na siatkówkę i już jako początkujący zawodnik wiedziałem, że będę trenerem. Ta praca bardzo szybko mnie pochłonęła - stwierdził przy okazji 70. urodzin. Karierę zawodniczą zakończył w połowie lat 60. Był absolwentem warszawskiej AWF. Szybko zajął się pracą trenerską, a na sukcesy i poważne wyzwania nie musiał długo czekać. Mając zaledwie 31 lat objął kadrę narodową kobiet, z którą zajął czwarte miejsce w ME w 1977 roku w Finlandii. Wcześniej zdobył mistrzostwo Polski z ChKS Łódź. - Obiecałem, że przywiozę brązowy medal z tych mistrzostw Europy. Nie udało się, przegrałem z Węgrami decydujący mecz, ale oszukali mnie sędziowie. Zajęliśmy czwarte miejsce, nie dotrzymałem obietnicy. Dlatego podziękowałem za współpracę i wyjechałem za granicę - opowiadał. Następnie wiele lat spędził za granicą, prowadził m.in. aż dziesięć lat żeńską reprezentację Niemiec, a z zespołem klubowym SV Lohhov wywalczył szereg tytułów krajowych i Puchar CEV. Później sukcesy odnosił z klubami tureckimi. Na powtórną szansę pracy z kobiecą kadrą "Biało-czerwonych" musiał poczekać do kwietnia 2003 roku, kiedy przejął zespół po Zbigniewie Krzyżanowskim. W tym samym roku w Turcji jego podopieczne zdobyły mistrzostwo Europy i na stałe przylgnął do nich przydomek "złotka". Dwa lata później w Chorwacji obroniły tytuł. - Ten sukces z 2003 roku był pierwszym, ale miał jeszcze inny wymiar. Gra drużyny nie była do końca dopracowana, ja wiele czasu poświęcałem na technikę, na eliminowanie błędów, a niektóre dziewczyny po prostu uczyłem, np. jak dogrywać piłkę sytuacyjną z pola. Wygrywaliśmy mecze, ale taktyka kulała. Dwa lata później w Chorwacji w podobnym składzie "przejechaliśmy się" już po rywalach. Sięgnęliśmy po tytuł z kompletem zwycięstw" - przypomniał w wywiadzie z 2014 roku. Trener Niemczyk zawsze słynął z ciętego języka, mimo że mnóstwo lat spędził na ławce kobiecych drużyn. Nie przeszkadzało mu to w... bezpośrednim wyrażaniu swych opinii, stąd zdarzały się mocne słowa, kłótnie, żale i pretensje. Ale też swych zawodniczek nie trzymał "krótko", dawał im swobodę. W życiu prywatnym nie było inaczej, trzykrotnie był żonaty. Jego córki grywały w reprezentacjach Polski (Małgorzata) i Francji (Kinga). - Byłem trzykrotnie żonaty i trzy razy się rozwiodłem. A z siatkówką ożeniłem się na całe życie - to słowa Niemczyka, któremu temu sportowi poświęcił się bez reszty, nawet mimo poważnych problemów ze zdrowiem. Legendarny trener nie stronił też od alkoholu, o czym napisał w biografii "Życiowy tie-break". - Prawda o moim problemie alkoholowym jest taka, że wiele osób nie zużyło do kąpieli tyle wody, ile ja wypiłem whisky - mówił Niemczyk. We wrześniu 2006 roku, m.in. ze względu na zły stan zdrowia, utytułowany szkoleniowiec podał się do dymisji. Niemczyk przez długi czas zmagał się z nowotworem węzłów chłonnych. Nie ukrywał swej choroby, przeciwnie - wielokrotnie mówił o niej na forum publicznym. Do pracy trenerskiej już nie wrócił, choć na brak propozycji nigdy nie mógł narzekać. W mediach był obecny, ale już w roli komentatora, czy krytyka. W pewnym momencie wydało się, że jego walka zakończyła się powodzeniem. "Swojego raka zabiłem niezmiennie tym samym trybem życia. Chyba wie pan, o czym mówię? Alkohol, papierosy, kobiety... Ale on wcześniej mocno narozrabiał w moim organizmie. Muszę po tym sukinsynie posprzątać, jak po niezłej prywatce" - opowiadał potem pół żartem, pół serio, cytowany przez "GW". Choroba wróciła w tym roku. Tym razem był to nowotwór płuca. Niemczyk zmarł 2 czerwca.