Na co dzień Kurkowie opiekują się starszym, schorowanym psem. Zwierzak musiał na nowo przyzwyczajać się do głośnych, małych lokatorów, którymi zajmowała się jego pani. Sytuacja Anny Kurek nie była różowa - jej mąż przez jakiś czas leżał z urazem oka w szpitalu, ona miała na głowie dwa domy, wszystkie domowe pupile oraz zagrożenie powodziowe pukające do jej domu. Partnerka Fornala mówi o zaręczynach i ślubie. Stało się. Rozwiała wszelkie wątpliwości Bartosz Kurek czekał na to od dawna. Żona nagle ogłosiła Przez długi czas Anna Kurek utrzymywała, że kocięta są w domu tylko czasowo, a później będzie chciała je wyadoptować. Zajmowała się nimi jak prawdziwa "kocia mama" - jako że zwierzątka były maleńkie, trzeba było pomagać im we wszystkich czynnościach fizjologicznych, podgrzewać im mleko i masować brzuszki. Zajmowało to sporo czasu i uwagi, a maleństwa potrzebowały jej przez niemal całą dobę. Bartosz Kurek twierdził, że powinni zatrzymać kocięta, ale Anna Kurek twierdziła, że ich styl życia znacząco odbiega od tego, czego potrzebują maluchy. Ostatecznie to jednak siatkarz miał rację i kocie dzieci zostaną z Kurkami na dłużej. Anna Kurek przedstawiła kocięta Kociaki zostały w domu Kurków, a siatkarka postanowiła je wszem i wobec przedstawić. Nazwała je japońskimi imionami Mizu, oznaczające wodę, i Oki oznaczające coś dużego, wielkiego - w połączeniu wyszła wielka woda. Jak wskazała Anna Kurek, nawiązywać to miało do okoliczności odnalezienia zwierzaków. Dopadła ją sprawiedliwość. Opuściła nagle polski klub, musi zapłacić 200 tys. zł "Kitełki mają około 6 tygodni i czują się dobrze, ostatnio trochę chorowały, umierałam ze stresu o nie ale na szczęście to już minęło i jest ok. Właśnie nauczyły się załatwiać do kuwety i zaczęły jeść same. Co jest dla nas, młodych rodziców, sukcesem, bo pierwsze tygodnie były masakrą, wstawanie co 3 godziny w nocy żeby zagrzać mleko, nakarmić, wymasować brzuszki, wysikać je i wyczyścić wykończyło mnie psychicznie i fizycznie" - wyjaśniała szczęśliwa opiekunka kotów.