Partner merytoryczny: Eleven Sports

Żona Bartosza Kurka nagle ogłosiła. Jej mąż czekał na to od dawna

Anna i Bartosz Kurkowie żyją teraz w województwie opolskim. Ona trenuje w Nysie, on w Kędzierzynie-Koźlu i żyją na dwa domy. Nyska posiadłość została dotknięta przez ostatnią powódź. Podczas tragicznego dla całego regionu zdarzenia doszło również do szczęśliwej historii z udziałem Anny Kurek. Siatkarka uratowała wówczas dwoje kociąt. Przez długi czas para zastanawiała się, co z nimi zrobić, aż wreszcie podjęli decyzję.

Bartosz Kurek z żoną Anną
Bartosz Kurek z żoną Anną/SYLDAB/Polska Press/East News/East News

Na co dzień Kurkowie opiekują się starszym, schorowanym psem. Zwierzak musiał na nowo przyzwyczajać się do głośnych, małych lokatorów, którymi zajmowała się jego pani. Sytuacja Anny Kurek nie była różowa - jej mąż przez jakiś czas leżał z urazem oka w szpitalu, ona miała na głowie dwa domy, wszystkie domowe pupile oraz zagrożenie powodziowe pukające do jej domu. 

Anna Kurek zdecydowała

Przez długi czas Anna Kurek utrzymywała, że kocięta są w domu tylko czasowo, a później będzie chciała je wyadoptować. Zajmowała się nimi jak prawdziwa "kocia mama" - jako że zwierzątka były maleńkie, trzeba było pomagać im we wszystkich czynnościach fizjologicznych, podgrzewać im mleko i masować brzuszki. Zajmowało to sporo czasu i uwagi, a maleństwa potrzebowały jej przez niemal całą dobę. 

Co za pech Bartosza Kurka! Siatkarz ZAKSY musiał zejść z boiska. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Bartosz Kurek twierdził, że powinni zatrzymać kocięta, ale Anna Kurek twierdziła, że ich styl życia znacząco odbiega od tego, czego potrzebują maluchy. Ostatecznie to jednak siatkarz miał rację i kocie dzieci zostaną z Kurkami na dłużej. 

Anna Kurek przedstawiła kocięta

Kociaki zostały w domu Kurków, a siatkarka postanowiła je wszem i wobec przedstawić. Nazwała je japońskimi imionami Mizu, oznaczające wodę, i Oki oznaczające coś dużego, wielkiego - w połączeniu wyszła wielka woda. Jak wskazała Anna Kurek, nawiązywać to miało do okoliczności odnalezienia zwierzaków. 

"Kitełki mają około 6 tygodni i czują się dobrze, ostatnio trochę chorowały, umierałam ze stresu o nie ale na szczęście to już minęło i jest ok. Właśnie nauczyły się załatwiać do kuwety i zaczęły jeść same. Co jest dla nas, młodych rodziców, sukcesem, bo pierwsze tygodnie były masakrą, wstawanie co 3 godziny w nocy żeby zagrzać mleko, nakarmić, wymasować brzuszki, wysikać je i wyczyścić wykończyło mnie psychicznie i fizycznie" - wyjaśniała szczęśliwa opiekunka kotów.

Anna Kurek/Sylwia Dabrowa/Polska Press/East News/East News
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem