Polacy byli zdecydowanym faworytem turnieju kwalifikacyjnego w Chinach. Są liderem rankingu FIVB, najgroźniejszy według statystyk rywal Argentyna zajmuje szóste, a kolejny Holandia dziesiąte. Wtorkowy przeciwnik Kanada jest 12., ale z tym rywalem zwykle biało-czerwonym nie grało się łatwo. Także początek turnieju kwalifikacyjnego pokazał, że przed mistrzami Europy poprzeczka będzie wisiała wysoko. Już z Belgią wygrali szczęśliwie - po tie breaku, a na dodatek rywale mieli piłkę meczową. Z Bułgarią wygrali 3:0, ale przeciwnik też nie oddał wygranej łatwo. Kwalifikacje olimpijskie. Kanada świetnie serwuje I podobnie zaczął się mecz z Kanadą. Już pierwsza akcja pokazała, że rywale będą dobrze bronić. Polacy nie skończyli czterech ataków i dopiero blok pozwolił zdobyć punkt. Skuteczna gra w polu i dobry serwis sprawiły, że Kanadyjczycy po ataku Stevena Maara prowadzili trzema punktami. Kiedy było już 16:12 trener Nikola Grbić poprosił o czas. To podziałało, bo odrobili dwa punkty, mieli okazję na kolejny, ale Bartosz Bednorz został zablokowany. Nieco poprawiła się gra w obronie Polaków, ale wciąż minimalnie prowadzili rywale. Kanadyjczycy dobrze zagrywali, co nie było mocną stroną biało-czerwonych. I prowadzili już czterema punktami (18:22). - Jesteśmy za mało dokładni - denerwował się podczas przerwy trener Grbić i choć Polacy odrobili dwa punkty (21:23), ale na więcej Kanadyjczycy już nie pozwolili. Kwalifikacje olimpijskie. Polska odrobiła straty Drugiego seta rozpoczęli lepiej, także na zagrywce. Po asie Łukasza Kaczmarka było 4:2, ale rywale wciąż dobrze prezentowali się w obronie. Kolejna dobra zagrywka, tym razem Jakuba Kochanowskiego, i przewaga wzrosła do czterech punktów. Biało-czerwoni poprawili właściwie wszystkie elementy gry i efekty przyszły błyskawicznie. Po bloku Norberta Hubera wygrywali 13:6. Dobrze atakowali też Kaczmarek i Kamil Semeniuk. Za to rywale psuli zagrywkę za zagrywką. Siatkarze trenera Grbicia prowadzili 24:15 i.... stracili pięć punktów z rzędu. Szkoleniowiec Polaków aż dwukrotnie brał czas. - Spokojnie - mówił i to podziałało. Kwalifikacje olimpijskie. Biało-czerwoni na prowadzeniu Był więc remis, a na początku kolejnego seta Kanadyjczycy nadal stawiali opór. Znów lepiej serwowali i wciąż nieźle bronili. To sprawiło, że wynik długo był blisko remisu. Kiedy zadziałał blok, Polacy odskoczyli na trzy punkty (11:8). I złapali wiatr w żagle. Coraz lepsze przyjęcie sprawiło, że Michał Janusz miał większa swobodę w rozegraniu. Dzięki temu przewaga Polaków rosła (17:10), a trener Grbić robił kolejne zmiany - m. in. pierwszy raz w turnieju na boisku pojawił się Wilfredo Leon. Wysokie prowadzenie nieco rozluźniło jego podopiecznych. Rywale odrobili część strat (14:18) i szkoleniowiec wziął czas. Polacy szybko się pozbierali i objęli prowadzenie w meczu. Kwalifikacje olimpijskie. A jednak zdecydował tie break Czwartego seta Polacy rozpoczęli jednak źle. Rywale prowadzili 4:1, trener Grbić miał świeżo w pamięci pierwszą partię i od razu wziął czas. I piłka po piłce powoli odrabiali straty. Dobre ataki i błędy rywali sprawiły, że wkrótce był remis (9:9), a pierwsze prowadzenie w tej partii dał Bednorz. Kanadyjczycy jednak doskonale zdawali sobie sprawę, że stoją pod ścianą i walczyli. Wynik był cały czas bliski remisu. Po dwóch świetnych zagrywkach Erica Loeppky’ego to oni prowadzili (17:15). - Dawaj, teraz - mówił po polsku do siatkarzy Grbić, ale teraz to rywale grali lepiej. Prowadzili trzema punktami, Polacy jeszcze się nie poddali, ale zmarnowali okazję, by zmniejszyć straty do punktu. Za to znów świetnie zaserwował Maar i było 18:22, a za chwilę w setach 2:2. Biało-czerwoni dobrze zaczęli tie break. Zapunktowali Kaczmarek z Semeniukiem i było 3:1. Późnej jednak było gorzej. Rywale nadal dobrze celowali zagrywką i zatrzymali Kaczmarka, którego za chwilę zastąpił Bartłomiej Bołądź. Zadziałał blok, ważną piłkę skończył Semeniuk i Polacy wygrywali 7:5. Tyle że za moment znów był remis. I rozpoczęła się walka punkt za punkt. Bołądź został zablokowany (9:10), ale dwie akcje świetnie zakończył Huber (11:10). Dołączył się jego kolega z bloku Kochanowski i było 13:11. Kandyjczycy jednak odrobili straty. Szwarc zaserwował jednak w aut, Polacy mieli piłkę meczową, ale jej nie wykorzystali. Za chwilę mieli drugą, ale Kochanowski zaserwował w aut. Do trzech razy sztuka? Jak najbardziej! 3:2.