- Sprawę tę śledzi cały siatkarski świat. Afera - niezależnie od dalszego scenariusza - położy się cieniem na całym środowisku. Dotychczas organizowaliśmy imprezy, wszystko wyglądało pięknie, a teraz okazało się, że są też mroczne elementy. Sytuacja jest bardzo nieprzyjemna. Zwłaszcza po takim wielkim sukcesie, jakim był wrześniowy triumf naszych siatkarzy w mundialu - powiedział Zbigniew Zarzycki. Jak dodał, jest rozgoryczony zaistniałą sytuacją, zwłaszcza, że dotychczas - jego zdaniem - siatkarskie środowisko uchodziło za wolne od korupcji. - W moich czasach mówiło się, że to sport dla ludzi inteligentnych i wydawało się, że działacze też powinni prezentować pewien poziom. Wydawało się, że jest to czysta od korupcji dyscyplina, a teraz okazuje się, że przeganiamy nawet piłkę nożną - dodał. Mistrz świata z Meksyku i mistrz olimpijski z Montrealu zaznaczył, że wiedzę o sprawie Mirosława P. i Artura P. czerpie z doniesień medialnych. - Gdy po raz pierwszy się o wszystkim dowiedziałem, byłem zszokowany. To dla mnie coś niewyobrażalnego. Nie sztuka teraz krytykować działaczy związkowych. Trzeba poczekać na decyzję sądu - podkreślił. Przypomniał też historię związaną z poprzednim prezesem PZPS Januszem Biesiadą, który był oskarżony m.in. o posługiwanie się podczas związkowego zjazdu w 2001 roku podrobionym dokumentem oraz o niezgodne z przepisami wykorzystywanie dotacji budżetowych, które także były nieprawidłowo rozliczane. Pięć lat temu został jednak oczyszczony z zarzutów i uniewinniony przez sąd. - Z tego co wiem, to on nie został aresztowany, jak obecny szef związku. Pozostaje mieć nadzieję, że "do trzech razy sztuka" i kolejny prezes nie będzie wplątany w żadne afery - dodał. W poniedziałek ma się odbyć posiedzenie prezydium zarządu PZPS. Zarzycki uważa, że niezbędne jest uporządkowanie spraw związkowych i jak najszybszy wybór nowego szefa federacji. - To koniec działającego tam od lat układu. Trzeba uderzyć się w piersi i przyznać do błędów. Obecna sprawa będzie ciążyć na dotychczasowych władzach - podkreślił. Były trener reprezentacji Polski (1992-93) przyznał, że niepokoi go fakt, że afera korupcyjna zatacza coraz szersze kręgi. Mirosław P. został zatrzymany w czwartek w Katowicach, a odpowiadający w związku za marketing i PR Artur P. dzień później. Szef PZPS otrzymał jeden zarzut, wiceprezes - dwa. - Pozostaje mieć nadzieję, że na tym się skończy - zastrzegł. Jego zdaniem Polska przez tą sprawę niewątpliwie straci wizerunkowo na arenie międzynarodowej, co jest tym bardziej niepożądane, że w 2017 roku będzie gospodarzem mistrzostw Europy siatkarzy. - To już niestety zostanie w pamięci międzynarodowego środowiska. Mam nadzieję, że nie spotkamy się z jeszcze gorszymi konsekwencjami tej sytuacji - dodał. Mirosław P. i Artur P. mieli przyjąć łapówki od szefa jednej z prywatnych firm ochroniarskich - Cezarego P. - w zamian za to, że została ona wybrana do ochrony i zabezpieczenia mistrzostw świata siatkarzy, które we wrześniu odbyły się w Polsce. W sobotę sąd zdecydował o zastosowaniu wobec nich trzymiesięcznego aresztu tymczasowego. Za wspomniane czyny grozi im kara do 12 lat pozbawienia wolności.