"Sezon na pewno był bardzo udany, choć wcześniej "uciekł" nam Puchar Włoch i przegrałyśmy mecz o superpuchar" - powiedziała 28-letnia rozgrywająca. Do pełni szczęścia zabrakło triumfu, a przynajmniej awansu do finału Ligi Mistrzyń, który rozgrywany był w miniony weekend w Bukareszcie. W półfinałowej, niezwykle emocjonującej rywalizacji, Włoszki przegrały z późniejszym triumfatorem VakifBankiem Stambuł 2:3, choć w tie-breaku prowadziły już 12:9. Ostatecznie Turczynki zwyciężyły w decydującej partii 16:14. Obserwatorzy nie mieli wątpliwości, że był to przedwczesny finał. Pozostałe dwa zespoły, gospodarz Volei Alba Blaj i Galatasaray Stambuł, wyraźnie odstawały od Imoco i Vakifbanku. "Spotkanie półfinałowe na pewno zapadnie nam głęboko w pamięci. Byłyśmy tak bardzo blisko postawienia tej kropki nad "i". Pary półfinałowe były po raz pierwszy losowane, więc nie ma co narzekać, że tak trafiłyśmy. Szefowie naszego klubu nie byli rozczarowani trzecim miejscem. Raczej było im żal nas - zawodniczek, bo widzieli, jak walczyłyśmy i pokazaliśmy w Europie kawał dobrej siatkówki. Myślę, że tak naprawdę byli z nas dumni" - przyznała Wołosz, która została wybrana najlepszą rozgrywającą Final Four LM. Niewiele brakowało, by reprezentantka Polski w ogóle nie wystąpiła finałowym turnieju w Bukareszcie. Kilka dni wcześniej, po zdobyciu mistrzostwa Włoch, Wołosz doznała kontuzji stopy w dość niecodziennej sytuacji. "Podczas dekoracji, ja jako kapitan drużyny podnosiłam puchar przed kibicami. Oni chcieli go dotknąć, zaczęli tak napierać, że przewrócili bandę ledową na moją stopę, a potem jeszcze sami na nią runęli. Było nawet podejrzenie złamania. Noga spuchła tak, że przez trzy dni chodziłam w klapkach, o ile w ogóle mogłam chodzić... Pierwszy trening z drużyną zaliczyłam dopiero w piątek, dzień przed półfinałem z VakifBankiem" - opowiadała. W finale ligi włoskiej Imoco okazało się lepsze od Igor Gorgonzoli Novara, w którym występuje Katarzyna Skorupa. Wołosz została wybrana MVP meczów finałowych - to bardzo prestiżowe wyróżnienie, siatkarki otrzymują efektowny puchar - tzw. złotą piłkę. "Długo nie mogłam przeżyć tej nagrody. Rzadko się zdarza, żeby takie trofeum trafiało do rozgrywającej, zwykle daje się "bombardierom". W finałach fantastycznie spisywała się Samanta Fabris (atakująca Imoco - przyp. red.), grała na wysokiej skuteczności. W decydującym spotkaniu zaserwowała cztery asy z rzędu. Myślałam, że to do niej trafi ta nagroda, ale... byłam szczęśliwa, gdy ją otrzymałam. To też jest taki bodziec, żeby dalej się rozwijać, bo ktoś docenia twoją pracę. Ale wyróżnienie w Lidze Mistrzów też było dla mnie ważne, to prestiżowy sukces znaleźć się w "dream teamie" w tych rozgrywkach" - podkreśliła. Siatkarka zostaje w Conegliano na kolejny sezon. Jak przyznała, czuje się bardzo dobrze w tym małym miasteczku i klubie, który mimo krótkiej historii, ma już wiele sukcesów. "Klub istnieje od 2012 roku, dwa lata temu zdobył pierwsze mistrzostwo Włoch. W poprzednim sezonie Imoco zagrało w finale Ligi Mistrzyń. Budowany jest tak, by cały czas był na topie. Treningi i mecze odbywają się w hali Palaverde w Treviso, gdzie rok temu odbył się turniej finałowy Ligi Mistrzyń. Kontrakt z Imoco przedłużyłam już po półfinałach ligi, dlatego te najważniejsze mecze mogłam grać już ze spokojną głową" - tłumaczyła. Siatkarka w tym roku z powodów osobistych nie wystąpi w reprezentacji. Jak zapewniła, ten rozbrat z kadrą potrwa tylko w tym sezonie. "Z trenerem Jackiem Nawrockim rozmawiałam w styczniu i powiedziałam mu, jaka jest sytuacja. To nie była nasza jedyna rozmowa, on liczył, że zmienię jeszcze zdanie. Jak wszystkie swoje sprawy wyprostuję, to za rok dam z siebie tyle, ile będę mogła. Tym bardziej, w 2019 roku mamy mistrzostwa Europy w Polsce. Wierzę, że w kadrze znajdą się dziewczyny, które udźwigną ten ciężar. A tak naprawdę, to nie ma osób niezastąpionych. Trzymam mocno kciuki za dziewczyny w tym roku" - podsumowała Wołosz.