Pierwotnie Wojtasik i Kociołek sezon miały rozpocząć w kwietniu od dwóch turniejów WT w Chinach, ale oba zostały odwołane pod koniec lutego z powodu epidemii. Wówczas najlepsza kobieca para z Polski zmieniła plany. Prosto ze zgrupowania w Brazylii miała się udać na turniej w Australii, a potem do Meksyku. Żadna z tych imprez jednak też nie doszła do skutku. - Będąc w Brazylii, skoro i tak znajdowaliśmy się już poza krajem, to zdecydowaliśmy, że lecimy jednak do Australii. Tamtejszy turniej odwołano dosłownie trzy dni przed rozpoczęciem. Wszyscy chcieli, aby się odbył, ale władze kraju zdecydowały, że każdy, kto tam przyleci, będzie musiał przejść dwutygodniową kwarantannę. Na miejscu nie było jeszcze sędziów i innych osób, więc nawet gdyby dotarli do Australii, to nie mogliby wziąć udziału w zawodach. Tym samym okazało się, że impreza nie odbędzie się - relacjonowała Wojtasik. Ona, jej boiskowa partnerka oraz sztab szkoleniowy chcieli jak najszybciej wrócić do Polski, ale nie było to wówczas proste. - Regularne połączenia lotnicze były już zawieszone, więc musieliśmy skorzystać z programu "Lot do domu". Byliśmy w kontakcie z PZPS, który nam pomógł. Najpierw polecieliśmy do Dauhy. Na bezpośredni lot z Kataru do Polski nie było już jednak wolnych miejsc i dlatego mieliśmy przesiadkę w Delhi. Nie posiadaliśmy wizy do Indii, więc czekaliśmy na załatwienie tej sprawy 14 godzin. Wreszcie dotarliśmy do kraju, a cała podróż trwała chyba z 55 godzin - wspomina 29-letnia siatkarka. Przyznała, że na antypodach została m.in. grupa zagranicznych trenerów. - Większość przebywających tam ekip chciała wracać do siebie, ale kilku szkoleniowców zostało na własne życzenie. Wśród nich był np. Włoch - jak wiadomo, w jego ojczyźnie sytuacja teraz jest jeszcze gorsza"- zwróciła uwagę. Po powrocie do ojczyzny ona i Kociołek przechodzą obowiązkową dwutygodniową kwarantannę. - Minęły cztery dni, ale pierwsze dwa po powrocie przespaliśmy z mężem (Damianem Wojtasikiem, trenerem "Biało-Czerwonych" - red.), więc tak naprawdę dopiero powoli zaczynamy tę kwarantannę. Śmiejemy się, że dla nas to takie wakacje, bo na co dzień bardzo rzadko jesteśmy w domu. Oby jednak nie zostały jeszcze wydłużone - zastrzegła. W piątek Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej (FIVB) podała, że pięć zaplanowanych na maj turniejów WT - w tym warszawski- przełożono lub odwołano. Oznacza to, że niektóre pary - w tym Wojtasik-Kociołek - pierwszy start w tym roku zaliczą najwcześniej w czerwcu. - Na razie cisza w sprawie kolejnych imprez, czekamy na dalszy rozwój wypadków. Najważniejszą sprawą teraz są igrzyska i decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. On cały czas powtarza, że chce, aby impreza odbyła się zgodnie z planem, ale inni za bardzo nie widzą opcji, by było to możliwe. Czytałam, że jeszcze w przypadku bodajże 45 procent kwalifikacje się nie zakończyły. Osobiście nie wierzę, żeby miało się to odbyć bez przełożenia - podsumowała. Póki co, po zakończeniu kwarantanny, duet ten - podobnie jak wielu innych sportowców - nie będzie miał gdzie trenować. - To abstrakcyjna sytuacja. Ten sezon poszedł już trochę na straty. Teraz wszystko zależy od tego, jak będzie dalej z epidemią. Na razie nie widać, żeby miało być lepiej. Zobaczymy, jakie będą dalsze decyzje. Wszystkie COS-y są jak na razie zamknięte, ale czytałam, że może pozwolą wejść sportowcom. Warunki byłyby takie, że musieliby być przebadani i nie mogliby potem opuszczać terenu ośrodka. Na razie nie wiadomo, jak będzie wyglądała sytuacja - zastrzegła doświadczona zawodniczka. Agnieszka Niedziałek