Gdyby ktoś panu powiedział przed sezonem, że dwa polskie zespoły zagrają w Final Four Ligi Mistrzów, a turniej nie będzie rozgrywany w Polsce, czyli oba awansują drogą sportową, co by pan pomyślał?Wojciech Drzyzga: Cieszę się, że nie jest w Polsce, bo znowu byśmy sami sobie dogadywali, że ponownie omijamy drogę sportową. Po drugie myślałem, że jeden zespół ma realne szanse na awans. Po losowaniu grup wydawało się, że szanse mają nawet trzy zespoły. Ale oczywiście po drodze rozgrywane są rundy play off i było wiadomo, że nie wszystkim będzie lekko. Droga Resovii i Skry nie była łatwa, ale była do zniesienia. Nie trafiliśmy może na tych największych, choć oba zespoły musiały ograć bardzo silne ekipy.Chyba szkoda, że nie może być polskiego finału, że federacja zdecydowała by zespoły z jednego kraju spotkały się już w półfinale.- Od strony sportowej nie rozumiem tego, i chyba wielu ludzi też nie rozumie założenia, dlaczego zespoły z jednego kraju muszą się spotkać bez losowania na poziomie półfinału jakby atrakcyjność takiego meczu w finale była mniejsza. Wydaje mi się, że właśnie w półfinale jest to mniej atrakcyjne. A tak jest poczucie, że rywalizujemy sami ze sobą. Jedni się cieszą, że i tak będziemy w finale, drudzy mówią, że w sumie kogo oni pokonali, kogoś od nas. Słyszałem różne głosy. Sądzę, że ścieżka sportowa powinna być rozpisana przed całymi rozgrywkami co do pozycji. To jest bardzo łatwe. Wystarczy zapisać, że na przykład z grupy H1 trafiamy na F2 i tak dalej. Takie systemy są rozpisywane na wielu poważnych zawodach niezależnie od tego, kto jest gospodarzem. W ogóle zadziwiająca jest formuła, że gospodarz musi był wyłoniony wcześniej i grać w finale. To jest dziwne, że europejska centrala nie potrafi znaleźć miejsca na swoje najlepsze i najważniejsze rozgrywki klubowe, tak żeby o ten finał była rywalizacja. Myślę, że kilka krajów, czy miast starałoby się o organizację i wtedy uniknęlibyśmy kwalifikacji jednego zespołu bez gry. Przecież Niemcom znowu będzie zarzucane, że są w finale za układ przyznania im tego turnieju i tak dalej. CEV wciąż się boryka z ustabilizowaniem systemu swoich rozgrywek i doprowadzenia do pełnej jasności. Bez kombinowania, bez żadnego rozstawiania, tylko z losowaniem, które wyłoni pary już w pierwszej fazie.Wiemy, że jeden z polskich zespołów zagra w finale. Oba mają w składzie mistrzów świata, więc zawodników ogranych, którzy zaledwie kilka miesięcy temu walczyli o absolutnie najważniejsze trofeum. Czy w kontekście finału obecność tak doświadczonych graczy pomoże?- To bardzo ładnie brzmi, ale nie do końca przeniesie się na boisko. Jest kilku zawodników, którzy owszem, tytuł mistrza świata mają, ale ich udział w tym mistrzostwie był znikomy lub niewielki. Oczywiście nikomu nie odmawiając całego wkładu pracy. Ogranie polskich zawodników jest różne. Jak się ma ogranie Mariusza Wlazłego czy Michała Winiarskiego do Dawida Konarskiego czy Fabiana (Drzyzgi - przp. red.)? Karol Kłos i Andrzej Wrona to też zupełnie inna półka. Oni "dotknęli" pewnych miejsc, w siatkówce klubowej bardzo wysokich, ale do finałów polskie drużyny za bardzo nie są przyzwyczajone. My nie mamy w dorobku pełnych szaf pucharów i doświadczenie każdego zawodnika jest bardzo ważne dla drużyny. Ale myślę, że jest różne.Półfinałowy mecz Skry z Resovią to będzie takie małe "El Clasico", zachowując proporcje. Zmierzą się dwie najlepsze drużyny z jednej z najlepszych lig na świecie, które w ostatnich czterech sezonach, zagrały ze sobą ponad dwadzieścia razy. Czym one mogą siebie jeszcze nawzajem zaskoczyć?- Tylko indywidualną jakością wykonania niektórych zagrań. Byłbym zdziwiony jakąś nagłą, niezwykle skuteczną taktyką. Bo to by oznaczało, że drugi zespół nie potrafi zareagować. Jeśli jeden przestaje grać środkiem, a gra więcej lewym skrzydłem, to drugi powinien zareagować i umieć przestawić ten blok, prędzej czy później. Znają właśnie swoje najlepsze pojedyncze zagrania. Czy to Mariusza Wlazłego, który jest bardzo charakterystyczny w ataku, a jednak bardzo trudny do zatrzymania, czy też Jochena Schoepsa, który jest liderem Resovii. Najważniejsze są indywidualna skuteczność, pojedyncze zagrania, w tym na pewno jakość zagrywki.Wiemy, że jeden polski zespół będzie w finale. Jak pan ocenia szanse na wygranie turnieju?- Są ogromne. Przy tym układzie mamy sto procent szans na wejście do finału, a poza tym to jest jeden mecz. Dziś nie ma na świecie nietykalnych. Polski zespół będzie walczył o coś historycznego, o coś co może zdobyć pierwszy raz. I jest to realne. Ja tu nie widzę przewagi sportowej, która stawiałby nas od razu na pozycji przegranego. Wręcz odwrotnie. Jeśli Skra będzie grać tak jak półtora czy dwa miesiące temu, czy Resovia w takim stylu jak w ostatnich meczach, to Zenit (faworyt drugiego półfinału, potencjalny rywal w finale - przyp. red.) będzie miał ogromne problemy. Zapraszamy na relację na żywo z półfinału LM siatkarzy Asseco Resovia - PGE Skra Bełchatów! Relację można również śledzić na urządzeniach mobilnych