Wlazły ma nadzieje, że uda mu się przekonać selekcjonera biało-czerwonych Raula Lozano, który wkrótce przyjedzie do Polski. Organizm srebrnego medalisty mistrzostw świata jest przemęczony. Z tego powodu zawodnika często łapią skurcze mięśni. - Podczas gry modlę się tylko, żeby skurcz przyszedł jak najpóźniej. Kiedy znajduję czas, jeżdżę na badania. Wiem jedno: organizm można eksploatować, ale trzeba też dać mu się zregenerować. Mój przez ostatnie parę lat był wyłącznie eksploatowany. Mięśnie nie miały szans na odpoczynek - tłumaczył Wlazły. - Najbardziej boli lewa łydka. Kiedy złapie skurcz, to tak jakbym miał nogę na maksa w imadle. To nie jest normalne chwilowe zesztywnienie, tylko przynajmniej 10 minut katorgi. Potem odechciewa się wszystkiego, a łydka długo pozostaje twarda jak kamień. Nie mogę po tym chodzić cały dzień. Co gorsza, ostatnio coraz częściej zaczynam odczuwać bóle także poza boiskiem - podkreślił 24-letni siatkarz. - To nie tak, że postawiłem sprawę na ostrzu noża. Ja tylko mówiłem, że nikomu się do niczego nie przydam z takimi problemami zdrowotnymi, że muszę dostać czas na odpoczynek i mieć szansę wyleczenia dolegliwości. W przeciwnym razie nie będę w stanie rozegrać żadnego meczu w całości. Dzisiaj żyję w ciągłym napięciu: wiem, że skurcz mnie dopadnie, nie wiem tylko kiedy - dodał. - Jeszcze nie rozmawiałem na ten temat z trenerem Lozano, ale na pewno się spotkamy po przyjeździe trenera do Polski. Finał Ligi Światowej ma być u nas, wiadomo, że nie musimy walczyć o awans. Moją sytuację można chyba łatwo rozwiązać. Mam nadzieję, że trener zgodzi się z tym, że chory mu się nie przydam, a mecze eliminacyjne nie będą tak istotne. Trener jest uparty. Obawiam się, że gdyby finał Ligi Światowej był poza Polską, ciężko byłoby go przekonać. Lozano zawsze broni swojego zdania, ale chcę mu przedstawić własne i myślę, że się dogadamy. Poproszę o trzy, cztery tygodnie wolnego - zakończył Wlazły.