1 listopada odbył się mecz o siatkarski Superpuchar Włoch. Sir Safety Susa Perugia z Wilfredo Leonem w składzie pokonała Cucine Lube Civitanovą 3:2. Po spotkaniu więcej niż o wyniku jednak mówiło się o upadku wspomnianego 29-latka, który podczas jednej z akcji z drugiej linii poślizgnął się i uderzył tyłem głowy o parkiet, tracąc przytomność. Wilfredo Leon po swoim upadku. "Pełna świadomość wróciła dopiero w szatni" Jak jednak przyznał w rozmowie z "WP Sportowe Fakty", nic poważnego mu się nie stało. - Z każdym dniem jest ze mną coraz lepiej. Kiedy ruszam głową, jeszcze trochę bolą mnie mięśnie karku, które mocno się naciągnęły. Martwiłem się. Nie wiedziałem, czy nie doszło do wstrząsu mózgu, albo nie zrobił się jakiś krwiak. Badania tomografem nie wykazały jednak niczego niepokojącego i nie ma już powodów do obaw - uspokoił. - Ostatnie, co pamiętam, to mój atak, a później już tylko urywki. Na przykład że dałem puchar Simone Gianellemu, albo że odszedłem trochę na bok od cieszących się kolegów, bo brakowało mi powietrza. Chyba dopiero w szatni świadomość w pełni mi wróciła. Zadzwoniłem wtedy do żony i do mamy. Kiedy później oglądałem nagranie z mojego upadku i z dekoracji, powiedziałem: to nie byłem ja. Tylko ciałem byłem tam obecny - dodał przyjmujący. Jak powiedział, był badany dwukrotnie i od poniedziałku może wrócić do lekkich treningów. - Po 72 godzinach od upadku jeszcze raz przebadano mnie tomografem. Wyniki znowu były dobre. Lekarz drużyny powiedział, że jestem ponad nauką, bo rzadko się zdarza, że przy upadku, który spowodował utratę przytomności i kilkunastominutową dziurę w pamięci, badanie niczego nie wykazuje. Nie miałem żadnego obrzęku czy pęknięcia czaszki, głowa była całkowicie zdrowa - zakończył. Czytaj także: Asystent Grbicia w coraz trudniejszej sytuacji. Kolejna bolesna porażka