Mimo że do Lublina przyjechała ostatnia drużyna tabeli PlusLigi, w hali Globus tradycyjnie pojawiło się sporo kibiców. W pierwszym secie mogli jednak przecierać oczy ze zdumienia. Bo choć Bogdanka LUK szybko odskoczyła na dwa punkty, to jednak rywale wcale nie byli bez szans. Tym razem w szóstce lubelskiej drużyny nie było Wilfredo Leona. As Bogdanki LUK dostał wolne od trenera Massimo Bottiego, a w podstawowym składzie na przyjęciu znaleźli się Mikołaj Sawicki i Bennie Tuinstra. Tyle że po ataku Damiana Domagały - i analizie powtórki - to GKS objął prowadzenie 10:9. Od tej pory gospodarze jeszcze odskakiwali na dwa punkty, ale katowiczanie za każdym razem ich doganiali. Pod nieobecność Leona w ataku brylował Sawicki. Niecodzienne problemy miał atakujący Kewin Sasak - przy jednej z interwencji w obronie uderzył ręką w kamerę i potrzebna była interwencja fizjoterapeutów. GKS doprowadził jednak do gry na przewagi. Przy stanie 24:24 Botti wezwał na boisko Leona. Wicemistrz olimpijski wszedł w pole zagrywki i od razu popisał się asem serwisowym, a wokół boiska wystrzeliły w górę słupy białego dymu - tak w Lublinie świętuje się punktowe zagrywki. Co prawda drugim serwisem Leon już nie trafił i opuścił boisko, ale po chwili to jego drużyna wygrała 27:25. Kamil Semeniuk stracił szansę na puchar. Faworyt sensacyjnie poległ PlusLiga. Bogdanka LUK Lublin miała problem. Trener wezwał Wilfredo Leona Na porażce GKS-u w pierwszym secie zaważyły błędy gości - oddali rywalom osiem punktów, sami dostali dwa razy mniej. W drugiej partii przyczyn porażki nie trzeba było szukać w statystykach. Lublinianie od początku naskoczyli bowiem na rywali, szybko prowadzili 11:6. Zagrywkami gości raził Tuinstra, ale przede wszystkim Sawicki. Przyjmujący, który ma już za sobą debiut w reprezentacji Polski, wszedł w pole serwisowe przy stanie 13:10. Doprowadził do wyniku 19:10 i dopiero wtedy przestrzelił. Zanotował dwa asy serwisowe, ale jego zagrywki sprawiały rywalom takie problemy, że punktować mógł lubelski blok, goście popełniali też błędy lub oddawali piłki na stronę Bogdanki LUK bez ataku. Wielka przewaga gospodarzy utrzymała się już do końca seta wygranego przez nich 25:15. Bogdanka LUK walczyła w sobotę o utrzymanie czwartego miejsca w tabeli PlusLigi. Z tyłu coraz mocniej naciska ją ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, która w dodatku ma jeszcze do rozegrania zaległe spotkanie z Indykpolem AZS Olsztyn. GKS rozpaczliwie stara się zdobyć jakiekolwiek punkty - zamyka bowiem stawkę i do miejsca gwarantującego utrzymanie traci aż 10 punktów. W trzecim secie GKS znów jednak szybko musiał odrabiać czteropunktową stratę. Tym razem biały dym wokół boiska już na początku partii był zasługą zagrywki Sasaka. W ataku cały czas dobrze prezentował się Sawicki. Wysokie prowadzenie Bogdanki LUK się jednak zmniejszyło, a po asie serwisowym Bartosza Gomułki był remis 12:12. A po chwili GKS objął nawet dwupunktowe prowadzenie i Botti poprosił o przerwę. Skuteczność stracił Sawicki, Sasaka zastąpił Mateusz Malinowski. W końcówce Botti posłał na boisko Leona. Reprezentant Polski pomógł w obronie, ale nie skończył dwóch ataków, a jego zespół przegrał 22:25. Bogdanka LUK Lublin opanowała sytuację. GKS Katowice znów bez punktów Leon pozostał w szóstce na czwartego seta - zastąpił Tuinstrę. Ale to GKS rozpoczął go od mocnego uderzenia, po bloku rezerwowego rozgrywającego Piotra Fenoszyna prowadził 7:3. Kiedy jednak w pole zagrywki wszedł środkowy Bogdanki LUK Alex Grozdanow, sytuacja się odwróciła. Po serii punktów dla gospodarzy objęli prowadzenie 10:7. Goście wtrącili się tylko na chwilę, gdy punkt atakiem zdobył Bartłomiej Krulicki. Potem, przy zagrywkach Sasaka, lubelski zespół doprowadził do wyniku 14:8. Goście jeszcze się zmobilizowali, zmniejszyli straty do dwóch punktów, ale na więcej nie było ich stać. Lublinianie opanowali sytuację, ale kiedy GKS nacisnął w końcówce, Botti dla pewności jeszcze raz poprosił o przerwę. Potem błąd popełnił Sawicki, ale jego drużyna nie dała się dogonić. To Leon zakończył seta atakiem, ustalając wynik na 25:22. Wielka niespodzianka w PlusLidze. Asseco Resovia rozbiła faworyta