Po wyjazdowej wygranej 3:0 z SVG Luneburg Rzeszów był gotów do świętowania już przed meczem. W okolicznościowe koszulki zaopatrzyła się nie tylko drużyna, ale także klub kibica. Fani szczelnie wypełnili zresztą halę, więc od pierwszej piłki wtorkowego spotkania czuć było atmosferę wyczekiwania na zwycięstwo. Nowe koszulki można było założyć już po drugim secie. Tyle wystarczyło do wygranej, choć Niemcy w pierwszej partii rywalizacji w Rzeszowie postawili gospodarzom trudne warunki. Ale po drugim secie nie było już wątpliwości, że trofeum przywiezione przez przedstawicieli CEV do Rzeszowa pozostanie w mieście. - Nie byliśmy zaskoczeni tym, że rywale grają trochę lepiej. Byliśmy wręcz zaskoczeni tym, że nie "dźwignęli" presji, grając u siebie, bo wszystkie najważniejsze zwycięstwa odnosili tam. A tutaj? Nie było tajemnicą, że wyjdą bez presji i będą się bawili siatkówką. Na szczęście wytrzymaliśmy - podkreśla Jakub Kochanowski, środkowy Asseco Resovii. A potem bawili się już rzeszowianie. Kochanowski z kolegami z podstawowego składu czekał na koniec meczu z uśmiechem na ustach na ławce wśród rezerwowych. Niektórzy zawodnicy, jak Karol Kłos czy Torey Defalco, już w trakcie spotkania wrzucali nawet relacje do mediów społecznościowych. Karol Kłos obnażył absurdalny przepis. "Mam nadzieję, że nie dostanę kary" Świętowanie zamiast siłownie. Giampaolo Medei dał zielone światło Na złote konfetti trzeba było jednak poczekać kilka minut po ostatnim gwizdku. Puchar CEV z rąk oficjeli odebrał kapitan Fabian Drzyzga, który już potwierdził, że po sezonie żegna się z Rzeszowem. Polały się szampany, a puchar długo wędrował z rąk do rąk, bo każdy chciał zrobić sobie z nim zdjęcie. W końcu pojawił się nawet na trybunach, ale prezes Piotr Maciąg przypilnował, by puchar nie zaginął. - To piękny dzień. Ciężko pracowaliśmy cały sezon, aby móc wznieść to trofeum. Kibice stworzyli niesamowitą atmosferę, jestem pod ogromnym wrażeniem, bardzo im dziękuję - przyznaje sternik klubu. Na boisku obok siatkarzy pojawił się także... piesek w koszulce Asseco Resovii. To pupilek Alfredo Martilottiego, który pracuje w Rzeszowie od 2020 r. jako asystent kolejnych trenerów. Siatkarzom towarzyszyły także dzieci, na boisku można więc było zobaczyć trzy pokolenia Drzyzgów - synowi gratulował Wojciech, były siatkarz i trener, który komentował spotkanie w Polsacie Sport. Siatkarze mogli świętować spokojnie, bo udało im się wynegocjować z trenerem Giampaolo Medeim dzień wolnego po finale. I to mimo że już w piątek w Wieluniu czeka ich wyjazdowy mecz ligowy z Barkomem Każany Lwów. - Wybłagaliśmy. Miała być jutro siłownia, ale będzie trochę więcej czasu - uśmiecha się Kłos. Ale od razu w pełni poważnie dodaje: Nie wiem, czy na wielkie świętowanie, bo balowanie do rana byłoby pewnie głupotą, ale jakieś małe świętowanie na pewno będzie. Wszyscy w Rzeszowie mają też nadzieję, że sukces przyciągnie sukces i Puchar CEV nie będzie ostatnią okazją do świętowania w tym sezonie. Asseco Resovia nie dostała się do czołowej czwórki TAURON Pucharu Polski, ale ma szansę walczyć o medale w PlusLidze. Na razie zajmuje czwarte miejsce w tabeli i wszystko wskazuje na to, że do fazy play-off przystąpi jako jeden z rozstawionych zespołów. A w ćwierćfinałach siatkarze będą rywalizować w dwumeczach, które rzeszowianie dobrze znają z Pucharu CEV. - To da nam troszkę energii, będziemy spokojniejsi w końcówce ligi i potem w play-offach - podkreśla Klemen Cebulj, przyjmujący Asseco Resovii. Na razie jednak rzeszowianie mogą cieszyć się tym, że zapisali się w historii polskiej siatkówki. Żaden męski polski zespół przed nimi nie wygrał Pucharu CEV. Wcześniej dokonały tego tylko siatkarki Muszynianki Muszyna, które sięgnęły po to trofeum w 2013 r. Z Rzeszowa Damian Gołąb Rosjanie skarżą się na ograniczenia. Mocno odczuli wyrzucenie z Ligi Mistrzów