Damian Gołąb, Interia: Pani klub rozpoczyna sezon i od razu pojawia się szansa na kolejne trofeum. Zaczynacie z dużymi nadziejami? Po tym, co działo się ostatnio w Chemiku Police, chyba to pani drużyna jest faworytem meczu o AL-KO Superpuchar Polski. Aleksandra Jagieło, dwukrotna mistrzyni Europy, prezes BKS BOSTIK ZGO Bielsko-Biała: Tak, po zmianach, jakie zaszły w Chemiku, jesteśmy faworytem. Ale musimy podejść do tego bardzo spokojnie, to tylko jeden mecz. Wszystko w naszych rękach. Nie można lekceważyć przeciwnika, ale na pewno jedziemy zdobyć Superpuchar, bo jeszcze tego trofeum u siebie nie mamy. W poprzednim sezonie BKS zdobył Puchar Polski, po latach wrócił na podium TAURON Ligi. Jest satysfakcja, że kilka lat pani działalności w klubie przyniosło powrót do ścisłej czołówki? - Satysfakcja jest ogromna. Tym bardziej, że nie sądziliśmy, że to nastąpi tak szybko. Chcieliśmy w niedługim czasie walczyć o najwyższe cele, ale nie sądziliśmy, że już w czwartym roku działania będzie zarówno Puchar Polski, jak i brązowy medal. Radość ogromna, to pokazuje, jak fajną i nieobliczalną rzeczą jest sport. Kiedy tylko pojawia się szansa, trzeba wygrywać. Zawirowania w Chemiku Police miały duży wpływ na to, jak wyglądał rynek transferowy przed tym sezonem? - Nasz zespół był tworzony trochę wcześniej. Dobieramy zawodniczki nie tylko pod kątem umiejętności, ale też charakterów. Na Chemika nie patrzyliśmy w ogóle. Każdy ma swoje problemy, walczy ze swoimi demonami. Koncentrujemy się więc na swojej pracy. Sytuacja na rynku jest bardzo trudna. W jednym sezonie jest sponsor, w drugim go nie ma i trzeba szukać zastępstwa. My też się z tym zmagamy, to nie jest łatwe. Nie zazdroszczę więc zespołowi Chemika. Sensacyjny transfer kontrowersyjnego siatkarza. Poszedł w ślady Bartosza Kurka Aleksandra Jagieło przed Superpucharem Polski. To pierwszy cel drużyny z Bielska-Białej W ostatnich sezonach promowaliście zawodniczki wprost do reprezentacji Polski. Paulina Damaske zadebiutowała w Lidze Narodów, Julia Nowicka znów mocniej zaznaczyła się w kadrze. Chcecie być dobrym miejscem do rozwoju młodych zawodniczek? - Myślę, że nie tyle chcemy, co już jesteśmy. Cieszę się, że w tym roku mamy trzy kolejne młode zawodniczki: Wiktorię Szewczyk, Zosię Brzozę i Zuzę Suską. Chcemy, żeby to było wpisane w naszą filozofię pracy. Mamy fajny, młody sztab, który wciąż się rozwija. Chcemy, by pojawiały się nowe, młode twarze. Nie tylko, by rozwijać się i iść do klubów walczących o trofea, ale tak, jak w zeszłym sezonie - pokazywać, że w naszym klubie też mogą o to walczyć. Która zawodniczka może w tym roku sprawić niespodziankę? - Mamy kilka kandydatek. Może to być Marta Orzyłowska czy Julita Piasecka. Z młodszych na przykład Zuzanna Suska. Najważniejsze, by zaszczepić w tych dziewczynach naszą filozofię pracy. I to, że nawet kiedy nie jest się topowym zespołem, można walczyć o najwyższe cele. A te cele to...? Co pani uzna za sukces w najbliższym sezonie? - Ten sezon będzie bardzo trudny. Po zdobyciu Pucharu Polski i brązowego medalu trudno jest powtórzyć taki wynik. Będziemy koncentrować się na naszej dobrej grze, by cieszyć się nią i ciężko pracować. Pierwszym celem będzie zdobycie Superpucharu, potem powtórzenie gry w turnieju finałowym Pucharu Polski i pierwsza czwórka ligi. Dodatkowo mamy duże wyzwanie, czyli Ligę Mistrzyń. Pierwsze mecze to może być dla młodych dziewczyn duży stres i niepewność, ale myślę, że możliwość sprawdzenia się w tych rozgrywkach już teraz wyjdzie im tylko na dobre. Siatkarki walczą z hejtem. "Żyjemy w zwariowanych czasach" W poprzednim sezonie szerokim echem odbiły się też wasze działania związane z hejtem wobec zawodniczek - zgłosiliście sprawę na policję. Hejt stał się dziś dla siatkarek dużym odczuwalnym problemem? - Do tej pory hejt przewijał się w mniejszym lub większym stopniu, ale nigdy nie był aż taki, jak to miało miejsce w zeszłym sezonie. Z każdym hejtem trzeba sobie umieć radzić, to wpisane w życie ludzi wykonujących zawód, który inni oceniają. Ale są pewne granice, które zostały drastycznie przekroczone. Nie widzieliśmy innego wyjścia, jak coś z tym zrobić. Cieszę się, że się udało. Sprawa się zakończyła, ta hejtująca osoba została złapana, a później prawnicy rozmawiali z zawodniczkami o formach kary dla winnego. Skala i rodzaj hejtu są dziś zupełnie inne niż kilka lat temu, gdy pani grała w siatkówkę? - Zdecydowanie. Za moich czasów nie było czegoś takiego. Wtedy hejtem mogło być to, gdy ktoś do mnie podszedł i powiedział, że jestem beznadziejna. Albo napisał to na kartce. A dziś ludziom wydaje się, że są anonimowi. Że jeśli komuś naubliżają w internecie albo - jak to miało miejsce u nas - kogoś przestraszą, to będzie niewidoczne. Kiedyś nie było takich narzędzi, skala była mniejsza. Żyjemy w zwariowanych czasach, w których wszyscy dążą do tego, by być idealni. Jeśli tych ideałów nie spełniają, ci, którzy ich obserwują, pozwalają sobie na komentarze. Dodatkowo jest tyle stresu wokół, ludzie są tak sfrustrowani, że chyba nie wiedzą, w jaki sposób sobie ten stres upuścić. I chyba dlatego próbują komuś naubliżać. Brawa więc dla Marka Krupskiego i policji, to ich zasługa, że nie zostawili tego, tylko znaleźli osobę odpowiedzialną za hejt. Paulina Damaske ujawniła groźby wobec siatkarek. "Pewność siebie podumiera" Kto zastąpi Joannę Wołosz w kadrze? "Między wierszami to sygnalizowała" Latem siatkarska Polska żyła nie siatkówką klubową, ale reprezentacyjną. Drużyna prowadzona przez Stefano Lavariniego dotarła do ćwierćfinału igrzysk olimpijskich, przegrała z USA. To był na ten moment "max" tej ekipy? - Myślę, że tak. Jeśli w poprzednich meczach walczyliśmy, wygrywaliśmy z USA 3:2, to tutaj nie było w zasadzie momentu zaczepienia. Amerykanki były bardzo dobrze przygotowane. U nas niestety nie do końca zadziałało to tak, jak byśmy chcieli. Ale ważne jest to, że po tylu latach w końcu dotarliśmy do ćwierćfinału. I mogliśmy się cieszyć z fajnej gry naszego zespołu - postępu, jaki zrobił przy trenerze Lavarinim. Chcemy wierzyć, że to optymistyczny prognostyk. Większości polskich siatkarek zabrakło jeszcze doświadczenia na tak wielkiej imprezie? Magdalena Stysiak w jednym z wywiadów po igrzyskach przyznała, że presja ją zupełnie przygniotła - przed meczem nie była w stanie nawet jeść. Z kilkoma innymi dziewczynami mogło być podobnie. - Jestem wręcz o tym przekonana. Poza tym, jeśli mówi to Magda Stysiak, która ma już obycie międzynarodowe, grała w topowych klubach, to co można powiedzieć o dziewczynach, które grają w Polsce. Sama ranga igrzysk olimpijskich mogła spowodować, że stres był ogromny. Doświadczenie tych igrzysk powinno zaprocentować na kolejnych. Z kadrą nie będzie już najbardziej doświadczonej zawodniczki, czyli Joanny Wołosz. Jej rezygnacja z gry w reprezentacji Polski była dla pani zaskoczeniem? - Nie. Myślę, że Asia między wierszami to sygnalizowała. Niektórzy obserwują tylko reprezentację, inni tylko rozgrywki klubowe. Trzeba sobie zdać sprawę, że Asia od wielu lat gra na najwyższym poziomie i w klubie, i w reprezentacji. Można zrozumieć, że następuje już “zmęczenie materiału", po prostu myśli o życiu prywatnym. Tyle lat ciągłego grania jest bardzo wyczerpujące. Super, że Asia była w kadrze, podnosiła poziom do najwyższego. Ale trzeba zrozumieć jej decyzję i szukać kolejnych talentów, które ją zastąpią. Numerem dwa na rozegraniu była Katarzyna Wenerska, w Lidze Narodów zaznaczyła się Julia Nowicka. Myśli pani, że to będą zawodniczki, które przejmą pałeczkę po Wołosz? - Oby wypływało jak najwięcej takich siatkarek. Jest jeszcze Julia Bińczycka, a u nas, choć to oczywiście melodia przyszłości, Wiktoria Szewczyk ze świetnymi parametrami fizycznymi. Miejmy nadzieję, że tych dziewczyn będzie wiele. Kontrakt z trenerem Lavarinim został przedłużony jeszcze przed igrzyskami. Pewnie celem jest zrobienie kolejnego kroku w przód w rozwoju drużyny? Jak wysoko jest zawieszony jej sufit? - To się okaże. Każdy by chciał, by to było jak najwyżej. Żebyśmy teraz już zawsze byli w topie i walczyli o najwyższe cele. Wierzę, że ambicje dziewczyn i trenera są duże. I że wszyscy będą robić to, co do nich należy, jak najlepiej. Spełniają przecież nie tylko nasze, ale przede wszystkim swoje marzenia. Rozmawiał Damian Gołąb