Damian Gołąb: Przed rokiem ZAKSA wygrała Ligę Mistrzów, ale wcześniej przegrała finał PlusLigi. Tym razem do spotkania o europejski puchar przystępuje jako mistrz Polski. Dzisiejsza ZAKSA jest mocniejsza od tej sprzed roku? Marcin Prus, były zawodnik ZAKS-y i reprezentacji Polski: To dwa zupełnie różne zespoły. Zmieniło się kilku dyrygentów, jak prezes czy rozgrywający. Siatkówka w wykonaniu ZAKS-y też jest troszeczkę inna. Chyba w głowach samych chłopaków pojawiło się przekonanie, że rzeczy, które w zeszłym roku wydawały się niemożliwe, zostały zrealizowane. A te bardziej prawdopodobne, jak wygrana w polskiej lidze, zostały przegrane. Drużynę odbudowano ze zmienionym trenerem, prezesem i rozgrywającym. ZAKSA pokazuje jednak, że zmiany w drużynie wcale nie muszą być niekorzystne. To świadczy o tym, że Sebastian Świderski bardzo dobrze poukładał wszystko w poprzednich latach. Mimo że sternicy odchodzą, zespół jest tak samo mocny. Kędzierzynianie muszą sobie radzić bez kontuzjowanego Norberta Hubera. A on był w tym sezonie jednym z czołowych środkowych PlusLigi, w Lidze Mistrzów też bywał decydujący w kluczowych momentach, zwłaszcza w meczach z Cucine Lube Civitanova. Jego brak to duży problem dla ZAKS-y? - Krzysiek Rejno, który będzie go zastępował, ma doświadczenie z gry w finale Ligi Mistrzów przed rokiem. Często jest stawiany w trudnej sytuacji. Norberta oczywiście szkoda, sam przechodziłem problemy z Achillesem i wiem, że są długotrwałe, mozolne, wyczerpujące psychicznie. Efekty rehabilitacji przychodzą bardzo powoli. Ale powrót Norberta do gry w klubie i reprezentacji jest bardzo istotny. Dlatego chciałem skierować do niego osobiste słowa. Najważniejsze, żeby się nie spieszył. Bo czasami, kiedy bardzo się chce, niestety wszystko może pójść w drugą stronę. Teraz najważniejsza jest rehabilitacja i spokojny powrót do gry. Nie martwiłbym się o środkowych ZAKS-y w finale. Ta drużyna stworzyła ciekawy kolektyw, przez cały rok wychodziło to bardzo fajnie. Można spodziewać się wyrównanej rywalizacji z Włochami. Strata Norberta jest spora, sieje spustoszenie w ataku i bloku. Podejrzewam jednak, że zespół jest tak nastawiony, że każda luka, która się pojawi, będzie uzupełniona przez kogoś innego. Marcin Prus: Kędzierzynianie mogą zapisać się w historii Ostatni mecz z Jastrzębskim Węglem udało się wygrać trochę pod hasłem “gramy dla Norbiego". Ale gdy już emocje nieco opadły, czy taka kontuzja może być obciążeniem mentalnym dla drużyny? Świadomość, że wypadł jeden z liderów i zespół jest słabszy? - I tak, i nie. Poszedłbym w stronę myślenia pozytywnego. Swego czasu, gdy nasi chłopcy zdobyli wicemistrzostwo świata, była gra dla Arka Gołasia - wyszli na podium w koszulkach z jego numerem. Podejrzewam, że tutaj też będzie chęć, by zrobić coś dla kolegi z zespołu. Trener Cretu może budować na tym ten jeden mecz. Nie będzie to oczywiście jedyny czynnik. Zawodnicy mają świadomość, że to najważniejsze spotkanie w sezonie. Ale wiedzą też, że po zdobyciu mistrzostwa i Pucharu Polski już są wygranymi ostatnich miesięcy. Teraz mogą zapisać się w historii. Wydaje się, że ZAKSA trenera Cretu opanowała umiejętność prezentowania najwyższej formy wtedy, kiedy najbardziej tego potrzeba. Dołek i pojedyncze porażki zdarzyły się przed końcówką sezonu, a w najważniejszych meczach wszystko wychodziło. - Fajnie się poukładało, że kędzierzynianie przed finałem Ligi Mistrzów zdobyli mistrzostwo. U Włochów było inaczej. To ZAKSA jest w rytmie gry, to ona przed chwilą miała okazję świętować tytuł, by po chwili wrócić w tryb przygotowań. Włosi skończyli grać prawie miesiąc temu. To wcale nie musi oznaczać głodu siatkówki. Pamiętam, jak kiedyś przygotowywaliśmy się do moich pierwszych mistrzostw świata w Japonii. Proszę mi wierzyć, że przygotowania trwały osiem miesięcy. W pewnym momencie z głodu siatkówki i wielkiego wydarzenia pozostało jedno wielkie nic. Nawet gdy byliśmy na MŚ dominowała pustka i chęć powrotu do domu. Zbyt długie oczekiwanie na tak wielkie wydarzenie nie jest do końca właściwe. Ważna jest dyspozycja dnia. Często się o tym mówi, ale zwykle pozostaje to tylko słowem. A tutaj wszystko będzie się rozgrywać, zdecyduje to, czy zawodnik “będzie w meczu". Strefa mentalna to duże pole do zagospodarowania. Wierzę, że zawodnicy nie będą uciekać myślami od tego, że to chyba najważniejszy mecz w ich karierze. Chcę wierzyć, że w tym konkretnym dniu nie będą nękać się myślami o konsekwencjach porażki. A podejdą jak do kolejnego meczu o najwyższą stawkę. Łukasz Kaczmarek w trakcie jednego z meczów ligowych rozerwał koszulkę. Ta reakcja pokazała, że chłopaki nie lubią przegrywać. Widać, że tyka tam mała bomba zegarowa, jest presja. Gorąco wierzę jednak, że zostaną w meczu tu i teraz. A neutralne boisko nie wywoła dodatkowej presji, do tego pojawią się polscy kibice. Niektórzy zawodnicy ZAKS-y mają już doświadczenie z takiego finału przed rokiem. Jednym z tych, dla których to będzie pierwszy mecz o taką stawkę, jest Marcin Janusz. Rozgrywający przyznał, że zdaje sobie sprawę, że to może być jego jedyna szansa na wygranie Ligi Mistrzów. Udźwignie odpowiedzialność? - Marcin zostanie postawiony przed bardzo trudną sytuacją. Ale nie ukrywam, że chciałbym być na jego miejscu. Ten zawodnik ma świadomość tego, że najprawdopodobniej będzie dźwigał na swoich barkach także grę w reprezentacji Polski o najważniejsze trofea. Już udowodnił, że jest gotowy do tego, by stać się pierwszoplanową postacią w klubie i kadrze. Widać, że ma dobre podejście do kolegów. Kieruje do nich takie piłki, jakie chcą dostać. Przed nim w Kędzierzynie był Benjamin Toniutti. Marcin przez cały sezon musiał udowadniać, że nie będzie od niego gorszy, a postara się być lepszy. Ben wydawał się nie do zastąpienia, ale i on, i Marcin pokazali tutaj, że są bardzo dobrymi rozgrywającymi. CZYTAJ TAKŻE: Czeka na debiut w reprezentacji Polski. Wcześniej zmieni klub ZAKSA znajdzie słabe punkty rywali? "To wcale nie jest takie trudne" ZAKSA jest zespołem, który gra bardzo poukładaną siatkówkę. Wiemy, czego się po niej spodziewać, wytrzymuje napięcie w końcówkach. Itas Trentino, który opiera się m.in. na młodym Alessandro Michieletto, jest trochę bardziej nieobliczalną drużyną? - Zauważmy, że są tam również dość wiekowi gracze. Doświadczeniem można wiele ugrać, ale wiek robi w organizmie swoje. Może trudy sezonu odbiją się na Włochach? Prawdopodobieństwo jest niskie, ale kędzierzynianie muszą sobie zdawać sprawę, że to może być ich atutem. Wbrew pozorom znalezienie słabych punktów w zespole Itasu wcale nie jest takie trudne. Porównując Włochów do ZAKS-y, jesteśmy co najmniej równi. A w dodatku to ona ma na plecach stempel zwycięzców Ligi Mistrzów. To jej przewaga mentalna. Gdy walczą dwie równorzędne drużyny, pracuje się na niuansach. Ważny jest trening wizualizacyjny, dzięki niemu pierwsza piłka nie będzie tak naprawdę pierwszą - można “wejść w mecz" już przed jego rozpoczęciem. To obniża próg stresu, pozwala na bardziej świadomą grę. ZAKSA zagra w finale drugi raz z rzędu i trudno to nazwać przypadkiem. Nawet sami zawodnicy z Kędzierzyna podkreślają, że sukcesy są wynikiem mądrego budowania drużyny. Ciągłość projektu jest ich podstawą? - Pomysł na drużynę z Kędzierzyna był już przed laty, gdy pierwszy raz tu przyjechałem. Zmieniają się prezesi, rozgrywający, drużyny, a cały czas główną myślą jest walka o mistrzostwo Polski. Jest kontynuacja tego, co zrobił Kazimierz Pietrzyk, Sabina Nowosielska, później Sebastian Świderski czy aktualny prezes Piotr Szpaczek. To jeden z najbardziej profesjonalnych klubów, jakie mam okazję obserwować. Mogłem grać w nim przez kilka lat i poznać od środka. W Kędzierzynie w celach stawianych przed drużyną nie ma przypadku. Zawodnicy są na nie ukierunkowani, przed każdym kolejnym meczem nastawieni na zwycięstwo. Przypomina mi się Adaś Małysz, który podkreślał, że chce oddać dwa dobre skoki. Siatkarze też muszą podejść do finału jak do normalnego meczu. Jakiego przebiegu spotkania pan się spodziewa? Komu daje pan większe szanse? - Spodziewam się dwóch meczów. Pierwszy, w którym nasi chłopcy będą się “ciąć" z Włochami o każdy punkt. Ale też może się okazać, że któryś z zespołów nie wytrzyma presji. Procentowe szanse na zwycięstwo oceniam na 51 do 49 dla kędzierzynian. Dlaczego? Nasza drużyna straciła środkowego, ale może grać dla niego. Wygrała już mistrzostwo i Puchar Polski, cały czas jest na fali wznoszącej. Teraz znów emocje rosną, ale po dwóch, trzech piłkach chłopcy wejdą na poziom gry, którą prezentowali przez cały sezon. A będą walczyć z zespołem, który w zeszłym roku z nimi przegrał. Będę mocno trzymał kciuki za chłopaków, jestem bliski sercem tej drużynie. Moja twarz maluje się w trójkolorowych barwach. Na nowych koszulkach ZAKS-y, przygotowanych na finał, są złote elementy. Wierzę, że złoto będzie ciągnąć do złota i przyciągnie Puchar Europy. Początek meczu ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Itas Trentino o godz. 21. Transmisja w Polsacie Sport i na platformie Polsat Box Go. CZYTAJ TAKŻE: Skandal w lidze rosyjskiej. Dwa lata dyskwalifikacji!